Dr Rajewski: Nie lekceważmy objawów. Potem może być za późno [wywiad]
Laboratoria diagnostyczne ostatniej doby wykonały 58 tys. testów na koronawirusa. Zakażenie wykryto u kolejnych 23 tys. 975 osób i zanotowano 637 zgony. W Kujawsko-Pomorskiem w czwartek podane zostały informacje o 940 nowych przypadków zakażenia. Czy zatem można mówić o stabilizacji liczby zakażeń i tym samym nie będzie potrzeby uruchamiania szpitala tymczasowego w Ciechocinku?
Skąd bierze się wysoka liczba zgonów na COVID-19? Także o nadużywaniu antybiotyków. Rozmowa z dr. Pawłem Rajewskim - konsultantem wojewódzkim w dziedzinie chorób zakaźnych.
Magda Jasińska: Czy możemy mówić, że mamy w tej chwili tendencję do stabilizacji nowych zakażeń a może nawet wypłaszczania się pandemii?
dr Paweł Rajewski: Myślę, że jeszcze jest zdecydowanie za wcześnie, żeby być tak dużym optymistą, aczkolwiek jeżeli do końca listopada ta liczba zakażeń będzie utrzymywała się na podobnym lub mniejszym poziomie będzie można tak powiedzieć.
Czy potrzebny jest szpital tymczasowy, który powstaje w Ciechocinku?
Stabilizacji jeszcze nie widać, patrząc na liczbę łóżek zajętych przez pacjentów z COVID-19, którzy nadal wymagają hospitalizacji. Danego dnia łóżka się zwalniają i tego samego dnia komplet pacjentów jest przyjmowany. Średni czas hospitalizacji pacjenta z COVID-19 to około 10, jeżeli nie ma powikłań wymagających respiratoroterapii czy przebywania w oddziale intensywnej opieki medycznej. To nie jest taka choroba, że pacjent jest przyjmowany na chwilę i to łóżko rotuje, tylko rzeczywiście pacjent leży, jest monitorowany. Jeżeli jego stan się pogarsza jest przekazywany czy na oddział respiratorowy czy do oddziału intensywnej opieki medycznej. Szpitale tymczasowe mają być zapleczem, jeżeli będzie następna fala epidemii lub szpitale, które są dedykowane dla pacjentów na drugim i trzecim poziomie zabezpieczenia czy szpitale koordynacyjne będą na tyle przepełnione, że nie będą mogły dalej funkcjonować. Szpital tymczasowy jest takim zapleczem na wypadek „W”.
Myślę, że w województwie kujawsko-pomorskim mamy na obecną chwilę wystarczającą bazę łóżek na drugim poziomie i na trzecim poziomie zabezpieczenia szpitalnego. Nie ma takiej sytuacji, że pacjent z COVID-19, który wymaga hospitalizacji nie znajduje miejsca w szpitalu, ale zawsze warto być krok przed epidemią, przynajmniej jeżeli chodzi o zabezpieczenie bazy łóżek dla pacjentów i żeby ten szpital tymczasowy był w rezerwie.
Czy on będzie wykorzystywany? Tego nie wiem, aczkolwiek warto być na to przygotowanym. W regionie jesteśmy też w dosyć korzystnej sytuacji w porównaniu do innych województw, że szpital tymczasowy w województwie kujawsko-pomorskim powstaje na bazie już istniejącego szpitala, Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Ciechocinku, więc pewna infrastruktura jest i nawet jeżeli obecnie jest ona modernizowana, doposażana, jeżeli chodzi o stanowiska tlenowe, specjalne śluzy, specjalistyczny sprzęt, to po pandemii czy nawet jeżeli ten szpital tymczasowy nie będzie w pełnej formie wykorzystany, to te nakłady finansowe nie będą zmarnowane, będą służyć innym pacjentom. Już widać, że taka grupa pacjentów się wyłania, nowych pocovidowych pacjentów, którzy wymagają rehabilitacji oddechowej czy dalszego leczenia dalszego tlenem lub respiratorem z powodu powikłania jakim jest śródmiąższowe zapalenie płuc i niewydolność oddechowa. I być może dla tej grupy pacjentów będą służyły później te ośrodki.
Nie zatrważa pana liczba zgonów na COVID-19? Bijemy kolejne rekordy.
To, co obserwujemy obecnie, czyli tak duża liczba zgonów wynika z prostej zasady matematycznej. Im więcej mamy pacjentów, którzy mają COVID-19, im więcej mamy pacjentów przyjętych do szpitala z powodu COVID-19, tym więcej mamy zgonów. Im większa liczba chorych, tym większe prawdopodobieństwo, że wystąpi zgon. To, obserwujemy obecnie to jest właśnie pokłosie wzrostów powyżej 27 tys. nowych zachorowań objawowych, które miały miejsce 3 tygodnie temu, bo mniej więcej zgony u „najcięższych” pacjentów występują w drugim i trzecim tygodniu choroby. Jest to spowodowane tym, że zazwyczaj rozwija się śródmiąższowe zapalenie płuc, tak zwana burza cytokinowa, później dochodzi do niewydolności oddechowej, przebywania w oddziałach intensywnej opieki medycznej i mniej więcej w drugim, trzecim tygodniu jest największe ryzyko zgonu. Z drugiej strony pacjenci dość późno, niestety, zgłaszają się do lekarza. Mówią: jakoś to będzie, mają na przykład znacznie nasilony kaszel, gorączkują od ponad tygodnia, mają uczucie duszności i dopiero przychodzą w drugim tygodniu trwania COVID-19. Wtedy wirus już się nie namnaża, bo wirus SARS-CoV-2 namnaża się w organizmie zazwyczaj do 7. dnia, więc pod tym drugim tygodniu już nie działa na pacjentów ani osocze ozdrowieńców ani Remdesivir - lek, który stosowany w leczeniu SARS-CoV-2, skracający namnażanie wirusa. Wtedy możemy działać tylko objawowo, przeciwzakrzepowo. Już najczęściej mamy początek albo rozwinięte śródmiąższowe zapalenie płuc. Tworzą się już mikrozakrzepy i niestety już wtedy to leczymy powikłania COVID-19, a nie COVID-19 czy samego koronawirusa SARS-CoV-2, bo po prostu w organizmie już nie ma, już swoje zrobił.
Czy nie lekceważyć...
Nie lekceważyć objawów. Absolutnie! Jeżeli czujemy się źle, jeżeli ponad 3 doby utrzymuje się gorączką, jeżeli mamy krótki oddech, nasilony kaszel, spada saturacja krwi, bo również badanie saturacji krwi za pomocą pulsoksymetrów jest rekomendowane dla tych, którzy chorują w domu. Jeżeli pulsoksymetr wskazuje poniżej 95, a tym bardziej poniżej 90 proc. to powinno budzić nasz niepokój, że coś się dzieje, bo to wirusowe zapalenie śródmiąższowe płuc nie przebiega tak samo, jak znane nam bakteryjna, na które dość często chorujemy, czyli mamy gorączkę, wykrztuśny kaszel z zieloną, żółtą czy brązową plwociną. Nie, ono przebiega w subtelnych objawach, czyli delikatny, suchy kaszel i dopiero pojawia się krótszy oddech, uczucie duszności, łatwego męczenia się, gdy mamy już naprawdę rozwinięte zajęcie śródmiąższu, już mamy tak zwaną mleczną szybę w płucach, czyli praktycznie tego miąższu płucnego już nie mamy.D