Córka zmarłej pacjentki zawiadamia prokuraturę. Z COVID-19 walczy też ojciec
Najpierw z powodu koronawirusa straciła matkę, teraz o życie walczy jej ojciec. Jest szóste zawiadomienie do prokuratury w sprawie możliwych nieprawidłowości w Szpitalu Miejskim w Toruniu, gdzie doszło do masowych zakażeń koronawirusem. Złożyła je pani Agnieszka, która opowiedziała nam o swoich przeżyciach.
69-letnia pani Jadwiga przebywała na oddziale hematologii toruńskiego szpitala miejskiego w związku z ostrą białaczkę szpikową. Po tygodniu chemioterapii 24 marca wypisano ją do domu. Na początku kwietnia poczuła się źle, w szpitalu stwierdzono już wówczas ognisko koronawirusa, ale ją uspokajano, że na pewno się nie zaraziła.
- Pani doktor zapewniała, że w żadnym wypadku nie ma takiej możliwości, ponieważ mama już wyszła, a ten pacjent czy pacjentka dopiero przyszła - opowiada pani Agnieszka.
Kobieta zmarła w szpitalu w Grudziądzu. W połowie kwietnia trafił tam także jej 75-letni mąż, u którego także potwierdzono koronawirusa.
- Nie mogli się nigdzie indziej zarazić, jestem tego 100 proc. pewna, ponieważ to ja robiłam zakupy, a rodzice mieli zakaz wychodzenia z domu - dodaje córka.
75-latek podłączony do respiratora walczy o życie, a pani Agnieszka postanowiła walczyć o sprawiedliwość.
- Mam żal o to, że nikt nie skontaktował się z mamą. Może jakoś by z tego wyszła. Chciałabym, żeby po prostu winni odpowiedzieli za to - podkreśla pani Agnieszka.
Toruński szpital od początku twierdzi, że działał zgodnie z procedurami i nie ma sobie nic do zarzucenia. Koronawirusa stwierdzono tam u 51 osób, pacjentów i personelu.