"Zła reakcja na molestowanie". Pracowniczki Biblioteki Głównej w sądzie przeciw UMK
W Sądzie Pracy w Toruniu rozpoczął się proces trzech kobiet, które domagają się od Uniwersytetu Mikołaja Kopernika łącznie 150 tys. zł odszkodowania za łamanie praw pracowniczych.
Jak twierdzą, uczelnia niewłaściwe i zbyt późno zareagowała na ich zawiadomienie o tym, że miały być molestowane seksualnie przez kolegę z pracy. Uniwersytet domagał się oddalenia powództwa. W sądzie zeznawała dziś między innymi córka i mąż jednej z poszkodowanych.
– Dyrektor chciał sprawę zamieść pod dywan i powiedział, że prosi, aby zachowała dyskrecję, zgłosiła całe zdarzenie, a dyrekcja nie zaproponowała żadnego rozwiązania. W okresie przedświątecznym była sugestia, że mają się pogodzić - opowiada córka.
– Po tych wszystkich przeżyciach żona poszła na leczenie. Została doprowadzona do tego stanu, że cała się trzęsła, cały czas płakała i nie było można żony uspokoić - dodał mąż poszkodowanej.
Kobiety twierdzą, że mężczyzna łapał je za kolana biust i składał inne propozycje seksualne. Uniwersytet rozwiązał z nim umowę o pracę, ale po roku od zgłoszenia. Dziś uczelnia nie chciała komentować procesu. W nadesłanym do nas oświadczeniu informuje, że w takich przypadkach – poza standardowymi procedurami, wynikającymi z prawa pracy – kieruje się wewnętrzną polityką antymobbingową. Pracuje też nad specjalną strategią, zapobiegającą nierównemu traktowaniu, która ma być przyjęta w postaci zarządzenia rektora. Uniwersytet przypomina też, że w tej sprawie reagował rzecznik akademicki i to UMK powiadomiło prokuraturę.