Pracownicy bydgoskich domów pomocy społecznej wołają o pomoc...dla siebie
Dziesięć minut na jednego podopiecznego, za mało podnośników i łóżek elektrycznych, dwie opiekunki na kilkudziesięciu chorych - tak według pracowników bydgoskich domów pomocy społecznej wygląda ich zawodowa rzeczywistość. Dyrekcja widzi to nieco inaczej.
O dramatycznej sytuacji informuje załoga Zespołu Domów Pomocy Społecznej i Ośrodków Wsparcia w Bydgoszczy. Od marca są w sporze zbiorowym z pracodawcą. Żądają poprawy warunków pracy i wyższej pensji.
Według Agnieszki Marcinkowskiej - Przewodniczącej NSZZ Solidarność, nie sposób pracować w systemie trójzmianowym za najniższą pensję w takich warunkach.
- Są dwie opiekunki, czasami trzy, nie wiem, czy ta liczba wzrasta do czterech? - Nieee...
- Podopieczni oczekują od nas jakiegoś wsparcia psychicznego, rozmowy, wypicia kawy, ale my na to nie mamy czasu. My pracujemy automatycznie. Wchodzimy, robimy, wychodzimy. Tego czasu nie ma, jest nas za mało. Właśnie bym się popłakała, bo to jest naprawdę trudne... - zwierzają się pracownicy.
Bożena Degler - Łaniewska mówi, że 82 procent budżetu placówek przeznaczone jest na wydatki związane z pracownikami.
- Trudno nam w tej chwili pewne rzeczy wyjaśnić, w związku z tym musi być powołany mediator. Związki zawodowe przedstawiły swojego, my poniedziałek występujemy do ministerstwa o wskazanie mediatora. Jeżeli mediacje nie poskutkują, pozostanie rozstrzygnięcie sprawy przez sąd.
Więcej w audycji „Bliżej życia" z 6 grudnia:
Bliżej życia - 6 grudnia