O zagłodzonych psach przed sądem. Właścicielka twierdzi, że wszystko było w porządku
Głośna sprawa pseudohodowli w Murowańcu znalazła swój finał w bydgoskim sądzie. Właścicielce grozi 5 lat więzienia za znęcanie się nad psami ze szczególnym okrucieństwem.
39-letnia Wioletta I. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że została pomówiona przez jedną z sąsiadek. - Nie czuję się winna. Mam dokumenty na to, że to wszystko nieprawda. To pomówienia jednej z kobiet, która się uparła. Psy były trzymane w odpowiednich warunkach, również w domu. Są na to dowody, także zdjęcia. Nie krzywdziłam zwierząt - mówiła przed sądem.
Świadkowie nie podzielają tej opinii. Sprawę do pogotowia dla zwierząt zgłosiła jedna z kobiet, która bywała przy posesji oskarżonej. Często widziała tam zaniedbane i wychudzone psy. Jak mówiła, sama próbowała je dokarmiać. – Wszystko zaczęło się w wakacje zeszłego roku. Chodziłam obok tej posesji do sklepu, bardzo często. Widziałam dużo tych piesków - wychudzonych, było bardzo gorąco, a nie było tam nawet miski z wodą. Gdy dotknęłam jednego dobermanka, kleił się, był brudny i zaniedbany. Potem jesienią, gdy było coraz zimniej, tych psów prawie nie było widać, takie były wychudzone - relacjonowała.
Niespełna rok temu właścicielce odebrano 6 psów - dwa z nich już nie żyły. Zaniedbania potwierdziła lekarz weterynarii, która uczestniczyła w interwencji. Właścicielka miała wtedy tłumaczyć inspektorom, że cierpi na depresję. Pseudohodowlę zlikwidowano rok temu.
To nie jedyna głośna sprawa związana ze znęcaniem się nad zwierzętami w naszym regionie. W bydgoskim sądzie rejonowym trwa proces Izabeli i Romana G. - oskarżonych o prowadzenie pseudohodowli w Dobrczu. To największa zlikwidowana hodowla psów rasowych w Polsce. Jej właścicielom grozi do 8 lat więzienia.