Pieniądze za reformę edukacji do zwrotu? To postulat dwójki bydgoskich radnych
Przepełnione klasy, problemy z rekrutacją i duże koszty poniesione przez samorządy - zdaniem radnych Moniki Matowskiej i Jakuba Mikołajczaka z Koalicji Obywatelskiej - takie będą skutki reformy edukacji.
Przewodnicząca Rady Miejskiej twierdzi, że rząd obciążył samorządy kosztami reformy, przez co na przykład bydgoski budżet wiele stracił.
- Na reformę edukacji wydaliśmy ponad 8 mln. złotych. W 2017 roku dostaliśmy 15% tej kwoty, w 2018 12% tej sumy. Pieniądze były przeznaczone na przystosowanie szkół - mówiła Monika Matowska.
Dlatego Bydgoszcz wystąpiła z wnioskiem do Skarbu Państwa o zwrot kosztów za reformę edukacji. Radny Jakub Mikołajczak wskazywał z kolei, że podwójna rekrutacja odebrała marzenia niektórym uczniom.
- Wiemy, że 3477 uczniów w naszym regionie nie dostało się do wybranej, wymarzonej szkoły. W Bydgoszczy nie ma problemu z miejscami, ale to nie są szkoły, które młodzież sobie wymarzyła. W powiecie radziejowskim czy żnińskim tych miejsc brakuje. Te dzieci będą chodzić do szkół przepełnionych. Klasy będą przepełnione dwukrotnie, a nauczyciele będą mogli dwukrotnie mniej czasu poświęcić uczniom - mówił radny Jakub Mikołajczak.
Radni proponują, by po likwidacji gimnazjów to samorząd mógł płynnie decydować, jakie klasy będą w jakich budynkach. Na przykład ratusz mógłby w razie potrzeby utworzyć klasy 7 i 8 przy szkołach średnich - tak by zmieniać kierunki kształcenia według potrzeb uczniów.