Sąd: prof. Kowalczyk nie współpracował z SB
Profesor Andrzej Kowalczyk, fizyk z UMK, nie skłamał w oświadczeniu lustracyjnym. Zdaniem Sądu Okręgowego w Toruniu nie doszło do zarejestrowania go jako tajnego współpracownika, a notatki z rzekomych spotkań były nieprawdziwe.
Na dokumentach mającym świadczyć o pozyskaniu go jako TW nie ma przy podpisach przełożonych funkcjonariusza SB dat - tłumaczył sędzia Grzegorz Waloch.
- Zostały one wytworzone w dacie późniejszej niż data, która została wskazana na tych dokumentach, a treść ich nie odpowiada prawdzie. Sąd nie miał zatem podstaw ażeby uznać, że Andrzej Kowalczyk zobowiązał się do współpracy, nie mógł posiadać świadomości, że jest tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i jakiekolwiek jego spotkanie z funkcjonariuszem SB miałoby być spotkaniem w charakterze tajnego współpracownika, to zaś powoduje, że odpadła podstawowa przesłanka do uznania do za taką osobę przez sąd - powiedział sędzia Grzegorz Waloch.
Profesor Kowalczyk nie chciał komentować rozstrzygnięcia sądu. Jego pełnomocnik Marek Poksiński przyznał, że cieszy się z takiego orzeczenia
- Uważaliśmy, że tak było i nigdy nie był kłamcą. Ja jestem w ogóle przeciwnikiem tejże ustawy. Wyraźnie wyrażam się, że ściganie ludzi po 28 latach od przemian, kiedy są już emerytami jest po prostu wręcz karygodne i nie powinno mieć w ogóle miejsca. Pan Andrzej nie współpracował, to zdolny fizyk i takie rzeczy jak jakieś donoszenie go kompletnie nie interesowało (...) - powiedział pełnomocnik prof. Kowalczyka Marek Poksiński.
Wyrok nie jest prawomocny.