Proces po utonięciu 17-latka. Kierownik broni oskarżonych ratowników
- Ratownicy robili wszystko, by wyłowić 17-latka z wody żywego, choć miejsca, w którym utonął nie potrafił wskazać precyzyjnie nawet jego ojciec - mówił dziś w bydgoskim sądzie kierownik ośrodka w Borównie.
Szef Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego WOPR w Borównie był świadkiem w sprawie utonięcia 17-latka na strzeżonym kąpielisku. O dopuszczenie do tragedii oskarżeni są trzej ratownicy. Grozi im nawet do 5 lat więzienia.
Kierownik ośrodka WOPR w Borównie nie ma zastrzeżeń do pracy oskarżonych ratowników. - Robili wszystko, by wyłowić 17-latka żywego, choć miejsca, w którym utonął nie potrafił wskazać precyzyjnie nawet jego ojciec - zeznawał dziś w bydgoskim Sądzie Rejonowym. - Widziałem ich wszystkich w wodzie, nawet trójką nurkowali. My jesteśmy tylko ludźmi, nie bogami, że musimy wiedzieć, gdzie - tłumaczył.
Zatrzeżenia kierownika budzi natomiast ustawa dotycząca szkolenia ratowników. Kiedyś wymagano od nich setek godzin praktyki na kąpieliskach, teraz wystarczy 68-godzinny kurs. Taki właśnie ukończył 17-letni ratownik, który - zdaniem kierownika - miał nie wychwycić tego zdarzenia.
17-letni Michał utopił się na oczach rodziców i plażowiczów w Borównie. Do tragedii doszło dwa lata temu.