Pomoc dla OSP w Wałdowie
Rok temu w całym kraju zasłynęli spektakularną akcją ratowania życia aktora, który podczas spektaklu na scenie doznał zawału serca. Dzisiaj sami potrzebują pomocy. Mowa o strażakach ochotnikach z Wałdowa w gminie Sępólno Krajeńskie. Druhowie w akcjach usuwania skutków nawałnicy stracili sprzęt. Chcą nadal pomagać, ale nie mogą.
Strażacy z Wałdowa mają zniszczony samochód, piły i pompy. Wszystko zużyło się podczas akcji ratowniczych. "Wóz bojowy nie nadaje się do użytku, bo ma pękniętą ramę, słabe hamulce i rozpadającą się skrzynię biegów" - mówi Tobiasz Świniarski, naczelnik OSP Wałdowo. "Pojazd w takim stanie nie zostanie nawet dopuszczony do ruchu" - dodaje. Druhom z Wałdowa potrzebne są też piły łańcuchowe oraz pompy szlamowe i głębinowe. "Pracowaliśmy przez dwa i pół tygodnia od rana do nocy. Sprzęt zwyczajnie się zużył. Na końcu używaliśmy nawet swoich prywatnych narzędzi" - wtóruje Sławomir Wierzchucki, prezes OSP Wałdowo.
Teraz jest pilna potrzeba, aby remizę w Wałdowie wyposażyć na nowo. Strażaków jednak na taki wydatek nie stać. Potrzebny jest przede wszystkim samochód gaśniczy. Nowy kosztuje około 800 tysięcy złotych. Druhowie będą zadowoleni nawet z używanego, w przyzwoitym stanie technicznym. To jednak też wydatek rzędu 300 tysięcy złotych. Nawet gmina nie udźwignie takiego, nieplanowanego wcześniej wydatku.
Innym problemem jest brak jakiegokolwiek wozu gaśniczego w tej części gminy. Oprócz jednostki Państwowej Straży Pożarnej w Sępólnie Krajeńskim, taki pojazd posiada jedynie OSP w Lutowie. Ten zresztą jest również mocno wyeksploatowany. Obecnie w przypadku nawet najmniejszego pożaru we wschodniej części gminy, strażacy z Wałdowa nie mają czym wyjechać do akcji gaśniczej. Wówczas można jedynie liczyć na pomoc, która nadejdzie z odległego o kilkanaście kilometrów Sępólna Krajeńskiego. W przypadku pożaru, ważna jest jednak każda minuta.