Proces ws. pseudohodowli w Dobrczu
Właściciele pseudohodowli z Dobrcza nie przyznają się do winy, a prokurator zarzuca im znęcanie się nad zwierzętami i liczne oszustwa.
W Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy rozpoczął się proces w tej sprawie. Prokurator odczytał obszerny akt oskarżenia. Zdaniem prokuratury małżeństwo oszukało co najmniej kilkudziesięciu klientów, stąd 28 zarzutów. Najpoważniejszy z nich dotyczy znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
Jeden z psów z hodowli trafił w ręce Marcina Kościńskiego, który w procesie jest oskarżycielem posiłkowym. Jak zaznacza do dziś zwierzę ma problemy ze zdrowiem.
Oskarżeni nie przyznali się do winy. Izabela G. twierdzi, że nikomu nie gwarantowała, że zwierzęta nie będą chorować. Wyjaśniała, że psy w hodowli miały być regularnie szczepione i odrobaczane, a klienci mogli zwracać się do hodowcy, który miał zapewniać opiekę weterynaryjną.
Hodowla w Dobrczu została zlikwidowana pół roku temu. Policja i "Pogotowie dla zwierząt" odebrało z niej ponad 170 zwierząt. Żyły w bardzo złych warunkach, niektóre umierały leżąc w odchodach, odwodnione, bez pomocy weterynarza.
To największa zlikwidowana hodowla psów rasowych w Polsce. Izabeli i Romanowi G. grozi 8 lat więzienia.