11-letnia dziewczynka pozostanie w szpitalu w Bydgoszczy, reszta harcerzy wróci do domów
Większość rannych harcerzy, którzy trafili do bydgoskiego Szpitala Jurasza opuści w poniedziałek lecznicę. Na obserwacji pozostanie jedynie 11-letnia dziewczynka.
Po piątkowej nawałnicy, jaka dotknęła obóz namiotowy w Suszku (woj. pomorskie) do szpitala w Bydgoszczy trafiło pięciu, spośród prawie 40 rannych harcerzy.
Jedno z dzieci po otrzymaniu pomocy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym wróciło do domu. Pozostała czwórka w wieku 11 - 15 lat pozostała w szpitalu.
Harcerze byli wyziębieni, mieli przede wszystkim urazy głowy i zadrapania. Dziś trzech chłopców zostanie wypisanych z lecznicy. Na obserwacji zostanie 11-latka, która ucierpiała najbardziej.
- Dziewczynka musi jeszcze u nas zostać, chłopcy będą mogli wrócić do domów - powiedziała dr Irena Daniluk-Matraś, kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej Dzieci i Młodzieży Szpitala Uniwersyteckiego nr w im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy.
Na obozie w Suszku przebywało 130 harcerzy z łódzkiego okręgu ZHR. Opiekę nad nimi sprawowało 8 wychowawców. W nocy z piątku na sobotę - w wyniku gwałtownych burz i wiatrów, jakie przeszły nad Pomorzem - obóz został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa. Ratownikom udało się dotrzeć do obozu dopiero po kilku godzinach. W wyniku nawałnicy zginęły dwie dziewczynki w wieku 13 i 14 lat: obie zostały przygniecione przez powalone wiatrem drzewa. Śledztwo prowadzi prokuratura.