Terenówką chciał pojeździć po lodzie na Wiśle; na szczęście było płytko
Nikt nie zginął, ale w akcji ratunkowej uczestniczyło kilkadziesiąt osób. W Dobiegniewie koło Włocławka na zamarznięty Zalew Wiślany wjechało terenowe auto. Ponad sto metrów od brzegu lód załamał się pod ciężką terenówką. Przód samochodu zniknął pod wodą.
Kierowca, 34-letni mężczyzna, o własnych siłach wydostał się z wozu i dotarł do brzegu. Jego życie nie było zagrożone, bo Wisła w tym miejscu jest płytka. Przednie koła samochodu oparły się o dno. Zdarzenie widzieli jednak spacerowicze, którzy zaalarmowali służby ratunkowe, że samochód tonie.
Na miejsce przyjechały trzy wozy strażaków, karetka pogotowia i policja. Mężczyzna nie potrzebował pomocy medycznej. Zobowiązał się do tego, że sam zadba o odholowanie terenówki z lodu. Policjanci nie mogli mu nawet wlepić mandatu, bo - paradoksalnie - kierowca nie złamał jakiegokolwiek przepisu drogowego. Mężczyzna stwierdził, że chciał sobie pojeździć po lodzie i był przekonany, że lód wytrzyma ciężar terenowego pikapa.