Lokatorzy kontra toruńscy urzędnicy
Rodzina państwa Rybackich nie chce opuścić gminnego budynku, w którym miasto chce urządzić rodzinny dom dziecka. Sprawa trafiła na wokandę.
Rodzina w budynku przy ul. Bartkiewiczówny mieszka ponad 70 lat. Małgorzata Rybacka, która mieszka w budynku z dwoma synami czuje się skrzywdzona. Przed rozprawą przekonywała, że przez wiele lat, na własny koszt remontowała wynajmowany budynek, a miasto nie zgodziło się na wykupienie lokalu na własność.
- Gmina ani ZGM w niczym nie pomagali - argumentuje najemca. - Prośby o naprawienie okien, tynków pozostawały bez odzewu. Wszystko robiliśmy we własnym zakresie - zaznacza lokatorka. Przekonuje, że domu dziecka nie można tworzyć na krzywdzie innej rodziny. Jej zdaniem miasto ma wiele innych miejsc, które mogłyby być przeznaczone na ten cel.
- Regularnie wymieniana była korespondencja pomiędzy najemcą a Zakładem Gospodarki mieszkaniowej w Toruniu - informuje Aleksandra Iżycka, rzeczniczka prezydenta miasta. - Wiadomym jest, że użytkując przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat nieruchomość odświeża się ją, remontuje. Natomiast należy przy tym pytać właściciela, w tym przypadku gminę, o zgodę na taki remont, co nie było dopełniane przez najemcę - dodaje rzeczniczka. Zaznacza, że osobom mieszkającym przy ul. Bartkiewiczówny 102 a dwukrotnie proponowano nowy lokal komunalny. Odpowiedź była odmowna.
- Nieruchomości wyodrębnione, z działkami, bez barier architektonicznych są szczególnie cenne przy tworzeniu rodzinnych domów dziecka, na rodziny zastępcze z dziećmi niepełnosprawnymi. To obowiązek gminy nałożony ustawą o pieczy zastępczej- dodaje Aleksandra Iżycka.
W sądzie w poniedziałek jako świadkowie zeznawali m.in.: prezydent Torunia Michał Zaleski, Kazimiera Janiszewska - dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie oraz Roman Bicki dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Toruniu.