Pięciu policjantów zginęło w strzelaninie w Dallas
Pięciu policjantów zginęło, a dziewięć osób zostało rannych od kul co najmniej dwóch snajperów podczas manifestacji przeciw brutalności policji w Dallas w Teksasie - podały w piątek lokalne władze. Trzy osoby zatrzymano, jednego z napastników zabiła policja.
"To była druzgocąca noc. Ze smutkiem informujemy, że zginął piąty policjant" - napisała policja z Dallas w piątek rano czasu polskiego na Twitterze.
Do zdarzenia doszło w czwartek wieczorem (czasu lokalnego); snajperzy zabili pięciu policjantów i ranili kolejnych siedmiu funkcjonariuszy oraz dwóch cywilów - powiedział na konferencji prasowej burmistrz Dallas Mike Rawlings. Według policji życiu rannych nie zagraża niebezpieczeństwo.
Strzelaninę potępił w piątek podczas konferencji prasowej prezydent USA Barack Obama, który przebywa obecnie na szczycie NATO w Warszawie. Podkreślił, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiego ataku oraz że Ameryka jest tą tragedią "zszokowana".
Wydarzenia skomentowali także niemal pewni kandydaci na prezydenta w zaplanowanych na listopad wyborach, Hillary Clinton i Donald Trump. "Opłakuję tych oficerów zastrzelonych, gdy pełnili swój święty obowiązek ochrony pokojowych manifestantów, współczuję rodzinom ofiar i wszystkim tym, którzy z nimi służyli" - napisała na Twitterze Clinton. "Nasz naród jest zbyt podzielony. Zbyt wielu Amerykanów czuje, że straciło nadzieję. (...) To być może bardziej niż kiedykolwiek czas na silne przywództwo, miłość i współczucie. Przetrwamy te tragedie" - brzmiało oświadczenie Trumpa.
Jednym z napastników w Dallas był Afroamerykanin, który chciał zamordować białych ludzi, w szczególności policjantów - poinformował szef policji w tym mieście David Brown. Osobnik został zabity przez policję, która użyła materiałów wybuchowych. Wcześniej na parkingu w centrum Dallas doszło do wymiany ognia między mężczyzną a funkcjonariuszami. Zanim go zabito, prowadzono z nim negocjacje. "Podejrzany twierdził też, że w całym centrum miasta i na tym parkingu są bomby" - powiedział Brown. Mężczyzna nie chciał współpracować z policją i przekazał negocjatorom, że jego zamiarem jest zranienie kolejnych funkcjonariuszy.
Agencja Reutera twierdzi, że była to jedna z największych w ostatnich latach strzelanin z udziałem policji w Stanach Zjednoczonych. Agencja informuje też, powołując się na słowa chcącego zachować anonimowość urzędnika, że nie ma żadnych oznak, by wiązać strzelaninę z działalnością jakichkolwiek zorganizowanych grup międzynarodowych.
Pierwsze strzały padły, gdy kilkaset osób zgromadziło się w centrum Dallas, by zaprotestować przeciwko ostatnim przypadkom zastrzelenia przez białych policjantów dwóch Afroamerykanów, w Baton Rouge w Luizjanie i w St. Paul w Minnesocie.
Według Browna snajperzy strzelali z karabinów do policjantów z wysoko położonych stanowisk. Wydaje się, że chcieli zranić lub zabić jak największą liczbę funkcjonariuszy - mówił Brown. Jego zdaniem najpewniej był to skoordynowany atak. Po strzelaninie policja przeszukiwała hotele, restauracje, siedziby firm, a nawet prywatne mieszkania.
W przekazywanych przez sieć CNN relacjach widać było demonstrantów idących ulicą w centrum Dallas w kierunku ratusza, kiedy nagle rozległy się strzały. Ludzie rozproszyli się, szukając schronienia.
W reakcji na niedawne zastrzelenie dwóch Afroamerykanów, w czwartek zorganizowano też inne protesty, m.in. na nowojorskim Manhattanie, w Atlancie, Chicago i Filadelfii. Przebiegły one w pokojowy sposób. (PAP)