Lekarze rezydenci zwracają uwagę na swoją sytuację
Lekarze rezydenci walczą o poprawę jakości kształcenia specjalizacyjnego. Chcą wyższego wynagrodzenia za swoją pracę i respektowania swoich praw.
Kim jest rezydent? To lekarz po studiach i po rocznym stażu. Jest zatrudniany przez szpital, ale za jego pracę płaci ministerstwo zdrowia.
Jak mówi Damian Patecki, lekarz z Łodzi - zdarza się, że rezydenci są obarczani nadmiernymi obowiązkami, a nikt nie płaci za nadgodziny. Dość powszechne ma być też umieszczanie młodego lekarza na oddziale ratunkowym.
- Domagamy się, aby szpitale w całości respektowały umowy zawierane z ministerstwem zdrowia na proces kształcenia specjalistów. Pieniądze otrzymują pod warunkiem, że będą one służyły temu, że młody lekarz będzie mógł się rozwijać w swojej dziedzinie. Niestety nie zawsze jest to możliwe, ponieważ dyrekcja mając darmowego pracownika czasami wykorzystuje go w inny sposób. Mamy np. osobę, która chce być chirurgiem, powinna jak najwięcej badać, operować, tymczasem jest na oddziale ratunkowym - tłumaczy Damian Patecki.
- Sytuacja rezydentów nie jest zła - mówi tymczasem Zbigniew Sobociński, dyrektor
ds. Lecznictwa w Szpitalu Uniwersyteckiego nr 2 imienia Jana Biziela w Bydgoszczy.
- Szpitalny Oddział Ratownictwa jest tym najbardziej newralgicznym oddziałem, który musi mieć tych najbardziej doświadczonych lekarzy, ale jest to też takie "pole walki" dla pewnych specjalności. Rezydent ma obowiązek minimum jeden dyżur miesięcznie odbyć na takim oddziale, oczywiście, nie samodzielnie, no bo gdzie lepiej nauczyć się medycyny, jak nie tej pierwszej "linii starcia". Czy rezydenci są źle traktowani? Nie zauważam tego w szpitalu - powiedział Zbigniew Sobociński.
Lekarze rezydenci odwiedzają biura poselskie od ponad miesiąca. Mówią o swoich problemach i proszą o pomoc. Jak poinformował Damian Patecki - delegacja młodych lekarzy była już u bydgoskich parlamentarzystów: Tomasza Latosa, Pawła Skuteckiego oraz u posłanki Joanny Borowiak z Włocławka.