Były pracownik bydgoskiego ZUS skazany
Były pracownik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Bydgoszczy Robert Onichimiuk został skazany przez Sąd Rejonowy w Słupsku na pięćset złotych grzywny za namalowanie na budynku zakładu napisu "ZUS jest zły".
Mężczyzna mówi, że zrobił to "w obronie dziewczyny z rakiem, bez nogi, której ZUS zabrał rentę". W rozmowie z reporterem Polskiego Radia Gdańsk 38-latek dodał, że nie żałuje tego co zrobił. "Zrobiłbym to raz jeszcze. Wiem, że dałem tej dziewczynie nadzieję żeby walczyła o swoje. ZUS jest zły, ta instytucja krzywdzi ludzi i sprawia, że ludzie płaczą. Wiem, bo oglądałem to na własne oczy pracując w ZUS w Bydgoszczy siedemnaście lat. Straciłem wszystko, pracę, musiałem wyprowadzić się z mieszkania, które wynajmowałem, bo nie mam środków do życia. Teraz jestem bezrobotnym. Niczego nie żałuję, oni wyrzucili mnie z pracy po 33 dniach od zdarzenia, choć wcześniej obiecywali mi, że mnie nie zwolnią. Potem się okazało, że stracili do mnie zaufanie" - opowiada mężczyzna.
Robert Onichimiuk przyznał się do winy. Podkreślał, że kierowały nim pozytywne pobudki. Sąd rejonowy w Słupsku uznał Roberta Onichimiuka za winnego, skazał go na pięćset złotych grzywny oraz zapłacić nawiązkę na rzecz ZUS wysokości 1450 złotych. Sędzia Agnieszka Buraczewska uzasadniając skazujący wyrok podkreśliła, że wprawdzie można próbować zrozumieć intencję oskarżonego, ale jednak dopuścił się czynu zabronionego, zniszczenia mienia. Jeśli jako pracownik ZUS widział jakieś nieprawidłowości mógł wdrożyć inne działania by je wyeliminować. Nie podjął takich kroków, a ograniczył się do zniszczenia elewacji budynku ZUS w Słupsku napisami.
Onichimiuk zapowiedział jednak, że nie zapłaci na rzecz ZUS 1450 złotych za zniszczone napisami ściany budynku w Słupsku. "Złożę apelację, bo nie zapłacę ZUS-owi nawet złotówki. Prędzej pójdę do więzienia" -zapowiedział mężczyzna.
W lipcu ubiegłego roku mężczyzna w reakcji na odebranie renty mieszkańce podsłupskiej wsi, która w wyniku choroby nowotworowej zabrano rentę przyjechał z Bydgoszczy do Słupska. Na siedzibie ZUS napisał hasła: "Ewa Lemankiewicz trzymaj się i Lekarze ZUS jesteście moralnymi trupami". Podpisał się też imieniem i nazwiskiem.
Robert Onichimiuk opowiada, że kierował nim impuls. "Rano jechałem do pracy. W autobusie przeczytałem na jednym z portali informację o sprawie Ewie Lemankiewicz. Od kolegi pożyczyłem 150 złotych na paliwo na drogę do Słupska. Pojechałem samochodem w nocy, pochodziłem po mieście. Około 4 rano podjechałem pod budynek ZUS w Słupsku. Wyjąłem pojemnik z czarną farbą. Zrobiłem napisy. Nikt mi nie przeszkadzał i nie widział. Potem pojechałem do Bydgoszczy i wróciłem do pracy. Dlaczego tak zrobiłem? W tym artykule było zdjęcie pani Ewy jak idzie bez nogi o kulach z córką. To mnie ruszyło, czułem, że nie mogę tego tak zostawić. Też mam córkę" - mówi.
Sprawa Ewy Lemankiewicz nadal jest nierozstrzygnięta w ZUS. Renty nadal nie otrzymuje.