Oświadczyny „wydrukował" na niebie śmigłowiec. Ukochana powiedziała „tak"! [zdjęcia]
Na oryginalny pomysł oświadczyn wpadł 26-letni Aleksander Bilski. Swoją wybrankę poprosił o rękę w czasie lotu śmigłowcem. Najważniejsze pytanie nie padło jednak z ust pana Aleksandra...
W odpowiedni kształt i napis „Marry me" opatrzony serduszkiem ułożyła się sama trasa przelotu. Pani Oliwia mogła ją zobaczyć w specjalnej aplikacji do śledzenia lotów i powiedziała „tak".
O przygotowaniach i towarzyszących lotowi emocjach, usłyszeliśmy „z pierwszej ręki", od Aleksandra Bilskiego. - Od dziecka pasjonuję się lotnictwem i chciałem, aby te zaręczyny przebiegły właśnie w lotniczy sposób. Chciałem zrobić coś, czego jeszcze nie zrobił nikt. Trema? Owszem, była, aczkolwiek próbowałem ją w sobie tłumić i robić dobrą minę, do - na szczęście - dobrej gry. Przeczuwałem, że nasz przelot odbije się szerokim echem, ponieważ nie codziennie widzi się takie napisy nad Polską, natomiast sądziłem, że wieść ta pozostanie w kręgu lotniczym. Nagle okazało się, że zaczął o nas pisać w sumie cały świat.
Zaręczyny udało się zrealizować dzięki kunsztowi pilota, pana Jacka Koguta, który wykonał cały napis. Jemu także towarzyszyła lekka trema. - Przygotowania trwały prawie trzy miesiące. Musieliśmy wziąć pod uwagę wiele aspektów takich jak: przestrzeń powietrzna, strefy lotnicze, pogoda - mówi pilot. - Dlaczego napis po angielsku? Przy dłuższym napisie, np. w języku polskim, mogłoby nam zabraknąć paliwa. I tak lot zajął nam prawie dwie godziny. Napis został wcześniej przygotowany w aplikacji. W nawigacji lotniczej złożył się na niego szereg punktów, jeden obok drugiego. Jeżeli chodzi o serce, pomogła je przygotować moja żona.
Więcej w relacji Jolanty Fischer.