Dzieci nie płacą za leczenie uzdrowiskowe! Chętnych jest bardzo mało!
Podczas gdy większość szpitali pęka w szwach, dziecięcy szpital uzdrowiskowy w Ciechocinku czeka na pacjentów. Na 170 miejsc, w tym 100 w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, aktualnie na turnusie są 24 osoby.
- Problemy w uzdrowiskowym lecznictwie dziecięcym narastają od wielu lat, pandemia jeszcze sytuację pogorszyła - mówi Marcin Zajączkowski, prezes Uzdrowiska Ciechocinek. - Zdecydowanie zmniejszyła się liczba konsultacji lekarskich, poza tym są obawy rodziców, co do wysyłania dzieci do szpitala uzdrowiskowego w okresie pandemii. To jest sytuacja, która już faktycznie zbliżyła nas do pewnego dna.
Marcin Zajączkowski zwraca też uwagę, że lekarze i rodzice nawet nie wiedzą, że dziecko może bezpłatnie skorzystać z leczenia uzdrowiskowego. Tymczasem w Ciechocinku można leczyć między innymi choroby górnych dróg oddechowych, wady postawy czy otyłość, czyli schorzenia, które dotykają coraz większej grupę dzieci. A rodzice często płacą duże pieniądze za prywatne porady.
- To są bardzo proste cztery kroki: pediatra sam, bądź na prośbę rodziców wystawia skierowanie. To skierowanie rodzic przesyła do oddziału wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia, i po miesiącu dziecko trafia do jednego ze szpitali bądź sanatorium uzdrowiskowych - wyjaśnia Marcin Zajączkowski.
W kolejce po skierowanie do sanatorium czeka aktualnie w całym kraju ponad pół miliona osób dorosłych i tylko 68 dzieci. Jak zaznacza prezes Uzdrowiska Ciechocinek, sanatoria dziecięce to obecnie działalność na granicy filantropii, a straty w skali kraju idą w miliony złotych.