Rodzice muzycy, dziecko idzie w ich ślady? 13-letnia Noela: Wolę teatr [rozmowa]
Odwiedziliśmy rodzinę, która żyje sztuką. Pasją obojga rodziców jest muzyka, a ich nastoletnia córka od muzyki powędrowała do teatru. Magdalena Gill rozmawiała z Maciejem Puto i 13-letnią Noelą.
Magdalena Gill: Tata jest dyrektorem bydgoskiej Filharmonii, mama też jest muzykiem. Od zawsze wiedziałaś, że będziesz zajmować się sztuką?
Noela Puto: Można było się tego spodziewać, ale nie było to do końca takie do przewidzenia. Wiedziałam, że pójdę na pewno do szkoły muzycznej, ale też nie chciałam nigdy być muzykiem, choć bardzo szanuję zawód moich rodziców.
Na jakim instrumencie grasz?
NP: Zaczynałam na skrzypcach, ale zmieniłam instrument. Teraz gram na klarnecie.
Dlaczego nie chcesz być muzykiem?
NP: Wydaje mi się, że do bycia muzykiem nie mam za bardzo cierpliwości.
Od początku było wiadomo, że Noela pójdzie do szkoły muzycznej?
Maciej Puto: Niezupełnie. Postanowiliśmy wybrać się na drzwi otwarte do szkoły muzycznej i poprosić - co prawda znajomych, ale ufam, że niezależnych ekspertów – by stwierdzili, czy wtedy 5-letnie dziecko ma słuch, czy też nie, czy w ogóle nadaje się do kształcenia w szkole muzycznej, bo nie chcieliśmy córce zrobić krzywdy. Na przesłuchaniach stwierdzono, że tak – że warto, żeby poszła do szkoły muzycznej. Nigdy jednak nie naciskaliśmy, żeby córka koniecznie w przyszłości była muzykiem. Zostawiliśmy jej decyzję, kim chce w życiu być i czym się zajmować.
Szkoła muzyczna wynika również z tego, że wierzymy, iż uczenie się muzyki, przebywanie w kręgu muzycznym, niezwykle rozwija wszelkie inne talenty. Obserwujemy, że tak rzeczywiście jest. Noela od zawsze bardzo lubiła prace plastyczne, a kilka lat temu pokochała teatr.
No właśnie - nie chcesz być muzykiem, bo będziesz aktorką?
NP: Myślę, że aktorką mogłabym zostać, choć myślę też o reżyserii.
Pokochałaś teatr, gdy zaczęłaś grać w „Balladynie” w bydgoskim teatrze? Co to za rola?
NP: Gram Alinę. Jestem jakby jej duchem, który niby nic nie znaczy, ale jednak coś zmienia. To sumienie Balladyny.
Co Cię zafascynowało w teatrze?
NP: Teatr jest tak wielki, ma zupełnie inny zapach. Wszystko w nim ma jakąś magię – kostiumy, reflektory, którą oślepiają. To jest bardzo piękne, bardzo mi się to spodobało. Myślę, że może w przyszłości mój zawód będzie związany z teatrem.
Mediów też się nie boisz. Występujesz regularnie w Polskim Radiu PiK w audycji „Radio dzieciom”?
NP: Nie, nie boję się. Nawet sprawia mi to frajdę.
W jaki sposób jako rodzice rozwijaliście zdolności artystyczne Noeli?
MP: Niespecjalnie to robiliśmy, nie było to działanie zamierzone, tylko przy okazji. Nie mamy ani ja, ani żona bliskiej rodziny w Bydgoszczy. Jesteśmy tutaj rodzinnie zupełnie sami we trójkę, w związku z tym Noela - chcąc nie chcąc - musiała być z nami na różnych przedstawieniach. Chodziła z nami na spektakle do teatru, opery, zabieraliśmy ją na programy telewizyjne czy radiowe. Po prostu dziecko zawsze było z nami, czasami nawet na jakichś bankietach, mimo późnej pory, bo nie mieliśmy co z córką zrobić. Właściwie było tak już od wieku prenatalnego, bo żona śpiewała będąc w zaawansowanej bardzo ciąży i była niezwykle ciepło przyjmowana przez publiczność. Później zostawialiśmy Noelę gdzieś za kulisami - ja prowadząc koncerty, żona śpiewając mijaliśmy się za kulisami, a mała siedziała w wózeczku przypięta pasami, żeby przypadkiem nie wyszła za nami na estradę czy na scenę. Tak się ta edukacja odbywała, nie była prowadzona w sposób specjalny czy ukierunkowany.
Tobie się to podobało?
NP: Czasem tak, czasem mniej, ale do pewnych rzeczy byłam przyzwyczajona od dziecka. Umiałam słuchać, nie hałasowałam na koncertach. Raz nawet udało mi się zasnąć podczas pieśni „Carmina Burana” - nie wiem jakim cudem (śmiech).
Nie nudziło Ci się, gdy długo trwały koncerty?
NP: Różnie bywało, ale starałam się wszystkiego wysłuchać do końca.
MP: Noela zawsze sama decydowała, do którego momentu chce uczestniczyć w koncercie. Zawsze byliśmy gdzieś blisko drzwi. Pamiętam pierwszą naszą wspólną wizytę w Filharmonii, na koncercie festiwalu „Musica Antiqua Europae Orientalis”. Był to program Marii Pomianowskiej „Muzyka szlaku jedwabnego”. Bardzo egzotyczna muzyka, która Noelę bardzo zainteresowała. Spędziliśmy godzinę i 20 minut na tym koncercie, ona miała wtedy 4 lata. Oczywiście co chwilę dopytywałem: „chcesz iść do domu, czy chcesz jeszcze słuchać”. Odpowiadała twardo: „Nie! Chcę posłuchać”. I tak wytrzymała cały koncert. Nie mieliśmy nigdy problemu, że jest marudna, grymasi, nie było absolutnie takich momentów.
Rozmowa wyemitowana została w ramach audycji „Rodzinny PiKnik" - audycja w każdą sobotę i niedzielę w godz. 14.00-17.00 w Polskim Radiu PiK.