„Musiałem na chwilę stać się Paderewskim”. Nowa płyta nagrana w Filharmonii [wywiad]
„Pieśni Ignacego Jana Paderewskiego” w opracowaniu Marcina Gumieli na głos i orkiestrę smyczkową to nowa płyta nagrana w bydgoskiej Filharmonii. - Praca nad tymi utworami to była duża odpowiedzialność i obawa, żeby nie zepsuć czegoś, co już jest piękne – opowiada kompozytor.
Magdalena Gill: Filharmonia Pomorska zleciła Panu opracowanie trzech cykli pieśni Paderewskiego. Od czego Pan zaczął?
Marcin Gumiela: Chętnie się zgodziłem, bo to było ciekawe wyzwanie. Instrumentacja to praca specyficzna - zupełnie inaczej się pracuje, niż nad własnym utworem. Orkiestrator ma ograniczenia - to m.in. styl danej epoki czy język, którym się posługuje dany kompozytor. W tym przypadku, zanim zacząłem przekładać partię fortepianu na orkiestrę smyczkową – tak, jak aktor w swojego bohatera – musiałem wcielić się w rolę samego Paderewskiego, by jak najwierniej oddać ducha kompozytora, oczywiście uwzględniając też własny pierwiastek.
Jak Pan to zrobił?
- Nie jest to łatwe zadanie, bo trzeba przestudiować twórczość danego kompozytora, nauczyć się posługiwać jego językiem i dopiero wtedy jest się gotowym do pracy nad opracowaniem jego utworów. Dobrze znałem twórczość Paderewskiego, ale głównie fortepianową. Zanim zabrałem się do pracy, sięgnąłem po jego utwory orkiestrowe, po symfonie. Chciałem podejrzeć, jaką techniką i fakturą orkiestrową się posługiwał. Zacząłem od przestudiowania partytur, posłuchania utworów, przegrania ich na fortepianie.
I jakie szczegóły języka Paderewskiego Pan odkrył?
- Trzy cykle pieśni, które opracowywałem – do tekstów Asnyka, Mickiewicza i Mendesa - są dość odległe w czasie. Zauważyłem, jak bardzo zmienił się język kompozytora. Przy pieśniach do francuskiej poezji Mendesa Paderewski posługuje się zupełnie inną harmonią, inną fakturą fortepianową, jest bardziej dojrzałym kompozytorem. Rolą fortepianu jest już nie tylko podtrzymywanie śpiewaka w tonacji. Chwilami fortepian wypływa na pierwszy plan, grając pewne tematy, kontrapunkty, nawet wręcz akordy klasterowe. Zadziwiło mnie bogactwo harmoniczne u Paderewskiego, w porównaniu do starszych pieśni do słów Asnyka czy Mickiewicza. Pieśni do tekstów francuskich powstały w Paryżu i taki mają styl. Dużo w nich kolorytu, więc zupełnie inaczej się je instrumentowało.
Były trudniejsze, niż te do tekstów polskich?
- Kiedy na fortepianie są grane pasaże przez cały rejestr instrumentu, to jest problem techniczny, w jaki sposób to przełożyć na smyczki - z tym się borykałem w przypadku pieśni francuskich.
Z kolei utwory do słów Asnyka czy Mickiewicza są zdecydowanie prostsze harmonicznie i fakturalnie, ale przez tę prostotę dla mnie stały się trudniejsze. Każda zwrotka w tych pieśniach, w partii fortepianu wygląda tak samo. Próbowałem to urozmaicić, sięgając po elementy kolorystyczne, wprowadzając coś nowego w partii orkiestry. Nie zawsze grał cały zespół - czasami wyłaniałem na pierwszy plan sam kwartet smyczkowy, potem dochodziły inne instrumenty itp.
Gdy zacząłem analizować pieśni do słów Asnyka i Mickiewicza, od razu zwróciłem też uwagę w niektórych pieśniach na piony akordowe w partii fortepianu. Orkiestra smyczkowa mogłaby trzymać te akordy i nic więcej by się nie działo, ale to jest nużące. Dlatego zacząłem się bawić poprzez wyciąganie instrumentów solowych – np. pierwszych skrzypiec, podczas gdy pozostałe grały tutti, cicho akompaniując. Przez to pierwsze skrzypce barwowo stworzyły nową warstwę.
To wszystko musiało także współgrać z tekstem.
- W pieśniach to bardzo ważne, orkiestracja i tekst nie mogą być warstwami oderwanymi od siebie. Często przy pomocy artykulacji chciałem wydobyć znaczenie tekstu - np. w pieśni do poezji Mendesa pt. „Jak zimny księżyc” miałem dużo skojarzeń z zimnym, niebieskim światłem księżyca, więc wprowadziłem dużo flażoletów, tremolo i brzmień przy podstawku.
A co w tych opracowaniach jest „pierwiastkiem” Marcina Gumieli?
- Czułem, że nie bardzo mogę dodawać coś od siebie, bo nie mogę zmienić utworu ani harmonicznie, ani wprowadzać własnych kontrapunktów. Pozwoliłem sobie na taki zabieg, ale kontrapunkty zawsze wynikały z materiału dźwiękowego, występującego w pieśni. To nie są oderwane motywy, które sam wymyśliłem, a tylko dźwięki wyłuskane z faktury fortepianu.
Paderewski nie miałby więc na co się oburzać?
- Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, tylko Paderewski mógłby to zrobić (śmiech). Starałem się jak najwierniej wejść w jego styl, w ducha jego muzyki i oddać nastrój tych pieśni. W efekcie oczywiście i tak brzmią inaczej, niż na fortepianie. Mają zupełnie inny klimat poprzez samą barwę orkiestry smyczkowej.
Ma Pan swoje ulubione pieśni?
- Z Dwunastu pieśni op. 22 do słów Mendesa szczególnie trzecia pt. „Niebo nisko zawisło” ujęła mnie pięknem melodii i harmonii. Moje ulubione to także dziewiąta pt. „Jak zimny księżyc” i jedenasta pt. „Przeciwniczka” z tego cyklu. Generalnie wszystkie pieśni Paderewskiego mają coś w sobie. Orkiestrując je zbliżyłem się do twórczości tego kompozytora, bardziej ją poznałem i uważam, że jest genialnym kompozytorem, a do tego niesamowicie sprawnym. Pieśni do słów Mendesa napisał w dwa tygodnie. To naprawdę szybkie tempo zważając na to, że był nie tylko kompozytorem, ale także koncertującym pianistą i czynnym politykiem.
Jak przyjęli Pana opracowanie muzycy Capelli Bydgostiensis?
- Usłyszałem od nich wiele bardzo ciepłych słów. Oczywiście były też trudne momenty, bo zdecydowaliśmy, że zagramy wszystkie pieśni w oryginalnych tonacjach, jak zapisał Paderewski na fortepian. Niektóre z nich były bardziej napisane pod palcowanie pianisty, co niekoniecznie przekłada się na wygodną grę na instrumentach smyczkowych. Ostatecznie jednak wszystko dało się wygrać.
Nieocenione było to, że mogłem być z muzykami na próbach. To dla kompozytora, orkiestratora najlepsze doświadczenie, uwagi muzyków zawsze biorę sobie do serca.
Prawykonanie Pana opracowania miało miejsce w 159. rocznicę urodzin Paderewskiego w listopadzie 2019 roku. Jakie Pan to przeżywał?
- Były wielkie emocje, jak przed każdym prawykonaniem. Czasami mam wrażenie, że bardziej się stresuję niż sami muzycy. Jednocześnie jednak byłem o prawykonanie spokojny. Uczestniczyłem w próbach, na których była naprawdę wspaniała atmosfera i zrozumienie – zarówno z doskonałą wokalistką Aliną Adamski, dyrygentem Maciejem Koczurem, jak i całą orkiestrą Capellą Bydgostiensis. Od razu poczuliśmy wspólną „chemię artystyczną”.
Przeżycie było takie, jak przy prawykonaniach własnych utworów?
- Gdy prezentuję własny utwór, jestem za niego odpowiedzialny od początku do końca, biorę na siebie również krytykę. Gdy opracowuję dzieła innego kompozytora, emocje są nawet większe, bo biorę odpowiedzialność za utwór, który nie jest mój. W tym przypadku krytyka może być większa, bo jest obawa, żeby nie zepsuć czegoś, co już jest piękne i dobrze napisane. Na tym chyba polega najistotniejsza różnica.
Płyta „Pieśni Ignacego Jana Paderewskiego” w opracowaniu Marcina Gumieli na głos i orkiestrę smyczkową jest dostępna w kasie bydgoskiej Filharmonii Pomorskiej. Występują: Alina Adamski – sopran, Agata Schmidt – mezzosopran oraz Capella Bydgostiensis pod dyrekcją Mariusza Smolija. Wywiad ukazał się w wydawnictwie towarzyszącym płycie.
Mecenasem Filharmonii Pomorskiej jest „Enea”.