Za hasło „sędzia kalosz" groziła czerwona kartka! Druga część historii kujawskiego futbolu
Tuż po Wielkanocy ukaże się kolejny tom „Historii Kujawskiego Futbolu", a dokładniej mówiąc Kujaw zachodnich. Marcin Glapiak rozmawiał z autorem tej książki, Jarosławem Hejenkowskim. Okazuje się, że futbol sprzed kilkudziesięciu lat wyglądał zupełnie inaczej niż ten obecny, chociażby sędziowanie...
- W tamtych czasach sędziowanie to była osobna historia - mówi Jarosław Hejenkowski. - Mnóstwo zawodników miało - trudno zweryfikować czy uzasadnione, czy nie - pretensje do arbitrów. Tylko że czasy były inne. Nie można było sobie pozwolić na wypowiadanie słów, które czasami odgadujemy w transmisjach telewizyjnych po ruchach warg. Dawniej zdarzały się takie sytuacje, że kiedy drużyna przed meczem miała pozdrowić sędziego, bo był taki obyczaj, że trzeba było pozdrowić sędziego, i powiedziała „na cześć" sędziego: „Fuj, fuj, fuj", to ten gość tak się obrażał, że z trudem doszło do rozegrania tego spotkania. A popularne hasło „sędzia kalosz"? Ono było już tak dotkliwym wyzwiskiem, że sędzia potrafił dać za to czerwoną kartkę.
Jeszcze ciekawsze bywały zachowania kibiców. Wyobraźmy sobie rozwścieczonych - a jakże - eleganckich panów w kapeluszach, z laseczkami w dłoni, okładających nimi, kogo się da... W Inowrocławiu w latach 30. doszło nawet do sytuacji, że stadion miejski, który w dalszym ciągu znajduje się w tym samym miejscu, czyli przy ratuszu, był zamknięty ze względu na wybryki kibiców.
Ciekawostek jest jeszcze więcej. Całej rozmowy będzie można wysłuchać w czwartkowym wydaniu audycji „Dwie strony sztuki", od godz. 20:05.
Więcej w relacji Marcina Glapiaka.