Miłość, jazz i wojna. Powieść „Ostatnia róża Szanghaju” idealna na zimowe wieczory
„Ostatnia róża Szanghaju” – tytuł powieści Weiny Dai Randel - to jednocześnie tytuł ulubionego utworu jazzowego głównej bohaterki książki. Historia wielkiej miłości na tle wojennych zawirowań.
Od muzyki się tu wszystko zaczyna – Ernest - żydowski uchodźca bez grosza przy duszy ucieka razem z młodszą siostrą przed nazistami do Szanghaju. Utalentowany pianista spotyka w nocnym klubie jego piękną właścicielkę – młodą Chinkę Aiyi. Miłość między dwojgiem ludzi z kompletnie różnych światów rodzi się wraz z dźwiękami jazzu. Jazzowy utwór „Ostatnia róża Szanghaju”, który musimy powołać do życia w naszej muzycznej wyobraźni, jest swoistym motywem przewodnim książki. Pojawia się i znika gdzieś w tle dramatycznych losów Chinki i Żyda.
Klub był całym jej światem
Ale od początku. Na pierwszych stronach książki poznajemy 60-letnią chińską bizneswoman. Na wózku inwalidzkim przemierza korytarze luksusowego hotelu z przeszłości, który teraz należy do niej. Zamierza go podarować amerykańskiej twórczyni filmów dokumentalnych w zamian za nakręcenie dokumentu na podstawie jej wspomnień.
W kolejnych rozdziałach cofamy się już o 40 lat - do roku 1940, tuż po wybuchu wojny w Europie, by poznać jej opowieść. 20-letnia wtedy Aiyi mieszka w Szanghaju i ma duży problem – w jej nocnym klubie brakuje alkoholu. Jak sama opowiada: „Trzy lata temu, przed wojną, dzięki spadkowi po matce stałam się najbogatszą dziedziczką w Szanghaju i nie myślałam o prowadzeniu klubu jazzowego – komuś takiemu, jak ja nie była pisana praca. Ale miasto zbombardowali Japończycy, a tchórzliwi żołnierze Armii Narodowo-Rewolucyjnej nie zdołali nas obronić. Chciwi Japończycy zwyciężyli, zajęli miasto i mój rachunek bankowy, i skonfiskowali majątek mojej rodziny.
W desperacji dziewczyna przestaje marzyć o studiach i prosi o pomoc kuzyna – dawnego udziałowca klubu jazzowego, który zbankrutował. Sprzedaje biżuterię i kupuje klub po okazyjnej cenie. „Przywdziałam długą dopasowaną suknię z rozcięciem do połowy ud. Nauczyłam się mnożyć w myślach dwucyfrowe liczby. Gdy miałam do czynienia ze sprośnymi mężczyznami i ich wyciągniętymi łapskami, nie krzyczałam; nauczyłam się za to pić i wymyśliłam zabawę, żeby zachęcić ich do wydawania pieniędzy na alkohol. Ten klub, ten interes był całym moim światem”.
Żydowski pianista w chińskim klubie
Właśnie taką – piękną, fascynującą i tajemniczą właścicielkę klubu jazzowego - poznaje ją Ernest – biedny, żydowski chłopak, który trafia do Szanghaju bez żadnych pieniędzy, po ucieczce z Berlina przed nazistami. Ucieka z Niemiec wraz z młodszą siostrą, bo inaczej czeka ich obóz koncentracyjny. W Berlinie zostają rodzice, z którymi tracą kontakt na zawsze.
O Erneście na kartach książki opowiada dziennikarka, która – na prośbę 60-letniej Aiyi - ma kręcić o nim dokument. Wspomina, że wychował się w trzypokojowym mieszkaniu w centrum Berlina. Choć był utalentowanym pianistą wyrzucono go ze szkoły muzycznej, bo był Żydem. Z tego samego powodu jego rodzice stracili posady na uniwersytecie. Starsza siostra, obiecująca malarka, która wystawiała swoje prace w słynnej galerii, z głosu ukradła puszkę oliwek i ją złapano. Młodzi Niemcy pobili ją na śmierć, a ciało wrzucili do śmietnika. Rodzina szukała jej przez wiele dni.
Ernest po przybyciu do Szanghaju początkowo ma problemy ze znalezieniem pracy. Gdy jednak dochodzi do przypadkowego spotkania z Aiyi i ta słyszy, jak gra, zatrudnia go jako pianistę w swoim hotelu, pomimo ostrych protestów bliskich. Choć miłość między nimi wydaje się niemożliwa – Chińczycy nie bratają się z obcokrajowcami, a młoda Chinka ma od wielu lat narzeczonego i zaplanowaną nawet datę ślubu - to uczucie wybucha, znikają też wszelkie bariery między młodymi.
Wojenne dramaty
Tej parze jednak – po chwilowym szczęściu we dwoje – nie jest dane być razem. Gdy wojna się nasila, Aiyi i Ernest zostają rozdzieleni, a ich wybory między miłością a przetrwaniem stają się coraz bardziej desperackie. Ernest musi zmierzyć się ze śmiercią swojej siostry Miriam, Ayiyi w końcu wychodzi za mąż za dawnego narzeczonego Czenga, ale bardzo szybko zostaje wdową. W tle są jeszcze dramatyczne losy wielu innych ludzi. Wszystkie te historie poruszają, a książka bardzo wciąga.
Aiyi już jako starsza kobieta żałuje tego, co się stało. Jak tłumaczy – dlatego właśnie potrzebuje, by ktoś jej wysłuchał. Swoją opowieść powierza reżyserce filmów dokumentalnych. Jak tłumaczy: „Chcę jej powierzyć opowieść o zmaganiach Ernesta, uwolnić się od przeszłości, ale jakoś się pogubiłam. Nie mogę winić uchodźców, bo oni mnie nie znali. Prawda wygląda tak, że sama się obwiniałam przez te wszystkie lata. Chyba oboje ponosimy winę – Ernest i ja. Gdyby nie on, żadna tragedia by się nie wydarzyła. Nie musiałabym całe życie żałować tego, co zrobiłam”.
Jak skończyła się historia Ernesta i Aiyi? Czy było im dane odnaleźć się i być razem? Wszystkie dowiecie się z książki „Ostatnia róża Szanghaju”, wydanej przez „Znak” – idealnej na długie zimowe wieczory.
Recenzja ukazała się w audycji „Dwie strony sztuki" - audycja o książkach i filmach w każdy czwartek po godz. 20.00 w Polskim Radiu PiK.