„Zniewolony” Steve'a McQueena triumfatorem oscarowej gali
Dramat "Zniewolony. 12 Years a Slave" w reż. Steve'a McQueena zdobył tegorocznego Oscara dla najlepszego filmu. Statuetki dla najlepszych aktorów pierwszoplanowych odebrali Cate Blanchett i Matthew McConaughey. W kategorii reżyseria zwyciężył Alfonso Cuaron.
86. gala rozdania nagród amerykańskiej Akademii Filmowej odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego w Los Angeles.
Akcja dramatu "Zniewolony", zrealizowanego na podstawie prawdziwej historii, osadzona jest w latach 1841-1853, w czasie, gdy w Stanach Zjednoczonych istniało niewolnictwo.
Główny bohater tej historii, czarnoskóry wolny człowiek Solomon Northup, mieszkaniec stanu Nowy Jork na Północy, szczęśliwy mąż i ojciec, a przy tym uzdolniony muzyk, zostaje porwany przez handlarzy niewolników i przewieziony na Południe, do Luizjany. Tam, przez 12 lat, zmuszany jest do niewolniczej pracy na kolejnych plantacjach. Mimo dramatycznego i - jak się zdaje - przesądzonego losu nie traci nadziei na odzyskanie wolności.
"Zniewolony" to film produkcji amerykańskiej. Jego twórca, czarnoskóry reżyser z Wielkiej Brytanii Steve McQueen, znany jest jako autor głośnych filmów "Głód" i "Wstyd". "Wszyscy zasługujemy nie tylko na to, by przetrwać. Zasługujemy na to, żeby żyć" - powiedział McQueen, odbierając Oscara w kategorii najlepszy pełnometrażowy film fabularny.
Jedną z ról w "Zniewolonym" - niewolnicy napastowanej i dręczonej psychicznie przez okrutnego właściciela plantacji - zagrała debiutująca na ekranie Lupita Nyong'o. Za tę kreację Akademia nagrodziła ją Oscarem dla aktorki drugoplanowej.
Statuetkę w kategorii aktorka pierwszoplanowa zdobyła z kolei Cate Blanchett za tytułową rolę w "Blue Jasmine" Woody'ego Allena. Wcieliła się w tym filmie w mieszkankę Manhattanu, przyzwyczajoną do wygodnej egzystencji u boku bogatego męża biznesmena. Po tym jak mąż zostaje zatrzymany pod zarzutem malwersacji, uporządkowane życie Jasmine z dnia na dzień zmienia się nie do poznania.
Oscara dla pierwszoplanowego aktora otrzymał Matthew McConaughey. W wyreżyserowanym przez Jeana-Marca Vallee dramacie "Witaj w klubie" McConaughey, który na potrzeby tej roli schudł 20 kg, zagrał chorego na AIDS Rona Woodroofa. W 1986 roku Woodroof dowiaduje się od lekarzy, że najprawdopodobniej za miesiąc umrze. Nie zamierza się jednak poddawać. Zaczyna walczyć o każdy kolejny dzień swojego życia. Nielegalnie sprowadza z zagranicy leki dla siebie oraz innych chorych na AIDS i nosicieli wirusa HIV, których zrzesza w swoim klubie.
Jednym z najbliższych przyjaciół Woodroofa staje się chory na AIDS, uzależniony od narkotyków młody transwestyta o imieniu Rayona. W postać tę wcielił się Jared Leto. Za tę rolę otrzymał Oscara w kategorii aktor drugoplanowy.
Odbierając statuetkę podczas niedzielnej gali w Teatrze Dolby, Leto powiedział: "Dedykuję tę nagrodę wszystkim marzycielom, którzy oglądają tę ceremonię w Wenezueli i na Ukrainie. Jesteśmy z wami. Wspieramy was w waszej walce. Myślimy o was".
Najwięcej tegorocznych Oscarów - łącznie siedem - Akademia przyznała za "Grawitację". Produkcję doceniono m.in. w kategoriach: najlepsza reżyseria (statuetka dla pochodzącego z Meksyku Alfonso Cuarona), zdjęcia (operator Emmanuel Lubezki, również urodzony w Meksyku), efekty specjalne i muzyka (brytyjski kompozytor Steven Price).
W kategorii piosenka Oscara przyznano za utwór "Let It Go" ze ścieżki dźwiękowej disneyowskiej "Krainy lodu" (Oscar w kategorii pełnometrażowa animacja). W rywalizacji o statuetkę "Let It Go" pokonała m.in. piosenkę grupy U2 "Ordinary Love" z filmu "Mandela: Long Walk to Freedom".
Za scenariusz oryginalny nagrodę zdobył Spike Jonze (scenariusz filmu "Ona"), a za scenariusz adaptowany - John Ridley ("Zniewolony. 12 Years a Slave"). Za najlepszy obraz nieanglojęzyczny uznany został włoski komediodramat "Wielkie piękno" w reż. Paolo Sorrentino.
Wśród tegorocznych nominowanych do Oscarów nie było Polaków. (PAP)