Słynne skrzypce Stradivariusa na estradzie Filharmonii Pomorskiej! Ich historia jest niezwykła
„Purpurowe skrzypce" to film nagrodzony Oscarem za najlepszą muzykę. Opowiada fascynującą historię instrumentu wykonanego przez Antonio Stradivariego. Obraz ten stał się kanwą piątkowego (11 października) koncertu w Filharmonii Pomorskiej.
Wielu ludzi na świecie starało się zdobyć ten wyjątkowy instrument. Ostatecznie trafił on w ręce wówczas szesnastoletniej skrzypaczki – Elizabeth Pitcairn, która w bydgoskiej Filharmonii wystąpi wraz z Capellą Bydgostiensis.
Koncert poprowadzi zaprzyjaźniony z bydgoską filharmonią Mariusz Smolij, dyrygent, który od kilkudziesięciu lat mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych. Maestro opowiedział nam historię purpurowych skrzypiec.
- Centralną kompozycją naszego programu jest „Suita na skrzypce solo i orkiestrę kameralną" z filmu pod tytułem „The Red Violin" czyli „Czerwone skrzypce". To historia słynnego Stradivariusa, który należy do najlepiej brzmiących Stradivariusów wśród obecnie słuchanych na salach koncertowych świata - mówi Mariusz Smolij.
- Część z państwa może o tym nie wie, że Stradivarius zrobił prawie 200 skrzypiec. Do dzisiaj przetrwało około 100 naprawdę świetnie grających, a tych, które mogą błyszczeć na tle dużej orkiestry symfonicznej jest mniej niż 20 (...).
- Wracając do naszego instrumentu: jest instrument o bardzo ciekawej historii. W czasach, kiedy Stradivarius kończył już swój żywot jako lutnik, było wiadomo, że robi instrumenty niezwykłe. Ludzie śledzili, kto, na jakimś gra, jakie koncerty wykonuje. Wszystkie te instrumenty mają swoje, jak gdyby przydomki, jakieś niezależne imiona - za wyjątkiem tego instrumentu, który mamy w tym tygodniu w Bydgoszczy.
Jak wyjaśnia Mariusz Smolij, ślad po nim zaginął około 1840 lub 1850 roku. Przez ponad 100 lat nie wiadomo było, co się z nim dzieje, i w zasadzie już spisano te sprzypce na straty.
- Założono, że skoro ich już nie słychać, to najwyraźniej instrumentowi musiało przydarzyć jakieś nieszczęście. I nagle, gdzieś mniej więcej 25 lat temu, czyli po 1990 roku, dom aukcyjny w Londynie, na liście specjalnych przedmiotów obrazów, dzieł sztuki, które były do sprzedaży w danym dniu wpisał te właśnie skrzypce, instrument Stradivariusa. Oczywiście wszyscy byli niezwykle zaciekawieni, czy to naprawdę ten, tak zwany „czerwony Stradivarius", o którym nie było słychać przez ponad 100 lat.
Bardzo szybko do akcji wkroczyły służby policyjno- wywiadowcze, by sprawdzić, czy nie jest to kradziony instrument. Okazało się, że nie. Po prostu od szeregu pokoleń był w rękach pewnej rodziny, która nie życzyła sobie informować nikogo na temat swoich zbiorów. Instrument trafił jednak na sprzedaż i tak się złożyło, że dziadek Elizabeth Pitcairn, która będzie z nami grała koncert, kupił Elizabeth ten instrument na 16. urodziny.
Jak podaje maestro Smolij, Pitcainrowie to rodzina przemysłowców, bardzo znanych w Ameryce. - To jest skala przemysłu na miarę prywatnych linii lotniczych, linii kolejowych. Oni nie są drobnymi przedsiębiorcami, tylko ludźmi, którzy kładli fundamenty pod amerykańską gospodarkę razem z Rockefellerami, czy z rodziną Carnegie. Kupienie skrzypiec, nawet bardzo drogich, nie było dla niech wielkim wydatkiem. Miałem szczęście poznać tę rodzinę. Od nich usłyszałem tę historię. Wiem, że skrzypce trafiły w bardzo dobre ręce (...).
Dalszy ciąg rozmowy w relacji Magdy Jasińskiej.