Fotografia analogowa tętni życiem. Wystawa Marka Szyryka w bydgoskim muzeum
„Fotografia. O pięknie życia” to tytuł nowej wystawy prezentowanej w Muzeum Fotografii w Bydgoszczy. Autorem zdjęć sprzed wielu lat jest Marek Szyryk – wykładowca akademicki, profesor zwyczajny, a ostatnio prorektor Szkoły Filmowej w Łodzi.
Swoje prace prezentował na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą. Wystawa Marka Szyryka jest też jedną z wystaw trwającego w Bydgoszczy Festiwalu Miłośników Fotografii Analogowej Vintage Photo.
– Fotografia rzeczywiście mogła się uzewnętrznić tylko dlatego, że jest zrobiona na materiale analogowym. To jest podstawa tego, że one przetrwały 40 lat w nie najlepszych warunkach, ale dzięki temu, że są na materiale fizycznym, analogowym, one mogły sobie bezpiecznie spoczywać w głębinach szafy. Później, przy skanowaniu archiwum w czasie pandemii odkryłem, jaką wartość mają te fotografie, mając już pewną świadomość fotograficzną, której nie miałem 40 lat temu. One przetrwały dzięki temu, że są na negatywach – opowiadał Marek Szyryk.
Artysta nie mógł jednoznacznie wskazać, kto znajdował się na fotografiach. – W tej chwili to osoba, której nie znam. Jeśli dobrze pamiętam i czytam w katalogu, zrobiła to osoba mająca od 11 do 16 lat. Używałem wtedy dwóch aparatów. Bardzo znanych, jedynych i kultowych, czyli Smiena 8. Później, jak się już dorobiliśmy z mamą, zbierając kilka lat, był to przywieziony z Moskwy Zenit 12XP. Mieszkałem wtedy na wsi, która liczyła tzw. 72 numery. Dawna, poniemiecka wieś i tam, przez absolutny przypadek z brakiem jakiejkolwiek świadomości fotograficznej i pomocy, mając wyłącznie zawieszony ten aparat na piersi, robiłem zdjęcia swoich kolegów z podwórka.
– Robiłem to, ponieważ mając sześć lat, zostałem obalony przez psa i bardzo się jąkałem. Tak bardzo, że trudno mi było mówić, a grupa rówieśnicza wtedy nie była najprzyjemniejsza. Zresztą podobno dalej tak jest. Ja, żeby wkupić się w łaski, zacząłem robić fotografię. Udało się wkupić i otrzymałem możliwość niezwykłego wejścia, metr lub dwa od tego wszystkiego, co się działo i byłem „ich”, stałem się akceptowalny, bo później mieli z tego odbitki – wspominał Szyryk.
Więcej w rozmowie Bogumiły Wresiło z Markiem Szyrykiem.