„Do ziołolecznictwa trzeba wrócić z głową”. Specjaliści spotkali się w Aptece pod Łabędziem
Przypomnieli m.in. jak dawniej leczoną marchwią, do czego służyła jemioła, które zioła uważano za magiczne. Chemicy, farmaceuci i historycy uczestniczyli w ogólnopolskim seminarium „Zielarstwo i ziołolecznictwo. Przeszłość–teraźniejszość” w bydgoskiej Aptece pod Łabędziem.
– Żyjemy w czasach, w których widać pewien renesans fitoterapii, staje się ona na nowo modna. Ona nigdy nie wyszła z użycia, ale lata 70.–80. to był czas triumfu antybiotyków, leków syntetycznych – mówi doktor Wojciech Ślusarczyk, kierownik bydgoskiej Apteki pod Łabędziem. – Należy do tego powrócić z głową, tzn. powołując się na pewne tradycje – bo leki ziołowe były jednymi z pierwszych leków ludzkości – trzeba wykorzystać tę współczesną wiedzę fitoterapeutyczną.
– Medycyna ludowa opierała się głównie na roślinach, i nie tylko na ziołach. Oczywiście zioła to ten najważniejszy element medycyny ludowej, ale wykorzystywano w niej również drzewa, kwiaty, warzywa. W każdej z tych roślin odnajdywano jakieś specyficzne właściwości, które stosowano w danych chorobach, schorzeniach, a bardzo często apotropeicznie (wierząc, że magicznie chroni przez złem – przyp. red.) – wskazuje Grażyna Szelągowska z Muzeum Etnograficznego w Toruniu.
Więcej w relacji Sławy Skibińskiej-Dmitruk.