Senat: koszty przewalutowania kredytów pół na pół między banki a frankowiczów
Koszty przewalutowania kredytów frankowych w połowie będą płacić banki, a w połowie kredytobiorcy - taką poprawkę zaproponował do ustawy o "frankowiczach" w piątek Senat. Eksperci pozytywnie oceniają decyzje senatorów, nie kryją jednak krytycznych uwag o ustawie. Teraz ustawa wróci do Sejmu.
Decyzja Senatu oznacza powrót do pierwotnej wersji z projektu ustawy o szczególnych zasadach restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych, złożonego przez klub PO. Wersja przyjęta przez Sejm 5 sierpnia przewidywała, że 90 proc. tych kosztów miały płacić banki, a tylko 10 proc. frankowicze. Ustawa ma pomóc w rozwiązaniu problemu posiadaczy hipotecznych kredytów walutowych (głównie frankowych), którzy znaleźli się w trudnej sytuacji zwłaszcza po wzroście kursu franka w styczniu br.
Całą ustawę wraz z poprawkami poparło 51 senatorów, 31 było przeciw, 6 się wstrzymało.
Senatorowie przyjęli też poprawkę, zgłoszoną przez szefa komisji budżetu i finansów Kazimierza Kleinę (PO) zakładającą, że przewalutowanie będzie w inny sposób rozłożone w czasie w zależności od relacji wartości kredytu do wartości mieszkania (wskaźnika LtV). Jeżeli LtV jest powyżej 120 proc. (kredyt stanowi 120 proc. wartości mieszkania), wniosek będzie można złożyć od razu. Jeżeli LtV jest 100 proc. - wniosek będzie można złożyć nie wcześniej, niż po roku od wejścia w życie ustawy, a jeśli LtV jest 80 proc. - nie wcześniej niż po upływie 2 lat.
Zaakceptowali także poprawkę, wydłużającą z 30 na 60 dni termin na rozpatrzenie wniosku o restrukturyzację kredytu. Inna przyjęta poprawka rozstrzyga, że nie będzie można złożyć ponownie wniosku o restrukturyzację kredytu, po jego uprzednim wycofaniu.
Senatorowie zaproponowali też, by z kryterium powierzchniowego w stosowaniu ustawy wyłączone były osoby wychowujące troje lub więcej dzieci, "własnych lub przysposobionych".
Odrzucono poprawki senatorów PiS, m.in. poprawkę skreślającą zastosowanie ustawy tylko do posiadaczy mieszkań o określonej powierzchni, z kredytem o określonym LtV i tych, którzy nie posiadają innego lokalu.
Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz powiedział dziennikarzom po głosowaniu, że jego wynik przywraca pierwotny kształt ustawy i rozdziela obciążenie "po połowie na tych, którzy brali i dawali kredyty". "Uważam, że to jest sprawiedliwe" - ocenił. Marszałek dodał, że zgodnie z ustawą, która trafiła do Senatu "największą pomoc otrzymaliby ci, którzy wzięli największe kredyty".
"W sytuacji, kiedy się zastanawiamy nad pomocą społeczną, nad wsparciem ludzi, którzy tego potrzebują i dyskutujemy o kilkuset złotych tego typu rozdawnictwo jest absolutnie niedopuszczalne" - zaznaczył Borusewicz.
Z kolei senator niezrzeszony Marek Borowski powiedział dziennikarzom po głosowaniu, że ustawa przyjęta przez Senat "ma rozbroić minę frankową". "W tej chwili kurs (franka) się ustabilizował, ale nigdy nie wiadomo, czy za rok, dwa, trzy, cztery lata znowu coś nie wyskoczy. Przewalutowanie tych kredytów ma złote zmniejszy ten problem" - ocenił Borowski.
Prezes Związku Banków Polskich(ZBP) Krzysztof Pietraszkiewicz w rozmowie z PAP ocenił, że ustawa "frankowa w senackiej wersji bardziej racjonalna".
"Przyjęte przez Senat rozwiązanie jest bardziej racjonalne niż to, które było dorobkiem Sejmu. Myślę, że to jest bardzo ważna informacja dla wielu osób i instytucji" - powiedział PAP po głosowaniu szef ZBP.
Jego zdaniem tego rozwiązania nie można jednak uznać za optymalne. "Bardzo trudno jest bowiem wyjaśnić, zarówno w Polsce, jak i osobom z zagranicy, jak to możliwe, że w kraju, w którym od kilku lat spada bezrobocie, utrzymuje się stały wzrost PKB oraz wzrasta zdolność do obsługi zadłużenia przez kredytobiorców może dojść do masowej redukcji, darowania zadłużenia i to najzamożniejszej grupie kredytobiorców mieszkaniowych" - podkreślił.
W ocenie Pietraszkiewicza działania legislatorów budzą też wiele wątpliwości, jeśli chodzi o zgodność ustawy z zasadami zapisanymi w polskiej konstytucji. "Myślę, że nie należy ustawać w tym, aby szukać rozwiązania optymalnego i udzielić wsparcia osobom faktycznie wymagającym pomocy. Takie rozwiązanie powinno jednak dotyczyć kredytobiorców mieszkaniowych, którzy zaciągnęli zarówno kredyty walutowe, jak i złotowe" - stwierdził szef ZBP.
Pozytywnie ocenił decyzje Senatu ekspert Konfederacji Lewiatan Jacek Adamski. Jego zdaniem, wersja senacka jest pewną poprawą w stosunku do wersji przyjętej przez Sejm, którą określił, jako "wręcz niebezpieczną dla systemu finansowego państwa, czego dowodzą np. zapowiedzi akcjonariuszy banków i reakcje giełdy."
Dodał, że najlepiej byłoby gdyby ustawa o frankowiczach została "pogrzebana po cichu" i nie trafiła już z Senatu do Sejmu. "Ta ustawa była od początku zła i niepotrzebna, bo nie rozwiązuje żadnego problemu i de facto opodatkowuje część społeczeństwa na rzecz stosunkowo nielicznej a dobrze sytuowanej grupy. Wielka szkoda, że nadal jest procedowana, bo najlepszym rozwiązaniem byłoby skorzystać z zasady dyskontynuacji i pozwolić jej umrzeć wraz z kadencją Sejmu" - ocenił Adamski.
Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową przyznał w rozmowie z PAP, że choć wersja senacka jest lepsza od sejmowej, to on sam nie zalicza się do entuzjastów ustawy o frankowiczach. "Okazuje się, że posiadacze kredytów we frankach dobrze spłacają te kredyty i są w lepszej sytuacji w porównaniu do osób, które w podobnym okresie zaciągały kredyty w złotych. Poza tym, znając nowoczesną historię kursów walutowych, nie można wykluczyć scenariusza, że frank, który teraz jest silny, będzie za 5-10 lat znacznie słabszy. Wtedy przewalutowanie na złote obróciłoby się przeciwko frankowiczom" - powiedział. Dlatego jego zdaniem osoby spłacające takie kredyty powinny dobrze przemyśleć, czy opłaca im się skorzystać z możliwości przewalutowania, jaką daje ustawa.
Zdaniem analityków piątkowe spadki na warszawskiej giełdzie nie były skutkiem głosowania w Senacie nad poprawkami do ustawy restrukturyzującej kredyty walutowe. W ich opinii spadki należy wiązać z sytuacją globalną, m.in. danymi, jakie napłynęły zza oceanu.
Ok. godz. 15 na warszawskiej giełdzie indeks największych spółek - WIG20 - dość gwałtownie zaczął pikować. Analitycy, z którymi rozmawiała PAP, zwrócili jednak uwagę, że nie było to skutkiem senackiego głosowania, ale danych, jakie napłynęły z amerykańskiego rynku pracy. Wynikało z nich, bowiem, że liczba miejsc pracy w sektorach pozarolniczych w USA wzrosła w sierpniu br. o 173 tys., podczas gdy rynek spodziewał się zwyżki o 217 tys. Ponadto zrewidowano w górę odczyt za lipiec - do 245 tys. wobec 215 tys. przed korektą. Za oceanem silniej od oczekiwań spadła też stopa bezrobocia, która w sierpniu wyniosła 5,1 proc. - wobec 5,3 proc. w lipcu - i znalazła się na najniższym poziomie od 2008 r.(PAP)