Kryzys polityczny w Egipcie osłabia gospodarkę tego kraju
Rosnąca w tempie 7 proc. gospodarka Egiptu wytraciła po wybuchu rewolucji impet.
Masowe protesty, które znowu przechodzą przez ten kraj, stawiają pod znakiem zapytania możliwą odbudowę pozostającej w nienajlepszej kondycji ekonomii państwa nad Nilem.
Topniejące rezerwy dewizowe, rosnące bezrobocie, wysoka inflacja, przy tym brak stabilności politycznej pozwalającej na rozwój kraju. Tak w ponad dwa lata po obaleniu rządzącego twardą ręką Hosniego Mubaraka wygląda gospodarka Egiptu.
Dwa tygodnie temu egipski minister ds. inwestycji Yehya Hamed przekonywał, że w ciągu dwóch lat gospodarka jego kraju powinna się znowu rozwijać w tempie 7 proc., tak jak to było przed rewolucją. Już wówczas ekonomiści, z którymi rozmawiał Reuters wskazywali, że takie założenia są zbyt optymistyczne. Jeśli prezydent Mohammed Mursi nie ustąpi, czego domagają się miliony protestujących od dwóch dni Egipcjan, sytuacja ekonomiczna kraju zamiast się poprawić, może ulec pogorszeniu.
Po masowych wystąpieniach w 2011 r. rosnące dotąd w tempie ok. 5-7 proc. PKB spadło poniżej 2 proc. i od tego czasu utrzymuje się na tym poziomie. Przed pięcioma laty Egipt był uznany przez Bank Światowy za najlepiej rozwijający się kraj; wielokrotnie klasyfikowany był też w gronie 10 wiodących gospodarek. Ale nawet w czasach prosperity tempo wzrostu gospodarczego ledwo wystarczało, by zapewniać zajęcie młodym wchodzącym na rynek pracy. Zarówno teraz jak i przed ponad 2 laty to oni byli główną siła napędową protestów.
Od czasu rewolucji gospodarka kraju nad Nilem targana jest problemami: od politycznej niestabilności, poprzez masowy odpływ turystów i inwestorów aż po strajki. Również teraz egipski ruch Tamarod, działający na rzecz odejścia z urzędu Mursiego, ostrzegł, że podejmie kampanię "totalnego nieposłuszeństwa obywatelskiego", jeśli szef państwa nie ustąpi w wyznaczonym terminie, czyli do wtorku do godz. 17. Tamarod podkreśla, że zebrał 22 mln podpisów poparcia pod postulatem rezygnacji z urzędu głowy państwa. Do uspokojenia sytuacji może się włączyć armia.
Po Arabskiej Wiośnie zagraniczne dochody z eksportu ropy i gazu, turystyki, a także sprzedaży towarów spadły. Wprawdzie branża turystyczna, która odpowiada za ok 10 proc. PKB kraju, odbudowuje się sukcesywnie, ale wciąż jest daleko do poziomu sprzed rewolucji.
Egipt odwiedziło w zeszłym roku około 11,5 mln osób. W kryzysowym 2011 r., było to 9,8 mln turystów, natomiast w 2010 r. na pobyt na Nilem zdecydowało się 14,7 mln osób. Pierwsze cztery miesiące 2013 r. pokazywały wzrost liczby odwiedzających sięgający prawie 12 proc., jednak aby utrzymać taki trend - jak podkreślają eksperci - konieczny jest spokój.
Ustąpienie Mursiego i nowe wybory mogłyby też przynieść nową politykę. Obecny prezydent i jego Bractwo Muzułmańskie oskarżane jest o brak inicjatyw mających rozruszać gospodarkę i utrzymywanie kraju dzięki pożyczkom z Kataru i innych państw ościennych.
Od miesięcy władze w Kairze nie mogą porozumieć się z Międzynarodowym Funduszem Walutowym ws. pożyczki o wartości 4,8 mld dolarów. Fundusz domaga się bowiem realizacji polityk naprawczych, ograniczenia subsydiów i innych reform, by wypłacić środki.
Porozumienie z MFW obejmuje stopniową reformę subsydiów paliwowych, które "zjadają" 21 proc. egipskiego budżetu, co odpowiada 12 proc. PKB tego kraju. Brak porozumienia z MFW, a także opóźnienia w realizacji planu reformy finansów wpływają na dalsze pogorszenie się deficytu budżetowego w roku finansowym 2012/2013.
Reuters podkreślał, że zagraniczni inwestorzy obawiają się, że funt egipski jest przewartościowany i wkrótce będzie musiał być zdewaluowany. Przedsiębiorcy skarżą się też, że urzędnicy boją się podejmować decyzje, ze względu na panującą w kraju niepewność i klimat polityczny.
Według przewidywań MFW w roku finansowym 2013/2014 inflacja w Egipcie sięgnie prawie 14 procent. Bezrobocie, które przed rewolucją wynosiło 9 proc. osiągnęło już 13 proc, zaś rosnący deficyt budżetowy 10,9 proc. PKB.(PAP)