Energetyka wiatrowa krytycznie o projekcie ustawy o OZE
Wejście w życie ustawy o OZE w obecnej formie spowolni rozwój energetyki wiatrowej i zagrozi celowi udziału energii odnawialnej w 2020 r. dla Polski - ocenia branża. Inne "zielone" technologie uzupełnią braki - odpowiada resort gospodarki.
Rządowy projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) trafił do specjalnej sejmowej podkomisji. Niewykluczone, że już we wtorek przyjmie ona sprawozdanie dla komisji ds. energetyki. Generalnie rząd w projekcie diametralnie zmienia system wsparcia dla OZE, odchodząc od premiowania produkcji energii świadectwami pochodzenia - "zielonymi certyfikatami", które można sprzedać na giełdzie. Zamiast tego, od 2016 r. ma obowiązywać system aukcyjny - rząd wyznaczy potrzebną ilość "zielonej energii" do realizacji np. celów klimatyczych, określi jej cenę maksymalną (tzw. referencyjną) i przeprowadzi aukcje, które wygra ten, kto zaoferuje energię z OZE taniej. Cała pula będzie podzielona na udziały dla poszczególnych technologii - wiatr, hydroenergetykę, biomasę itp.
Jednak branża energetyki wiatrowej przestrzega, że proponowane przepisy doprowadzą do dwuletniej luki inwestycyjnej - okresu, w którym nie powstaną nowe źródła OZE ze zwględu na zmianę przepisów. To z kolei może zagrozić unijnemu celowi 20 proc. energii z OZE w 2020 r. - mówił w poniedziałek na XVII Forum Energetyki Wiatrowej w Warszawie prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Wojciech Cetnarski.
Zgodnie z propozycjami projektu ustawy, jeśli instalacja wyprodukuje pierwszą energię do końca 2015 r., będzie mogła pozostać w starym systemie wsparcia, natomiast rozpoczynające produkcję później, trafią do systemu aukcji.
Harmonogram wprowadzania ustawy nie pasuje do cykli inwestycyjnych - podkreślał Krzysztof Kajetanowicz z firmy doradczej TPA Horwath. Obecnie zapadają decyzje inwestycyjne dla farm, które ruszą z końcem 2015 r., ale potem przez prawie dwa lata nie powstanie nic - tłumaczył. Aukcje ruszą w 2016 r., a nikt nie zacznie budować czegokolwiek, jeśli nie wygra wcześniej aukcji, to oznacza, że instalacja będzie gotowa pod koniec 2017 r. - dodał.
To - według PSEW - oznacza, że luka potrwa przez 2016 i prawie cały 2017 r. TPA Horwath wyliczyło, że dwuletnia luka oznacza dla Polski w 2020 r. niedobór "zielonej" energii, którą trzeba będzie wirtualnie dokupić za granicą za 2-2,8 mld zł rocznie. Przy wprowadzeniu rocznego okresu przejściowego dla wiatraków oraz dedykowanej biomasy koszty transferów statystycznych czyli wirtualnego zakupu - spadną do 1-1,5 mld zł rocznie - ocenia firma.
Dodatkowo, jak wskazał Cetnarski, aby osiągnąć w 2030 r. 14 GW mocy wiatrowych zaplanowane w projekcie polityki energetycznej Polski do 2050 r. tempo budowy farm musi przyspieszyć. Do zbudowania 14 GW potrzeba 80 mld zł, a to jest kapitał o który trzeba konkurować z systemami wsparcia w innych krajach - podkreślał Cetnarski.
Jednak dyrektor Departamentu OZE w ministerstwie gospodarki Janusz Pilitowski przekonywał, że braki "zielonej" energii spowodowane wolniejszą budową farm wiatrowych można będzie uzupełnić energią z innych technologii OZE.
Zapisy ustawy jasno wskazują, że dla ustawodawcy najważniejszy jest system aukcyjny, który docelowo ma się stać dominującym, a z takim podejściem stoi przedłużanie funkcjonowania dzisiejszego systemu poza rok 2015, czyli okres przejściowy - mówił Pilitowski.
PSEW wskazywało też, że wolumeny w projektowanych aukcjach zielonej "energii", ich terminy oraz ceny referencyjne będą ustalane przez rząd co rok. To niewiadome, a to dla inwestorów kolejny czynnik ryzyka - mówił prezes PSEW.
Pilitowski przyznał, że w nowej ustawie ryzyko dla inwestorów rośnie - choćby przez niepewność cen - ale jeśli ktoś już wygra aukcję, będzie miał sytuacje daleko bardziej stabilną niż dziś. (PAP)