Karpiarze ze Ślesina mają dożynki. Ryby musiały przetrwać suszę i upały, ale się uchowały
Hodowcy karpi pracują w cyklu trzyletnim, bo tyle czasu rośnie najsłynniejsza świąteczna ryba, ale każdy rok jest ważny. Na przykład w tym który mija, pogoda stawała okoniem, a karpie traciły głowę, bo jak tu spać, gdy jesień zamieniła się rolami z latem? Jednak wszystko się udało!
- Jest to rok, który możemy określić jako przede wszystkim trudny - mówi Tomasz Puławski, prezes Gospodarstwa Rybackiego w Ślesinie. - Hodowla karpia jest to hodowla rozłożona w cyklu trzyletnim, także to, co nie udało się albo co się popsuło już rok, czy dwa lata temu, możemy odczuć w tym roku. Jako karpiarze, co roku borykamy się z podobnymi problemami takimi jak: brak wody, coraz bardziej suchy klimat, brak deszczu, przedłużające się upały. W tym roku mieliśmy taką sytuację, że właściwie lato przeszło niemalże od razu w zimę. Jesieni praktycznie nie było, a lato trwało do końca września. Upały wrześniowe przypominały sierpień. Ryby, zamiast popadać już taki delikatny letarg, nadal były aktywne, nadal chciały jeść i czerpać tlen z wody, a że nie było deszczu, więc miały problem ze znalezieniem tego tlenu, także nie było łatwo. Ten rok nie jest jakimś super, jeżeli chodzi o te plony rybne, ale mam wrażenie, że potrzeby naszych klientów damy radę spełnić i do tego okresu dożynkowego dla karpia przystąpiliśmy z podniesioną głową - mówi dyrektor gospodarstwa i zapewnia, że każdy klient znajdzie karpia na miarę swoich oczekiwań wagowych, a te bywają różne.
Szczegóły w relacji Ireneusza Sangera.