Kajakarstwo. Bydgoszczanin Ryszard Hoppe z misją odbudowy kadry Polski
Wieloletni trener kajakarstwa Astorii Bydgoszcz, twórca silnej reprezentacji Portugalii, Ryszard Hoppe ponad dwa miesiące temu dostał misję odbudowania męskiego kajakarstwa. W najbliższą niedzielę kadra po raz kolejny wylatuje do Portugalii.
- Taki przyjąłem cykl przygotowań, że 3 tygodnie spędzamy w Montemor, a tydzień w kraju – mówił redakcji PIK-a bydgoski szkoleniowiec. - Właśnie wróciliśmy w i najbliższą niedzielę wracamy do Portugalii. Mam nadzieję, że uda się dobrze popracować z zawodnikami i nasze kajaki będą się jeszcze liczyć w świecie.
70-letni Hoppe to prawdziwy nestor polskich trenerów kajakarstwa. Stanowisko głównego trenera portugalskiej kadry kajakarzy w 2005 r. Pod jego kierownictwem Portugalczycy zdobyli ponad 50 medali mistrzostw świata i Europy. Prowadził także polską reprezentację kajakarzy przed igrzyskami w Atenach w 2004 r.
W ostatnim czasie współpracował z Mariuszem Szałkowskim w kadrze kanadyjkarek. Po igrzyskach w Tokio wybrano nowe władze Polskiego Związku Kajakowego, które miały swoją wizję dotyczącą spraw szkoleniowych. Podziękowano Robertowi Włodarczykowi, który prowadził kadrę kajakarzy, a jego następcą miał zostać Hoppe, który nie od razu przyjął tę propozycję.
- Liczyłem, że popracuję jeszcze do igrzysk w Paryżu, ale z kanadyjkarkami, bo ta współpraca z trenerem Szałkowskim dobrze się układała. Po decyzjach nowego zarządu związku, postanowiłem, że to koniec. Obecny prezes Polskiego Związku Kajakowego Grzegorz Kotowicz nalegał jednak, żebym podjął się pracy z grupą kajakarzy. Z pomocą przyszła też żona. Stwierdziła, że jak się mam tak motać w domu, to lepiej, żebym wrócił do sportu - powiedział PAP szkoleniowiec.
Stanął on jednak przed trudnym wyzwaniem, bowiem z roku na rok pozycja polskich męskich kajaków była coraz słabsza. Prawdziwą porażką był brak jakiejkolwiek osady na ostatnich igrzyskach. Hoppe doskonale zdaje sobie sprawę, jakiego zadania się podjął.
- Przed objęciem męskiej kadry wielu innych trenerów, znajomych mówiło mi: „człowieku, co ty robisz. Na koniec swojej kariery rzucasz się na nie wiadomo co”. Mam świadomość tego, na co się zdecydowałem, bo cały czas z boku obserwowałem chłopaków i serce bolało, że męskie kajaki są na takim poziomie – opowiadał.
Na pierwsze zgrupowanie do Wałcza w grudniu ubiegłego roku Hoppe pojechał jeszcze nie jako oficjalny trener kadry, ale też nie chciał tracić czasu. Kajakarze mają już za sobą dwa obozy w Portugalii na wodzie. Szkoleniowiec uważa, że czasu do kolejnych igrzysk nie ma zbyt wiele, tym bardziej, że już za półtora roku rozegrane zostaną mistrzostwa świata, które będą główną kwalifikacją olimpijską.
- Postanowiliśmy przemodelować okres przygotowawczy. Zwykle po roku olimpijskim, gdy są jeszcze sukcesy w grupie, to zawodnicy mają dłuższe wolne, ten czas jest spokojniejszy. Dopiero w kolejnym następuje takie szlifowanie osad, które mogą powalczyć o kwalifikacje. Mi ten jeden rok już uciekł, dlatego wyjątkowo już w styczniu zaczęliśmy trenować na wodzie. W maju mamy już pierwsze Puchary Świata i chciałbym poznać odpowiedź, czy mogę na coś liczyć w takich, a nie innych osadach. Póki co, mam już wstępne rozeznanie, kto z kim może wsiąść do łódki – wyjaśnił.
To właśnie nowe układy osad mogą, jego zdaniem, poprawić wyniki. Szkoleniowiec przyznał, że przez ostatnie trzy miesiące udało mu się zmienić też podejście do treningów u niektórych zawodników i optymistycznie spogląda w przyszłość.
- Nie jestem cudotwórcą, ale widzę, że ta grupa ma możliwości przy wykorzystaniu potencjału obecnych zawodników. Myślę, że w ostatnich latach niezbyt dobrze były zestawiane osady. Po pierwszych zgrupowaniach na wodzie uważam, że można zrobić coś innego, pewne zmiany w konfiguracjach w łódkach mogą przynieść efekty. Udało nam się zmienić podejście zawodników do treningów. Okazało się, że czterech czołowych naszych sprinterów od czterech lat w ogóle nie biegało w trakcie przygotowań, gdzie bieganie jest bardzo ważną częścią treningu ogólnego w tym okresie. Zawodnicy czasami przychodzili i mówili mi, że w styczniu czy w lutym nigdy czegoś tam nie robili. A ja starałem się wytłumaczyć, że teraz musimy tak pracować, jeśli chcemy coś osiągnąć. Ale widzę zmiany w podejściu do treningu - podkreślił.
Szkoleniowiec nie dokonał większych zmian w kadrze. W składzie brakuje tylko dwóch najbardziej doświadczonych zawodników, uczestników igrzysk w Rio de Janeiro Pawła Kaczmarka i Rafała Rosolskiego.
- Rosolski podjął decyzję, że będzie współpracował z trenerem Janem Francikiem zanim jeszcze ja zostałem selekcjonerem grupy. Ustaliliśmy, że jeśli wygra na kwietniowych kwalifikacjach na jedynce na 1000 m, to będzie startował w mistrzostwach Europy czy świata w tej konkurencji. A już od niego będzie zależeć, w jaki sposób będzie się dalej przygotowywał. Jeśli chodzi o Kaczmarka, to rok temu wprawdzie wygrał jedynkę na 200 m, ale potem już przegrywał na tym dystansie z Jakubem Stepunem. Z kolei na 500 m był dopiero siódmy w finale B, gdzie my nie mamy wybitnych zawodników na tym dystansie. A jedynek 200 m nie ma już w programie igrzysk. Dlatego jest poza kadrą, ma przygotowywać się indywidualnie. Powiedziałem mu: „przyjedź na kwalifikacje, to zobaczymy" - wyjaśnił.
Hoppe nie ukrywa, że mimo skończenia 70 lat, wciąż czuje się młodo i nie brakuje mu energii do pracy.
- Przebywam z młodymi ludźmi, nie ma nawet czasu usiąść na chwilę, cały czas w biegu. Ta praca jest dla mnie jak paliwo. Dopóki nie spojrzę w lustro, to naprawdę czuję się maksymalnie na 40 lat. Natomiast ze względu na wiek, po Paryżu definitywnie zamierzam zakończyć karierę trenerską, która trwa już ponad 50 lat – podsumował.