IO w Tokio - Małachowski, Włoszczowska i Lićwinko wśród schodzących ze sceny
Kilkoro utytułowanych polskich sportowców wybrało igrzyska w Tokio na jeden z ostatnich występów w karierze. Zakończenie wieloletnich startów w tym roku potwierdzili m.in. dyskobol Piotr Małachowski, kolarka górska Maja Włoszczowska i skacząca wzwyż Kamila Lićwinko.
Występ w Tokio dla wielu zawodników był celem, który chcieli osiągnąć zanim zejdą ze sceny. Plany niektórym pokrzyżowało przełożenie igrzysk o rok z powodu pandemii COVID-19. Nie wszyscy bowiem zdecydowali się na dodatkowy rok przygotowań. Wśród Polaków jednak była zgodność - postanowili jeszcze raz pokazać się na olimpijskich arenach zanim przejdą na sportową emeryturę.
W tym gronie był m.in. 38-letni Małachowski. Srebrny medalista olimpijski z Pekinu (2008) i Rio de Janeiro (2016) nie przeszedł w stolicy Japonii kwalifikacji. Mimo to nie miał wątpliwości, że występ ten był dobrą decyzją.
- Żałowałbym, gdybym nie wystartował w Tokio. Przyjechałem, dałem z siebie wszystko. Czego mam żałować? To jest sport. Trzeba też się nauczyć przegrywać. Parę razy już w życiu przegrałem - przyznał doświadczony lekkoatleta.
Wątpliwości, że to dobry moment, aby pożegnać się z zawodowym sportem nie miała również będąca jego rówieśniczką Włoszczowska. Dwukrotna wicemistrzyni olimpijska (2008, 2016), która zajęła 20. miejsce, dodatkowo została wyróżniona przez Polski Komitet Olimpijski - razem z pływakiem Pawłem Korzeniowskim stanowiła parę chorążych reprezentacji Polski podczas ceremonii otwarcia tegorocznych igrzysk.
Utytułowana przedstawicielka kolarstwa górskiego przyznała, że po ostatnim starcie w igrzyskach zrobiło się jej trochę przykro, ale zdania nie zamierza zmieniać. „Jako sportowiec za te trzy lata nie liczyłabym się w walce o medale, a jestem zawodniczką, która walczy tylko o medale. Liczę więc, że młodzież pojawi się w moje miejsce” - podkreśliła.
Wspomniany Korzeniowski z kolei wznowił karierę po to, aby wziąć udział w zmaganiach olimpijskich w Kraju Kwitnącej Wiśni. Został tym samym pierwszym polskim pływakiem w historii, który wystąpił w igrzyskach po raz piąty. Nie przebił się on przez eliminacje 100 m st. motylkowym.
Z grona lekkoatletów „koniec” niespodziewanie postanowiła powiedzieć także m.in. Joanna Fiodorow. 32-letnia młociarka przekazała swoją decyzję dziennikarzom po tym, jak zajęła siódme miejsce w olimpijskiej rywalizacji. Zapewniała wówczas, że nie był to efekt spontanicznej decyzji.
- Dojrzewałam do niej od roku. Wiedziałam, że jak nie zdobędę medalu, to kończę karierę. Zrobiłam wszystko, co mogłam. W tym roku sport, niestety, przestał mnie bawić. Nawet bardziej się męczyłam. Muszę się zająć swoim życiem, a nie tylko rzucaniem młotem. Teraz czuję się szczęśliwa i w końcu wolna - podsumowała wicemistrzyni świata sprzed dwóch lat i dwukrotna brązowa medalistka mistrzostw Europy (2014, 2018).
Rozczarowaniem zakończył się ostatni olimpijski start Lićwinko, która zajęła 11. miejsce z wynikiem 1,93. 35-letnia skoczkini wzwyż poinformowała, że po eliminacjach doznała lekkiego udaru słonecznego, ale w dniu finału czuła się już dobrze i liczyła na znacznie lepszy występ.
- Jestem tak bardzo zawiedziona, bo 11. miejsce z tak kiepskim wynikiem, w tak kiepskim stylu skoczone... Naprawdę byłam w dobrej dyspozycji. To naprawdę mnie boli. To moje ostatnie igrzyska. Nie zasłużyłam na to. Myślałam, że zatrzyma mnie wysokość dwa metry, a nie 1,96 - wskazała brązowa medalistka mistrzostw świata z 2017 roku. Ona jednak również postanowiła twardo trzymać się swojego wcześniejszego postanowienia i po tym sezonie zakończyć karierę.
- To już koniec. Zdrowie już nie jest takie jak powinno. Moje dziecko jest dla mnie najważniejsze. Taka jest moja decyzja. Mam jeszcze kilka startów w planie i mam nadzieję, że dojdą do skutku. Z polską publicznością pożegnam się podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie - podsumowała mama trzyletniej Hani.
W tradycyjnym dla sztangistów stylu pożegnała się Joanna Łochowska. 32-letnia zawodniczka, która zajęła 10. miejsce w kat. 55 kg, po ostatniej próbie zdjęła buty, zostawiła je na pomoście i pocałowała sztangę. Potem zaś po policzkach trzykrotnej mistrzyni Europy, która w ostatnich latach zmagała się z kłopotami zdrowotnymi, popłynęły łzy.
- Zawsze miałam świadomość, że nie każdy sukces to ten medalowy. To nie ten, o którym wszyscy wiedzą i nie ten, o jakim ty sam chciałbyś mówić... a ten, którego wielu nie doceni, wielu wyśmieje, a jeszcze więcej w ogóle nie zauważy. To wszystko to ocena z zewnątrz, ale twoja walka była wewnątrz cicha i bolesna, bez oklasków i aplauzu, by wejść na tą górę, na którą wchodzi się latami. I musisz wiedzieć, że przy samym szczycie już coś w zdrowiu ma prawo nie wytrzymać, ale przed samym wejściem na te ostatnie metry już nie możesz się poddać, bo oglądając się w tył wiesz, jaki kawał drogi już za tobą. Lata pasji i wyrzeczeń, uśmiechu i poświęceń z pokonywania swoich własnych granic. I musisz iść dalej, do końca bez względu na widok, jaki zobaczysz na szczycie swoich sportowych marzeń - czy deszcz i mgłę, czy słońce i bezchmurne niebo. Bez względu na wszystko to będzie twój własny widnokrąg - własny zdobyty szczyt obecnych możliwości i spełnionej mety - napisała potem na Instagramie sztangistka.
O tym, że już więcej nie wystąpi w igrzyskach zapewnił też dziennikarzy w Tokio Marcin Lewandowski, który z powodu kontuzji nie ukończył półfinału na 1500 m. Wzmiankę o Paryżu 2024 skwitował krótko, zaznaczając, że nie bierze pod uwagę startu w tej imprezie.
- Nie ma takiej możliwości. Nie ma co oszukiwać siebie, kibiców, sponsorów. Na razie chcę się skupić na przyszłym roku, w którym będzie 110 procent zaangażowania - tak jak do tej pory. Co później - zobaczymy. Ale nie ma co się oszukiwać, Paryż nie będzie dla mnie... Ewentualnie w roli działacza, ale nie sądzę - dodał 34-letni biegacz.
W podobny sposób mogą podejść niektórzy z bardziej doświadczonych siatkarzy. Wśród podopiecznych Vitala Heynena - którzy typowani byli do zdobycia medalu, ale odpadli w ćwierćfinale - można przypuszczać, że na występ w stolicy Francji mogą nie czekać już m.in. Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek czy Michał Kubiak. Żaden z nich jednak oficjalnie nie ogłosił takiej decyzji jak na razie.
Niewykluczone, że wkrótce przejście na sportową emeryturę ogłosi Grzegorz Fijałek. Doświadczony siatkarz plażowy, który od dłuższego czasu ma kłopoty z barkiem, po odpadnięciu w 1/8 finału turnieju olimpijskiego nie chciał na gorąco składać żadnych jednoznacznych deklaracji.
- Do igrzysk w Paryżu zostały trzy lata - niby tylko, ale jednak to się odczuwa. Jak nie problemy z kolanami, z którymi uporałem się kilka lat temu, to teraz przytrafił się ten bark i tak mnie zdołował, że odechciało mi się grać w siatkówkę. To są igrzyska, dostałem dwie blokady i można powiedzieć, że dostałem nowe życie. W końcu grałem bez takiego bólu jak na treningach. Trzeba się zastanowić, trzeba się cieszyć życiem. Fajnie jest być w czołówce, fajnie jest być trzeci raz na igrzyskach, ale ambicje były trochę większe - zaznaczył.
W kontekście kilku doświadczonych zawodniczek po starcie w Tokio nieraz pojawiało się słowo „przerwa”. Nie wiadomo, jak długo miałaby ona potrwać, ale chęć odpoczynku zgłosiły m.in. wicemistrzynie z wioślarskiej czwórki podwójnej Agnieszka Kobus-Zawojska i Maria Sajdak. Trener kadry kajakarek Tomasz Kryk zaznaczył, że odpocząć od rywalizacji będzie być może chciała Karolina Naja i nie wykluczył, że podobnie postąpić może Marta Walczykiewicz. Przemyśleć swoje dalsze kroki chcą jeszcze także Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik i Justyna Święty-Ersetic, które w Tokio wywalczyły złoto w sztafecie mieszanej 4x400 m i srebro w kobiecej.