IO w Tokio - Sajdak: W finale wyciągniemy asa z rękawa
Polskie wioślarki awansowały do finału rywalizacji czwórek podwójnych igrzysk w Tokio, plasując się w przedbiegu za Chinkami, ale nie zamierzają bez walki oddać pola faworytkom. „W finale wyciągniemy asa z rękawa” - zadeklarowała wioślarka Maria Sajdak.
W piątek, dniu oficjalnego rozpoczęcia igrzysk, wystartowały trzy wioślarskie osady, na które liczą polscy kibice. Wszystkie zrealizowały plan - czwórka podwójna mężczyzn oraz męska dwójka podwójna wygrały swoje przedbiegi, co w przypadku pierwszych dało awans do finału, a drugich - półfinału.
- Udało nam się zrealizować nasz plan na ten wyścig. Konsekwentna jazda na środku, uzyskanie pozycji wychodzącej, czyli jednego z dwóch pierwszych miejsc, a na finisz zostawiliśmy sobie na tyle siły, żeby przypłynąć przed Włochami i awansować z pierwszego miejsca. Przed startem było trochę nerwowości, bo były problemy ze sterem, ale udało nam się to naprawić i działał poprawnie - relacjonował polskich dziennikarzom Szymon Pośnik z czwórki podwójnej.
Jak dodał, wygranie przedbiegu może mieć duże znaczenie w przypadku rywalizacji w Tokio.
- W przypadku bocznego wiatru w finałach będą rotacje toru i dzięki zwycięstwu w przedbiegu możemy potem dostać po prostu lepszy tor - wskazał.
Przyznał, że tor olimpijski w stolicy Japonii jest bardzo trudny technicznie.
- Wieje cały czas i to boczny wiatr. Fala odbija się od betonu i jest odczuwalna, łódka trochę skacze, rusza dziób, kołysze na boki. Ale każdy ma podobne warunki, więc nie można narzekać, tylko starać się popłynąć jak najlepiej - zastrzegł.
28-letni wioślarz zaznaczył, że na testach przedolimpijskich na tym obiekcie byli polscy juniorzy. Zapewnił jednak, że jemu i jego kolegom z osady doświadczenia w startach na takich wymagających torach nie brakuje.
- Do takich należy np. ten w Rotterdamie i dobrze tam się zaprezentowaliśmy. Byliśmy na różnych torach w Europie i Polsce, gdzie potrafi tak zawiać, że aż wytrąca wiosło z ręki - przekonywał.
Opinię dotyczącą trudności toru potwierdziły także przedstawicielki czwórki podwójnej.
-Ale myślę, że wygrają najlepsi, niezależnie od warunków - zaznaczyła Sajdak.
Jak dodała, ona i jej koleżanki wiedziały dobrze w piątek, co miały zrobić.
- Miałyśmy tak naprawdę nie proste, ale konkretne zadanie do zrealizowania. Musiałyśmy być w pierwszej dwójce. Wiedziałyśmy, że Chinki są mocne i że musimy się z nimi „zabrać”. Z resztą stawki zaś trzeba było wygrać, by wejść do finału - analizowała.
Faworytkami w konkurencji, w której startuje, bez wątpienia są Chinki, mistrzynie świata.
- Wiadomo było, że są mocne, ale wiemy, że my też. Wierzymy, że możemy wszystko. Chinki dziś rzeczywiście pokazały, że są mocne, ale my mamy jeszcze co poprawiać. Wyciągniemy w finale asa z rękawa - zapowiedziała Sajdak, która wraz z koleżankami jest wicemistrzynią globu.
Wśród męskich czwórek podwójnych triumfatorami ostatnich MŚ są Holendrzy. Biało-czerwoni wywalczyli wówczas srebro.
- Holendrzy pokazali już klasę w tym sezonie. Co do Australijczyków, to nie wiadomo, na co ich stać. Nie przyjechali na żadne zawody w Europie. To wielka niewiadoma. Myślę, że jeśli zaprezentujemy się tak jak w swoich najlepszych startach, to wynik będzie zadowalający - ocenił Pośnik.
Zapytany o przelatujące nad torem samoloty przyznał, że w trakcie wyścigu nie zwraca uwagi na takie rzeczy.
- Ale czasem na treningach, jak robimy ćwiczenia techniczne i kolega krzyczy komendy, to ostatni nie słyszy i to jest normalne. Ale tu, mimo że siedzi on przede mną, to i tak go nie słyszę. Jest naprawdę duży hałas przy tym samolocie - zaznaczył.