Czołowy toruński hokeista nadal chciałby grać w rodzinnym mieście, ale nie jest pewny swojej przyszłości
Każdego dnia sprawdzamy, co słychać u znanych i lubianych sportowców z Pomorza i Kujaw w czasie pandemii. Toruński hokeista, bramkostrzelny napastnik, Michał Kalinowski nie ukrywa, że mimo chęci do reprezentowania wciąż barw Energi wskutek trudnej sytuacji ekonomicznej w czasie epidemii nie jest pewny, co wydarzy się w klubie z rodzinnego miasta. A oferty już napływają.
- To jest ogromny znak zapytania. Nikt się kompletnie nie kontaktował ze mną jeżeli chodzi o grę w toruńskim klubie. Nastała cisza. Mając oferty z innych klubów, zastanawiam się strasznie nad tym wszystkim z żoną. Ile można czekać. Praktycznie dwa miesiące jesteśmy bez pracy. Myślę, że od czerwca trzeba już zacząć trenować i zarabiać pieniądze. Chciałbym zostać w Toruniu, ale tak jak mówię, na razie jest totalna cisza - mówi pełen niepokoju Michał Kalinowski.
- Staram się robić to, co zawsze. Dbam o swoją formę, zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Dużo czasu spędzam z rodziną, z żoną i córką. Czekamy na rozwój wydarzeń - dodaje napastnik Nesty Toruń.
- Z chłopakami z drużyny często gramy w gry na komputerze. Ostatnio nawet, gdy otworzyli orliki, zaczęliśmy się spotykać i gramy w piłkę nożną. Ja osobiście posiadam też działkę, taką ogrodową. Jeżdże prawie każdego dnia, koszę trawę. Mogę nawet powiedzieć, że mimo wolnego czasu od grania, praktycznie każdy dzień mam zorganizowany - podkreśla wychowanek MKS-u Sokoły Toruń.
Cała rozmowa z Michałem Kalinowskim w dźwięku poniżej