US Open 2019 - porażka Hurkacza i awans Majchrzaka do 2. rundy
Hubert Hurkacz na pierwszej rundzie zakończył występ w singlowej rywalizacji w wielkoszlemowym US Open. Tenisista z Wrocławia przegrał z Francuzem Jeremym Chardym 2:3. Z kolei Kamil Majchrzak po raz pierwszy w karierze awansował do drugiej rundy w Wielkim Szlemie. Pokonał chilijskiego tenisistę Nicolasa Jarry'ego 3:2.
Majchrzak przegrał co prawda w Nowym Jorku w decydującej fazie kwalifikacji, ale potem uśmiechnęło się do niego szczęście. Najpierw wycofał się Kevin Anderson z RPA, a następnie Kanadyjczyk Milos Raonic. To właśnie tego ostatniego w obsadzie imprezy zastąpił piotrkowianin.
Tym samym do pięciu wzrosła liczba Polaków w singlowej rywalizacji w tegorocznej edycji zawodów na kortach Flushing Meadows. Ponad pięć lat trzeba było czekać na taką sytuację. W Wimbledonie 2014 w grze podwójnej wystąpiło siedmioro biało-czerwonych, a w kolejnych latach - aż do teraz - liczba ta nie przekraczała czterech.
Zajmujący 94. miejsce w rankingu ATP Majchrzak wykorzystał szansę podarowaną przez los. Jarry pochodzi z tenisowej rodziny - jego dziadek Jaime Fillol był legendą Chile w tej dyscyplinie. Miał nad przewagę nad Polakiem nie tylko w postanie nie tylko lepszej pozycji na światowej liście (73.), ale także wzrostu (mierzy 1,98 m i jest o 15 cm wyższy od piotrkowianina) oraz większego doświadczenia w Wielkim Szlemie i cyklu ATP. Najlepiej czuje się on jednak na kortach ziemnych (w czerwcu w Bastad wygrał pierwszy w karierze turniej ATP właśnie na tej nawierzchni), co sprzyjało podopiecznemu Tomasza Iwańskiego.
W pierwszym secie obaj zawodnicy dobrze pilnowali własnego podania - nie było ani jednego "break pointa". W tie-breaku Chilijczyk odskoczył na 5-2, zdobywając trzy punkty z rzędu, w tym dwa przy serwisie rywala i to pozwoliło mu pewne zwycięstwo w tej części inauguracyjnej partii. Druga również zaczęła się po jego myśli - po przełamaniu prowadził 2:1, a zaraz potem podwyższył na 3:1. Polak odrobił stratę w ósmym gemie. Obaj tenisiści zmarnowali poza tym jeszcze po dwie okazje na "breaka". Tym razem tie-break od początku układał się po myśli niżej notowanego z graczy.
W trzeciej odsłonie znów nikt nie stracił podania, ale Majchrzak był tego bliski trzykrotnie w 10. gemie. Jednocześnie były to piłki setowe dla Jarry'ego, który w przeszłości był 38. tenisistą świata. Kolejne trzy szansę na objęcie prowadzenia w całym spotkaniu gracz z Ameryki Południowej miał w tie-breaku, ale znów podopieczny Iwańskiego wyszedł z opresji. Zrobił to w efektownym stylu - od stanu 3-6 zdobył pięć punktów z rzędu. Zmobilizowany rywal błyskawicznie odrobił stratę i zawodnicy szykowali się do piątej, decydującej partii.
23-letni Polak po raz pierwszy w Wielkim Szlemie pięciosetowy pojedynek zaliczył w pierwszej rundzie styczniowego Australian Open. Prowadził wtedy 2:0 w setach z Japończykiem Kei Nishikorim, ale potem nie wytrzymał intensywności gry i zaczęły łapać go skurcze. Skreczował w piątej odsłonie. Wyciągnął jednak wnioski z tamtej bolesnej porażki. Teraz bardzo szybko wygrywał własne gemy serwisowe, a to rywal coraz częściej się mylił. Przełamanie na wagę zwycięstwa w tej partii i całym meczu zanotował przy stanie 4:4. Spotkanie - po trzech godzinach i 40 minutach - zakończył serwisem, z którym nie poradził sobie rywal.
Jarry miał bardzo dużą przewagę pod względem punktów zdobywanych za sprawą asów (33 do 11) i uderzeń wygrywających (74 do 37). Chilijczyk miał z kolei jednak też znacznie więcej niewymuszonych błędów, których zaliczył aż 60, tj. dwa razy więcej niż piotrkowianin.
Majchrzak debiutuje w głównej drabince US Open. To jego trzeci występ w zasadniczej części zmagań wielkoszlemowych. Zadebiutował we wspomnianej pechowej imprezie w Melbourne, a w lipcowym Wimbledonie w pierwszej rundzie musiał uznać wyższość rywala.
Teraz czeka go pojedynek z Pablo Cuevasem. 33-letni Urugwajczyk jest 53. rakietą świata i ma na koncie sześć wygranych imprez ATP, ale wszystkie na kortach ziemnych. Na twardej nawierzchni w Nowym Jorku nigdy nie przeszedł drugiej rundy. W Wielkim Szlemie udało mu się to cztery razy - zawsze we French Open. Polak zmierzył się z nim dotychczas raz - cztery lata temu grali przeciwko sobie w meczu ligi niemieckiej na "cegle" - Cuevas wygrał w trzech setach.
***
Hurkacz nie miał wiele czasu na przygotowanie do tego spotkania. W sobotę triumfował bowiem w turnieju ATP w Winston-Salem, zdobywając debiutancki tytuł w imprezie cyklu.
Życiowy sukces kosztował 22-letniego tenisistę sporo sił, a układ planu gier w Nowym Jorku sprawił, że przyszło mu zaprezentować się na kortach Flushing Meadows już pierwszego dnia zmagań. Skutki tego widać było podczas pojedynku z Chardym - gra Polaka falowała. Nie można mu odmówić ambicji i walki, ale zmęczenie sprawiło, że poza efektownymi zagraniami przytrafiało mu się też sporo błędów i przestojów.
W poniedziałek po raz pierwszy w karierze zmierzył się ze starszym o 10 lat Chardym. Wrocławianin jest obecnie 35. rakietą świata, a Francuz 74. Doświadczony rywal, który sześć lat temu, był 25. na liście ATP, już nieraz jednak udowadniał w Wielkim Szlemie, że gra regularnie i jest w stanie zagrozić wyżej notowanym przeciwnikom.
Pojedynek toczył się w szybkim tempie. Choć składał się z pięciu setów, to trwał niewiele ponad trzy godziny. Pierwszego co prawda zaczął od straty podania, ale potem to on przejął inicjatywę, czego efektem były dwa przełamania i pewne wygranie tej partii. W drugiej role się odwróciły - początkowo obaj zawodnicy nie byli w stanie wykorzystać szans na "breaka". W czwartym gemie udało się to Chardy'emu, co okazało się kluczowe dla losów tej odsłony.
Hurkacz nie poddawał się i trzecią partię zaczął od prowadzenia 2:0. Chwilę później pozwolił jednak rywalowi na odrobienie strat. W piątym gemie dwa razy obronił się przed stratą podania. W tie-breaku cztery razy prowadził różnicą dwóch punktów, ale najpierw trzykrotnie pozwolił przeciwnikowi ją zmniejszyć, a następnie doprowadzić do remisu. Po chwili obronił piłkę setową, a na koniec pomógł sobie serwisem.
Czwarta odsłona nie miała większej historii - Francuz wyraźnie dominował, a Polaka znów dopadło zmęczenie. O zwycięstwie Chardy'ego w decydującej odsłonie przesądził "break" przy stanie 2:2. Hurkacz wybronił się dwa razy przed przełamaniem, ale przy kolejnym razie spasował. Obronił później jeszcze piłkę meczową, ale Chardy drugą z szans wykorzystał, posyłając winnera po prostej.
Był to pierwszy pięciosetowym pojedynek w karierze wrocławianina. Posłał on 16 asów, a jego przeciwnik o jednego mniej. Polak miał też siedem podwójnych błędów, a Francuz sześć. Hurkaczowi nie pomógł fakt, że zanotował mniej niewymuszonych błędów - 43, przy 59 u rywala. Chardy jednak miał wyraźną przewagę pod względem uderzeń wygrywających - 73 do 41.
Zawodnik z Wrocławia straci teraz nieco punktów - w ubiegłorocznym debiucie w US Open dotarł do drugiej rundy. Teraz nie opuszcza jeszcze Nowego Jorku - zgłosił się dodatkowo również do debla.
W grze podwójnej sukcesy odnosił w przeszłości Chardy, który przez pewien czas był partnerem Łukasza Kubota. W singlu jego największym sukcesem w Wielkim Szlemie jest ćwierćfinał Australian Open z 2013 roku. W Nowym Jorku dotarł najdalej do 1/8 finału, co mu się udało cztery lata temu.