ME siatkarzy 2017 - Rosjanie ze złotem. Srebro dla Niemców. Brąz dla Serbii
Siatkarze Rosji zdobyli w Krakowie złoty medal mistrzostw Europy. W finale pokonali Niemców 3:2. W meczu o brąz także rozegrano tie-breaka. Ostatecznie Serbia pokonała Belgię 3:2.
Mało kto przypuszczał, że Niemcy zdołają się przeciwstawić rewelacyjnie prezentującym się w tym turnieju Rosjanom. W drodze do finału Sborna nie przegrała ani jednego seta i wydawało się, że tak może być także w starciu o złoto. Ale od samego początku rywale pokazali, że łatwo skóry nie sprzedadzą.
Duże znaczenie miała bardzo dobra postawa Georga Grozera. Atakujący, znany także z występów w Asseco Resovii Rzeszów, jest w znakomitej dyspozycji. Jego zagrywki wprowadzały spore zamieszanie w szeregach Rosji. Ale nie tylko tym błysnął w niedzielę. Pomagał w bloku, w obronie, a nawet w przyjęciu. W sumie zdobył 23 punkty.
Po rosyjskiej stronie niezwykle skuteczny był Maksym Michajłow, który brał na siebie zawsze najtrudniejsze piłki i w kryzysowych momentach imponował spokojem.
W każdym z setów obie drużyny seriami zdobywały punkty. W pierwszym remis był przy stanie 14:14, a później Rosja zaczęła uciekać. Kilka niesamowitych bloków sprawiło, że wygrała 25:19. Niemcy błyskawicznie odpowiedzieli. Podnieśli się po przegranej partii i zaczęli drugi set od prowadzenia 10:6.
Przełomowy moment nastąpił jednak, gdy w polu zagrywki pojawił się rozgrywający Jastrzębskiego Węgla Lukas Kampa. To po jego serwisie Niemcy odskoczyli jeszcze bardziej - na 23:15, a seta wygrali do 20.
Trzecia partia to popis umiejętności Dmitrija Wołkowa. Zdobywał punkty w ataku, jak i blokiem. Ekipa prowadzona przez Włocha Andreę Gianiego nie znalazła na to recepty i przegrała do 22, a ostatnią piłkę skończył Michajłow.
To jednak znowu podziałało mobilizująco na Niemców. Na pochwałę zasługuje postawa zaledwie 18-letniego środkowego Tobiasa Kricka. Bez kompleksów próbował zatrzymywać potężne ataki Rosjan, którzy w pewnym momencie stanęli, a Niemcy niemal wszystkie piłki podbijali. Prowadzili 16:9, a ostatecznie wygrali 25:17.
O tym, kto zdobędzie złoto musiał zadecydować tie-break. Niezwykle wyrównany i niemal do końca nie było wiadomo, kto będzie się cieszyć. Ostatnie piłki należały jednak do Rosjan, którzy zwyciężyli 15:13 i w całym meczu 3:2.
Postawa Niemiec to i tak spora niespodzianka, a ich srebrny medal to duży sukces. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie Giani. Włoski szkoleniowiec już nazywany jest cudotwórcą. Przed dwoma laty wywalczył srebro ze Słowenią, teraz dodał kolejne. A przed tym sezonem ubiegał się także o stanowisko selekcjonera... Polski. Konkurs przegrał jednak ze swoim rodakiem Ferdinando do Giorgim.
Za dwa lata mistrzostwa Europy odbędą się w czterech krajach: Belgii, Francji, Holandii i Słowenii.
Rosja - Niemcy 3:2 (25:19, 20:25, 25:22, 17:25, 15:13)
***
Serbowie trzecie miejsce zajęli także cztery lata temu, kiedy współgospodarzem imprezy była Polska, a walka o medale odbyła się w Kopenhadze.
Serbia i Belgia przystąpiły do meczu w całkowicie innych nastrojach. Bałkańska ekipa była bowiem faworytem półfinału z Niemcami, ale przegrała po tie-breaku. Dla Belgów już dotarcie do czołowej czwórki było dużym sukcesem. W walce o finał zostali zmiażdżeni przez Rosję (0:3), ale wciąż mieli więcej do zyskania niż stracenia.
Przegrali, choć bez walki medalu nie oddali. W pierwszym secie prowadzeni przez charyzmatycznego trenera Vitala Heynena zawodnicy mieli bardzo dobre przyjęcie (na poziomie 61 procent), ale kompletnie nie radzili sobie w ataku. W tym elemencie zawiódł zwłaszcza Sam Deroo, znany z występów w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Serbowie wygrali pierwszą partię 25:17.
Bardziej wyrównany był drugi set. Długo walka trwała punkt za punkt. Bardzo dobrą zmianę dał Gert Van Walle, który atakował niemal z każdej pozycji i pociągnął kolegów za sobą. Odżył także Deroo i Belgowie wygrali 25:22. Zresztą podobnie było w kolejnej odsłonie. "Czerwone Diabły" wyraźnie złapały wiatr w żagle i wydawało się, że koniec spotkania jest kwestią czasu. Wygrali trzeciego seta do 19.
Trener Serbów Nikola Grbic w trakcie przerwy powiedział parę ostrych słów i jego podopieczni się otrząsnęli. Za Marko Podrascanina wszedł kapitan Dragan Stankovic, który wspomógł blok. Bardzo dobrze zaprezentował się także Drazen Luburic i m.in. dzięki niemu jego zespół wygrywał 19:15 i nie oddał już prowadzenia. Czwarty set - 25:22 dla Serbów.
Oni też znacznie lepiej zaczęli tie-breaka. W pewnym momencie mieli trzy punkty przewagi (7:4) i praktycznie do końca kontrolowali przebieg decydującej rozgrywki. Ostatni punkt w meczu zdobył Uros Kovacevic.
Biało-czerwoni udział w turnieju skończyli na barażu o ćwierćfinał, w którym przegrali ze Słowenią 0:3.
Serbia - Belgia 3:2 (25:17, 22:25, 19:25, 25:22, 15:12)