Zmarła Elżbieta Krzesińska, jedna z najwybitniejszych polskich lekkoatletek
W wieku 81 lat zmarła w nocy po długiej chorobie Elżbieta Krzesińska, wybitna polska lekkoatletka - poinformował PZLA. "Złota Ela", której znakiem rozpoznawczym był długi warkocz, wywalczyła w skoku w dal złoty medal olimpijski w Melbourne i srebrny w Rzymie.
Krzesińska (z domu Duńska) z powodzeniem rywalizowała także na arenie krajowej w skoku wzwyż, biegu na 80 m przez płotki i pięcioboju.
Urodzona 11 listopada 1934 roku w Młocinach (wówczas koło Warszawy) lekkoatletka do tej dyscypliny sportu trafiła nieco przypadkowo. W Elblągu, pod koniec roku szkolnego, z powodu licznych nieobecności na lekcjach wychowania fizycznego (wstydziła się przebierać w strój sportowy), nauczyciel postawił jej warunek. Dostanie na świadectwie maturalnym piątkę, jeśli przeskoczy poza wytyczoną przez niego na piasku linię.
"Wylądowałam tak daleko poza linię, że zaszokowałam nie tylko nauczyciela" - wspomniała była rekordzistka świata w skoku w dal (6,35 m dwa razy w 1956 roku - w Budapeszcie i Melbourne).
Z wykształcenia była lekarzem stomatologiem - studiowała na Akademii Medycznej w Gdańsku i tam też trenowała. W 1952 roku jej szkoleniowcem został Andrzej Krzesiński, za którego trzy lata później wyszła za mąż.
Sławę zdobyła przede wszystkim ... włosami. Mimo znakomitego skoku podczas igrzysk w Helsinkach w 1952 roku, została przesunięta z drugiej na dwunastą pozycję. Przyczyną degradacji był długi warkocz, który przy lądowaniu, gdy miała odchyloną do tyłu głowę, pierwszy dotknął piasku, zostawiając na nim ślad długości ok. 60 cm. Konkurs przerwano, a sędziowie dyskutowali, jaką odległość skoku uznać - od belki do początku śladu warkocza, czy do śladu ciała. Mając mało czasu i wobec ostrego protestu Węgrów, orzekli, że "warkocz jest częścią ciała". Po tym zdarzeniu w Polsce wywiązała się wielka debata, a warkocz miał zarówno zwolenników, jak i przeciwników.
Przed następnymi igrzyskami Krzesińska przezornie skróciła warkocz i zdobyła w Melbourne złoty medal. W 1960 roku w Rzymie, mimo osłabienia kontuzją i kradzieży butów (skakała w pożyczonych męskich kolcach, które były o dwa numery za duże), zdołała wywalczyć olimpijskie srebro. Swoje wspomnienia opisała w wydanej w 1994 roku książce "Zamiatanie warkoczem".
"Do dziś żona imponuje mi żywotnością. Gdy idzie ze mną na trening skoku o tyczce, to muszę ją przywiązywać, by nie +szalała+. Rwie się do prowadzenia zajęć, a przecież ma problem z kręgosłupem od lat. Dyskopatia postępuje. Ale entuzjazmu jej nie brakuje" - powiedział PAP w ubiegłym roku Krzesiński. (PAP)