PŚ siatkarzy - Polska - USA 3:1
Polscy siatkarze wygrali w Tokio z Amerykanami 3:1 (17:25, 25:19, 25:23, 25:15) w dziewiątym występie w Pucharze Świata. Biało-czerwoni są jedyną niepokonaną drużyną w japońskim turnieju i objęli prowadzenie w tabeli.
Podopiecznym Stephane'a Antigi pozostają do rozegrania spotkania z zespołem gospodarzy i Włochami. To właśnie ostatni mecz 16-dniowej imprezy może zadecydować o tym, które z ekip awansują do igrzysk w Rio de Janeiro.
Polska: Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek, Michał Kubiak, Rafał Buszek, Fabian Drzyzga, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Grzegorz Łomacz, Dawid Konarski, Marcin Możdżonek, Mateusz Mika.
USA: Aaron Russell, Taylor Sander, Matthew Anderson, David Lee, Maxwell Holt, Micah Christenson, Erik Shoji (libero) oraz Dustin Watten (libero), Murphy Troy, Paul Lotman, David Smith.
W ostatnich dwóch sezonach Amerykanie byli dla Polaków najbardziej niewygodnym rywalem. Tylko z USA biało-czerwoni przegrali w drodze po mistrzostwo świata w zeszłym roku. W tym sezonie obie drużyny mierzyły się pięć razy i czterokrotnie zwycięsko z tych potyczek wychodziły Stany Zjednoczone.
Do poniedziałkowego meczu oba zespoły w Japonii były niepokonane. W tabeli dzielił je jeden punkt - na korzyść ekipy USA, która w ośmiu dotychczasowych spotkaniach straciła jedynie dwa sety.
Do meczu z Polakami Amerykanie wyszli bardzo pewni siebie. W pierwszej partii niemal wszystko im wychodziło. Szybko wyszli na prowadzenie 8:5 i nawet proste błędy, jak przekroczenie czasu do serwisu, nie zdołało wyprowadzić ich z równowagi. Trener Stephane Antiga robił zmiany - pojawił się Marcin Możdżonek i Mateusz Mika, ale nie dało to efektu. Rywale wygrali 25:17.
Drugi set zaczął się od rewelacyjnej postawy Michała Kubiaka w polu serwisowym i sytuacja się odwróciła. Polacy wygrywali 5:2, kiedy szkoleniowiec USA John Speraw postanowił wziąć pierwszy czas. Tymczasem to biało-czerwoni powiększali przewagę. Przy 10:6 po raz pierwszy udało się blokiem zatrzymać Matthew Andersona. To był znak, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Polacy nakręcali się z piłki na piłkę. Coraz pewnie prezentowali się w ataku i bloku, a Aaron Russell coraz częściej mylił się w przyjęciu. Mistrzowie świata, którzy tytuł zdobyli dokładnie rok temu w Katowicach, wygrali 25:19.
Bardzo źle rozpoczęła się dla biało-czerwonych trzecia partia. Przegrywali 0:4, a później 4:8, kiedy "zaskoczyła" zagrywka. To właśnie był klucz do zdobywania kolejnych punktów. Później bardzo dobry blok sprawiał, że Polacy zaczęli nadrabiać straty. Do remisu doprowadzili na 13:13 i dalej kontynuowali marsz.
Po raz kolejny przeciwnicy największe problemy z odbiorem mieli po zagrywce Kubiaka. Rewelacyjnie w środku radził sobie Bieniek, a Mika, który zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, ale wszedł już w pierwszym secie i pozostał do końca, kończył nawet najtrudniejsze piłki.
Set był jednak nerwowy do samego końca. Przy stanie 22:22 jeszcze wszystko mogło się wydarzyć, ale zimną krew zachował najpierw Piotr Nowakowski, później Kurek, a ostatni punkt na 25:23 Polacy zdobyli po autowym serwisie Andersona.
Czwarta partia to popis siły Polaków. Wychodziło im wszystko - atak, przyjęcie, a wszystko zaczynało się od znakomitej zagrywki. Amerykanie się irytowali i nie znajdowali rozwiązania. Ostatecznie USA przegrało do 15, a cały mecz 1:3.
O dwa pierwsze miejsca w tabeli premiowane olimpijską przepustką walczy systemem każdy z każdym 12 drużyn. To pierwsza impreza, w której można wywalczyć kwalifikację. (PAP)