"Selma" minęła Wyspę Piotra I. Kierunek Horn
Załoga "Selmy" dotarła do Wyspy Piotra I na antarktycznym Morzu Bellingshausena - ostatniego punktu antarktycznej części wyprawy. Silny przybój uniemożliwił lądowanie na tej bezludnej wyspie. Teraz kierunek Horn.
Wyspa została odkryta i nazwana 194 lata temu w trakcie rosyjskiej wyprawy Fabiana Gottlieba von Bellingshausen'a. W 1820 r. był to najdalszy znany ludziom ląd na południu. Lądowanie na wyspie okazało się niemożliwe z powodu szerokiego na 25 km pierścienia paku lodowego. Odkrycie Rosjan potwierdziła 90 lat później francuska ekspedycja Jean-Martin Charcot'a, ale i oni nie dotarli bliżej niż 5 km od lądu. Pierwszymi ludźmi wyspie byli i to dopiero 2 lutego 1929 r. Norwegowie - szukający miejsca dla nowej bazy wielorybniczej. Przy okazji wbili flagę i w ten sposób przejęli władanie nad tą bezludną wyspą na rzecz Norwegii. Miejsce wtedy okazało się jednak bardzo nieprzyjazne, a ciągle napierające lody uniemożliwiły założenie bazy na dłużej niż kilka dni.
Obecnie na wyspie też jest bardzo trudno wylądować z morza. Brzegi wyspy to lodowe, 40-metrowe pionowe ściany i skalne klify. W locji jest opisane tylko jedno miejsce do lądowania - w zatoczce Sandefjordbukta. Na wyspie znajduje się automatyczna chilijska stacja meteorologiczna, ale jej obsługa raz w roku - prowadzona jest przez techników przylatujących helikopterami.
Meldunek z "Selmy":
"17.03.2015 r. Ocean Południowy. Wyspa Piotra I
Noc przebujana w dryfie. Ciemno. Całkowicie. Wachty obserwacyjne do godziny 05.00. Potem przyszła szarówka, żagle w górę i o 8 rano jesteśmy u brzegów wyspy. Podchodzimy od zawietrznej strony - chroniąc się przed napierającym wiatrem. Z pozostałych stron wiatry wieją z prędkością 75 węzłów (prawie 140 km/h). Z daleka wygląda to malowniczo. Długa i wysoka fala malowniczo rozbija się o brzegi. Dookoła pochmurno, ale my jesteśmy po zawietrznej - słonecznej stronie wyspy. Chmury rozchodzą się omywając malowniczo wyspę z dwóch stron. Pozostaje pas bezchmurnego nieba, a to wszystko za sprawą panujących tu silnych wiatrów i szczytu rozbijającego te wiatry na dwie strugi. Ciekawe zjawisko pogodowe, zwłaszcza, że z drugiej strony gęste, kłębiaste, szarogranatowe chmury leżą na wodzie i ciągną się za wyspę na kilka mil. Wyglądają jakby były wycięte w miejscu, gdzie przechodziły koło lądu.
Sama wyspa robi wrażenie monumentalnej i chyba taka jest! Cała wyspa pokryta jest śniegiem i lodowcami. Brzegi niemalże pionowo opadają do wody potwierdzając opisaną w locji niedostępność. Tak, to jest niedostępna wyspa. O strome, wysokie, lodowe brzegi uderzają fale przyboju rozbijając się z olbrzymią siłą i wyskakując w powietrze na ponad 5 metrów! Nieliczne półki skalne są niewielkie, mają 5-6 metrów długości, a nad nimi wiszą olbrzymie nawisy śniegu i lodowych seraków (wielotonowe bryły lodu tworzące się w wyniku pękania lodowca).
Na jedynej plaży, na której wg locji można zejść na ląd - w zatoczce Sandefjordbukta - widzimy wielkie fale przyboju. Kilka razy wyższe od naszego pontonu. W kipieli kłębią się wielkie bryły kry lodowej. Przy takiej fali i wiejących dzisiaj wiatrach nie jest dostępna. Decyzja kapitana - "Bezpieczeństwo najważniejsze, nie lądujemy." W tym samym czasie jesteśmy świadkami oberwania się olbrzymiego seraka zalegającego wysoko na skałach. Uderzenie o wodę rozbiło go w drobny mak, a wielka chmura pyłu wodno-śnieżnego unosiła się w tym miejscu przez następne kilkanaście minut.
Zajmujemy się nie tylko obserwacją dramatycznych zmagań lodu, wiatru i wody. Na pokład Selmy dotarła - po raz kolejny - proza życia. Stałe zapasy wody w zbiornikach dalej są zamarznięte i czekają na cieplejsze szerokości. A nasza jachtowa odsalarka przy temperaturze wody poniżej 0°C produkuje wodę lekko słoną. Znowu musimy uzupełnić zapasy słodkiej wody i upolować kilka growlerów (duże bryły pływającego w wodzie lodu). To ogromne, zmrożone ładunki słodkiej wody :) Trzeba je tylko wydobyć z wody, a potem rozmrozić. Łowcy growlerów ponownie w akcji! Mimo, że robimy to nie pierwszy raz - teraz zadanie okazuje się trudniejsze. Wysoka fala zawiesiła wysoką poprzeczkę. Trochę to trwało - ale z dumą możemy poinformować o kolejnym zwycięstwie! Nałowiliśmy zapasy słodkiej wody na pozostałą część rejsu. Powinny nam starczyć aż do Hornu. Tam woda oceanu będzie cieplejsza i zbiorniki powinny już rozmarznąć...
Żegnamy się z Wyspą Piotra I. Już wiemy dlaczego po odkryciu w 1821 r. przez Bellingshausena, na pierwszego człowieka na swoim brzegu czekała ponad 100 lat, do 1929 roku. I nigdy nie dała się pokonać. Mimo wielokrotnych prób nie powstała tu żadna stała baza. A ci nieliczni, którzy tu dotarli mierzyli swój pobyt w godzinach, najwyżej w dniach. Wyspa i nam nie dała się zdobyć, ale zaopatrzyła nas w wodę. Dziękujemy.
Ruszamy dalej w drogę - kierunek - Przylądek Horn.
Z Selmy słodkowodnej (ponownie) pozdrawiają:
Piotr, Jacek, Leon, Kris, Luby, Tomek, Artur, Damian, Wifi, Duszan i Krzysiek..."