Lekkoatletyczne HME - Marcin Lewandowski: nauczyłem się pokory
Marcin Lewandowski zdaje sobie sprawę z tego, że jest faworytem halowych mistrzostw Europy w Pradze i mówi, że to rywale powinni się go bać. Wie też, że rywalizacja pod dachem potrafi zaskoczyć najlepszych. "Nauczyłem się pokory" - przyznał przed finałem na 800 m.
"Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wrócić ze złotym medalem" - powiedział zawodnik CWZS Zawisza Bydgoszcz SL. Nawiązał do nieobecności obrońcy tytułu Adama Kszczota (RKS Łódź), który z powodu infekcji nie mógł przyjechać do Pragi.
"Wychodzę z założenia, że to przeciwnicy powinni się mnie bać, a nie ja ich. I myślę, że tak właśnie jest. Podchodzę z szacunkiem do każdego rywala, bo wiem, co znaczy rywalizacja w hali. Jestem idealnym przykładem tego, że wysoka forma czasami nie wystarczy. Rok temu zostałem zdyskwalifikowany. Przed trzema laty zaliczyłem upadek w półfinale" - przypomniał.
Dlatego właśnie też obiecał: "Będę ostrożny na każdym centymetrze bieżni, bo wiem, że oczy muszę mieć naokoło głowy. Mimo że jestem teoretycznie, wynikowo i matematycznie dużo lepszy od moich przeciwników to oni na pewno łatwo nie odpuszczą".
Mimo że jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze, przed każdym biegiem bardzo się stresuje.
"Przed eliminacjami miałem od samego rana sztywne nogi" - przyznał.
Z Pragi ma same dobre wspomnienia. To właśnie tutaj oświadczył się swojej obecnej żonie Magdzie. Teraz oboje czekają na narodziny drugiej córki.
"Rodzina to moja ostoja, ale w tej chwili wszystko jest podporządkowane pod sport. Wiem, że ta przygoda nie potrwa wiecznie i te pięć minut chcę maksymalnie wykorzystać. Potem będę miał czas dla rodziny i rozwój na innej płaszczyźnie" - powiedział.
W stolicy Czech mógł sobie wybrać dystans. Minimum PZLA wypełnił na 800 i 1500 m.
"Miałem wątpliwości, który dystans wybrać. Ostatecznie stwierdziłem, że nie miałem okazji pokazać swojej dobrej formy. Poza tym biegów na 800 m miałem trochę więcej. Uznałem, że to moja konkurencja, tam się najlepiej czuję i nie odejdę od tego dystansu, dopóki nie przywiozę swoich upragnionych medali" - podkreślił.
Tym bardziej, że znowu wiele zmienił w swoim życiu sportowym. Specjalna dieta, badania kodu genetycznego, czy treningi z... mistrzem olimpijskim na 5000 i 10 000 m Brytyjczykiem Mo Farahem. To tylko kilka przykładów.
"Najważniejsze, że zbadałem dokładnie swój organizm, dostosowałem dietę. Dzięki temu bez żadnych wyrzeczeń potrafiłem schudnąć. Najtrudniej było mi zrezygnować z chipsów i frytek. A tak ogólnie mówiąc, nie piję napojów gazowanych, nie jem tłustych rzeczy. Byłem łasuchem i nadal jestem. To jedyne, co się nie zmieniło. Dla mnie cukier to energia" - zaznaczył.
Duży wpływ na uzyskiwane przez niego teraz wyniki miał obóz w Etiopii. To właśnie tam trenował z jednym z najlepszych w historii zawodników w biegach na 5000 i 10 000 m.
"Nie wiedziałem, że Mo Farah będzie w tym samym miejscu. Postanowiłem to jednak wykorzystać. Możliwość trenowania z takim biegaczem jest zawsze bardzo ważna i daje nowe doświadczenia. Mimo że dystanse nasze diametralnie się różnią, to jednak wiele elementów jest bardzo podobnych. Wydaje mi się, że właśnie to dało mi tak dobre wyniki" - ocenił.
Finał biegu na 800 m o godz. 15.30.
Z Pragi - Marta Pietrewicz (PAP)