Selma Expeditions zakończyła etap rejsu z Zatoki Wielorybów do Wyspy Rossa
3 doby żeglugi jachtu Selma Expeditions z Zatoki Wielorybów - wzdłuż wielkiej ściany bariery lodowca Rossa, dobiegł końca. Nad ranem 17 lutego czasu polskiego załoga jachtu rzucił kotwicę przed chatą sir Ernesta Shackletona przy Cape Royds na Wyspie Rossa.
Piękna, słoneczna pogoda oraz silny wiatr z głębi kontynentu sprowadziły mróz, porównywalny do odczuwalnego w Polsce, gdy z nadejściem arktycznego frontu temperatura w ciągu jednej nocy potrafi obniżyć się od 0 do -20° C. Brak chmur powoduje ucieczkę ciepłych mas powietrza.
Trzeciego dnia żeglugi wiatr wzmógł się z prognozowanego powiało 25-30kt do rzeczywistej siły 40-60kt (ponad 110 km/h). Nad ranem podmuchy niosące białe, rozpylone tumany wody, dochodziły już do 70-75kt (ok. 140 km/h). Stacja pogodowa pokazywała momentami nawet 80kt wiatru pozornego. Trzeba było mocno trzymać się koła sterowego żeby nie zostać porwanym. Szczęśliwie nie było dużej fali, która groźna byłaby dla żeglugi blisko ściany lodowca.
Pogorszenie pogody i zachmurzenie poprawiło temperaturę. Niskie chmury zatrzymywały odpływ "ciepła" a temperatura na pokładzie Selmy znacznie wzrosła do tylko -3 C, co przy wcześniejszych odczytach poniżej -20° C stanowiło olbrzymią różnicę.
Ostatniej doby Selma Expeditions żeglowała bajdewindem (na malutkim żaglu przednim i tylnym, kliwer mały i bezan). Sternik stojący za kołem sterowym uderzany był krótkimi falami, pokrywając się natychmiast breją na wpół zamarzającej, słonej wody. W takiej sytuacji swoistą satysfakcją jest cudowne uczucie, że mimo zalewania zimną falą, nic nie przedostaje się za kołnierz, kaptur i gogle! Ostatniej nocy jacht dwukrotnie stawał w dryf a załoga bez wytchnienia gumowymi pałkami tłukła zawzięcie grube zwały narosłego lodu.
Rankiem ostatniego dnia żeglugi z Zatoki Wielorybów do Wyspy Rossa wiatr nagle ucichł. Mijając końcową krawędź ściany lodowca, Selma wpłynęła za wyspę Rossa i siła wiatru spadła do zera. Z różnych stron wiały jedynie drobne podmuchy i trudno było uwierzyć w widoczne wciąż za rufą jachtu wściekłą pianę wywołaną przez smagający wodę morską wiatr. Załoga Selmy podziwiała zaś skrzącą się w słońcu biel szczytu góry Terror - biorąc nazwę góry jako bardzo adekwatną do zakończonej właśnie "dzikiej jazdy bez trzymanki".