José Maria Florêncio

2025-02-14
José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK – Zwierzenia przy muzyce – José Maria Florêncio

Dyrygent symfoniczny, operowy i wielkich widowisk muzyki filmowej. Urodzony w Brazylii, od blisko 40 lat mieszkający w Polsce. Każde spotkanie z nim to prawdziwa uczta intelektualna.

Nie miałem od zawsze wpływu na to, gdzie moje życie mnie rzuci. Będąc młodym człowiekiem myślałem, że szczytem moich marzeń będzie żyć w Rio de Janeiro. Potem był jakiś kurs w Niemczech. Po chwili znalazłem się Juilliard School of Music w Nowym Jorku. Myślałem, żeby iść gdzieś za „żelazną kurtynę”, żeby zobaczyć jak tam jest z życiem muzycznym krajów, takich jak Polska, Rosja, Czechy, Węgry. Wtedy to skontaktowałem się nawet z ambasadami Węgier, Rosji i Czech, a przyjechałem w końcu do Warszawy. Każda z tych prób wpłynięcia na mój los zawsze pokazywała, że „nie ty o tym decydujesz”...”

Piątek, 14 lutego 2025 o godz. 20:05
Jakiś czas się nie widzieliśmy. Rozmawiamy przed koncertem kameralnym w Filharmonii Pomorskiej i to wcale nie jest dla Ciebie nowość, bo przecież byłeś szefem Capelli Bydgostiensis przez dłuższy czas. Ale od tego czasu jakoś nie dane Ci było dyrygować tą orkiestrą.
- Tak wygląda, że od momentu kiedy zakończyliśmy stałą naszą współpracę, bo współpraca z Capellą trwa jakieś 35 lat i też 9 lat byłem szefem tej orkiestry, teraz ta współpraca ma trochę inny charakter. Natomiast nie zmieniło się w ogóle nic w tym, że po prostu długo współpracujemy, bardzo dobrze się znamy i w ogóle się rozwijamy. Każde moje pojawienie się przed Capellą, to jest moment mojego sprawdzenia się, w którym kierunku to ja idę w ogóle i tak dalej. Kiedy byłem szefem Capelli to łączyłem tę pracę z innymi momentami w moim życiu zawodowym. Szefowałem bardzo dużym instytucjom. Prowadziłem opery, duże orkiestry symfoniczne, a ta praca z małym zespołem, która wymaga zwracania uwagi na najmniejsze szczegóły, żeby wszystko mogło zafunkcjonować, bardzo mi pomagała. To upewniło mnie w tym, czym jest na przykład praca ze śpiewakami, co to jest naprawdę robienie dużych, wielkich form operowych, baletowych. Też bez podejścia do Mahlera od strony szczegółów, to nikt by nie był w stanie w ogóle zbudować całości takiej pierwszej, czy piątej symfonii. Także to doświadczenie dla mnie jest cały czas wzbogacające i powrót do Capelli jest dla mnie, poza wszystkim, zawsze doświadczeniem takim sentymentalnym, emocjonalnym. Wiele mnie łączy z tymi fantastycznymi muzykami, więc naprawdę cieszę się, że tu jestem.

José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

W Twoim dossier to mamy i Wielkie Teatry operowe, balety, filharmonie, ale też i byłeś dyrygentem wielkiego koncertu muzyki filmowej, czy też koncertu Justyny Steczkowskiej z okazji jej jubileuszu.
- Tak. Myśmy mieli wspólną trasę, zresztą na zaproszenie Justyny Steczkowskiej, która zadzwoniła do mnie, kiedy byłem jako sportowiec akurat na płycie Spodka w Katowicach. Odbieram telefon i Justyna Steczkowska pyta: „Florencio, chcesz dyrygować muzyką filmową?” Ja na to: „oczywiście, że tak”. Przez prawie 3 lata, mieliśmy kilka projektów wspólnych, które były absolutnie dla mnie odkrywcze. Po pierwsze to wielka muzyka, absolutnie piękna muzyka Johna Williamsa, Ennio Morricone, Hansa Zimmera. Tam pojawiło się kilka nazwisk też polskich twórców muzyki filmowej, jak chociażby Wojciech Kilar. A ja współpracowałem z artystami typu Justyna Steczkowska, Michał Szpak. To są nieprawdopodobne i wybitne nazwiska, to wspaniali artyści. Justyna Steczkowska jest naprawdę artystką kompletną, jest skrzypaczką bardzo dobrego warsztatu z dużym doświadczeniem w ogóle jako muzyk, w tym i orkiestrowy, więc praca z nią musiała być pracą bardzo owocną, bardzo szybką. Prowadziłem tam orkiestrę, która składała się z samych młodych ludzi. Ci wszyscy ludzie przychodzili tak przygotowani, że jak podnosiłem rękę, to wszystko grało. Samo stworzenie orkiestry, to był problem, bo wszyscy byli z innej bajki, natomiast w najtrudniejszych dziełach do Star Wars, albo do Batmana, to ci wszyscy ludzie grali jak trzeba od samego początku. Myśmy zrobili przez 3 lata jedną trasę na jesień, jedną na wiosnę, a w międzyczasie jeszcze zderzyliśmy się z projektem, w którym było granie na żywo do filmu „Kevin sam w domu”. Na żywo ja musiałem poradzić sobie ze sporym problemem techniczno-elektroniczno-komputerowym, bo miałem dokładny czas do grania poszczególnych fragmentów muzycznych, żeby to pasowało do filmu. Anglik, który był z ramienia właścicieli praw, powiedział: „nie musisz być taki dokładny”. A ja na to: „Jestem dokładny zawsze”. To było trudne, ale i bardzo przyjemne. To było kolejne nowe doświadczenie w tym wachlarzu moich naprawdę wyskoków w każdą stronę, w tym świecie dyrygentury.

Ty lubisz trudne rzeczy!
- Wolę mieć trudne rzeczy, bo naprawdę się nudzę w życiu bez wyzwań.

Stąd też i dyrygentura, ale też w chwilach wolnych, których podobno nie masz, ćwiczysz Karate.
- Ono wymaga ode mnie sporego wysiłku i zarezerwowania czasu. Natomiast jest to, powiedzmy - hobby, które traktuję bardzo poważnie, jako drogę życiową.

José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Wszystko traktujesz poważnie?
- No czasami chyba nazbyt poważnie i może to z kolei rodzi pewne problemy, ale to akurat warto traktować poważnie. Pełna nazwa „karate-dō” oznacza - „droga pustej ręki”. Karate pochodzi z Chin i w zasadzie polega na tym, że ludzie generalnie walczą, walczyli i stworzono taki język samoobrony dla osoby, która w danym momencie nie posiadała broni, a będzie musiała się wybronić. Natomiast jest to droga i osoba, która zaczyna tę drogę, to ona nie ma walczyć z kimś, tylko poprzez walkę, ona rozumie swoje wewnętrzne wątpliwości, odwieczną potrzebę poszukiwania prawdy. Tym jest karate. Karate tradycyjne, jakie ja uprawiam, a które jest częścią Polskiego Związku Karate Tradycyjnego jest spuścizną tego co stworzył sensei Hidetaka Nashiyama. Ten styl przewiduje dużą znajomość zasad biomechaniki i wymaga takiego holistycznego sposobu rozwoju w sztukach walki i w życiu osobistym. Czyli ciało, intelekt i dusza są częścią każdego z naszych treningów.

Karate, to miała być odskocznia od Twojej pracy dyrygenckiej, a masz spore osiągnięcia.
- Oczywiście mam kilka medali różnych kolorów z turniejów w Polsce, to są turnieje regionalne. Ale najwyższe trofeum to jednak brązowy medal Mistrzostw Europy, które się odbyły w katowickim Spodku. Po odebraniu tego medalu, właśnie odebrałem telefon od Justyny Steczkowskiej, która zapraszała mnie do nowego projektu z muzyką filmową.

Nie nachodzą Cię takie myśli, żeby powrócić do Brazylii?
- Czasami myślę, że jest pewna potrzeba, żebym wrócił. Ale ja naprawdę mogę wrócić na chwilę. Nie wiem czy moja rodzina w Brazylii bardziej potrzebuje mnie, czy ludzie, których mogę nazwać rodziną w Brazylii. Moja mama naprawdę potrzebuje opieki. A ja mogę po prostu się nią opiekować, tylko finansowo, wspierając to, co robią moje siostry. Ale moja rodzina była bardzo wielka. U nas było sześcioro dzieci. Moja mama sama miała pięć sióstr i jednego brata. Każdy z nich miał po pięcioro, sześcioro dzieci, więc to oprócz w ogóle wszystkiego, co było ze strony mojego ojca, wszyscy kuzyni, to sporo ludzi, których nie znam. Te wszystkie osoby mieszkają dalej raczej w mieście w którym się urodziłem. I może rzeczywiście, kiedyś się na to zdecyduję, ale jest to trudna decyzja. Po pierwsze, bo jestem cały czas jeszcze zajęty zawodem. Mógłbym uprawiać tam swój zawód, ale ja mam kontakty z brazylijskimi orkiestrami, które znajdują się od mojego miasta w odległości 5, 6 godzin lotu samolotem. Jak już wyjeżdżam na koncert z taką orkiestrą, to muszę tam gdzieś daleko przebywać od domu. Także mnie bliżej do mego mieszkania w Warszawie, do Bydgoszczy, Poznania, Katowic i innych krajów w ogóle w Europie, niż by podróżować wewnątrz Brazylii.

A co takiego się stało, że Ty człowiek, który jest bardziej kojarzony, jednak mimo wszystko z Poznaniem, od jakiegoś czasu mieszka w Warszawie?
- Od już dłuższego czasu... Poznań nie był pierwszym krokiem w mojej karierze. Zanim dotarłem do Poznania, to miałem czas, w którym dzieliłem obowiązki dyrygenta Teatru Wielkiego w Łodzi, z dyrekcją muzyczną Opery Wrocławskiej. Potem udałem się na naczelnego i dyrektora artystycznego orkiestry Polskiego Radia w Krakowie i byłem jednocześnie dyrygentem Teatru Wielkiego w Warszawie po to, żeby potem przyjechać do Poznania na szefa muzycznego Teatru Wielkiego. Po kilku latach objąłem stanowisko dyrektora Filharmonii, a po wielu latach, kiedy już odszedłem, to moja pozycja w Akademii Muzycznej naprawdę każe ludziom mnie kojarzyć z Poznaniem. Od bardzo wielu lat już nie mieszkam w Poznaniu, bo dwukrotnie byłem szefem w Gdańsku. Nawet chociażby te moje pobyty w Bydgoszczy, 5 lat szefowania w Sao Paulo jednocześnie. Natomiast taka tożsamość Wielkopolanina z wyboru nie jest krzywdząca, więc akurat nie nie dementuję tego.

José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Ale jeszcze uczysz dyrygentury w Akademii Muzycznej w Poznaniu?
- Tak, właśnie wczoraj przeprowadziłem 7-godzinny tryb egzaminów dyrygenckich. Dzisiaj odbywają się egzaminy z kilku przedmiotów beze mnie, żebym mógł być w Bydgoszczy. Czyli te związki z Poznaniem są cały czas. Nawet moja starsza córka, która mieszkała przez 13 lat w Londynie, jak zdecydowała się wrócić do Polski, to ona wróciła do Poznania, bo tam ma najbliższych przyjaciół. Młodsza, która wyjechała do Warszawy na studia, już tych związków z Poznaniem tak wiele nie ma, one są, ale dużo mniejsze. Nasz dom w Poznaniu został sprzedany już ponad 10 lat temu. Bywaliśmy w Poznaniu okazyjnie, w zasadzie tylko przejazdem, więc zdecydowaliśmy się z żoną na przeprowadzkę.

A Ty lubisz mieszkać w dużym mieście.
- Warszawa jest i tak najmniejszym miastem, w którym żyłem, zanim dotarłem do Polski, ale to miasto ma tempo, dynamikę i atmosferę dużej aglomeracji. To miasto jest takim takim miejscem, że mnie, a bardziej ode mnie, mojej żonie, żyje się naprawdę wygodnie i można zasmakować takiego przyjemnego codziennego życia.

A dlaczego 40 lat temu wybrałeś Polskę?
- Nie miałem od zawsze wpływu na to, gdzie moje życie mnie rzuci. Będąc młodym człowiekiem myślałem, że szczytem moich marzeń będzie żyć w Rio de Janeiro. Potem był jakiś kurs w Niemczech. Po chwili znalazłem się Juilliard School of Music w Nowym Jorku. Myślałem, żeby iść gdzieś za „żelazną kurtynę”, żeby zobaczyć jak tam jest z życiem muzycznym krajów, takich jak Polska, Rosja, Czechy, Węgry. Wtedy to skontaktowałem się nawet z ambasadami Węgier, Rosji i Czech, a przyjechałem w końcu do Warszawy. Każda z tych prób wpłynięcia na mój los zawsze pokazywała, że „nie ty o tym decydujesz” . Jasne, że jeśli ktoś w wieku 17, 20, 21 lat interesuje się muzyką dwudziestego wieku, musi wiedzieć gdzie jest Polska, bo to kraj Szymanowskiego, Pendereckiego, czy Lutosławskiego.

Studiowałeś w Julliard School i naprawdę nie chciałeś zostać w Stanach Zjednoczonych, bo chciałeś do Europy i to jeszcze do Europy wschodniej?
- Bardzo świadomie wiedziałem, że ta muzyka, którą ja kocham, ten fenomen muzyczny, którym jest muzyka poważna, muzyka klasyczna jest fenomenem muzyki europejskiej. Ona jest wykonywana na najwyższym poziomie w Stanach Zjednoczonych, przez największe orkiestry świata i teatry operowe świata za pomocą najlepszych solistów i dyrygentów, którzy przyjeżdżają tam ze wszystkich krajów. Ale żeby zrozumieć tę muzykę, to trzeba wejść w ten klimat.

4
José Maria Florêncio w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Zobacz także

Sebastian Gonciarz

Sebastian Gonciarz

Maestro Mariusz Smolij

Maestro Mariusz Smolij

Kuba Badach

Kuba Badach

Robert Janowski

Robert Janowski

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę