Tadeusz Mieczkowski i Adam Domagała

2024-12-05
Adam Domagała i Tadeusz Mieczkowski. Fot. Mariusz Dettlaff

Adam Domagała i Tadeusz Mieczkowski. Fot. Mariusz Dettlaff

Polskie Radio PiK – Zwierzenia przy muzyce – Tadeusz Mieczkowski i Adam Domagała

Płyta „Debiut. Jazz Jamboree ‘67/’68” z premierą 6 grudnia br. będzie pierwszą publikacją nagrań powstałych podczas obu koncertów. Będzie też pierwszą z serii albumów prezentującej wcześniej niepublikowane - koncertowe i studyjne - nagrania Mieczysława Kosza jako solisty, lidera własnego zespołu i sidemana. Nad rekonstrukcją dźwięku i współczesnym masteringiem pracował Tadeusz Mieczkowski. Założeniem mistrza konsolety było, aby monofoniczne nagrania zyskały „filharmoniczną” przestrzeń, z zachowaniem, o ile to możliwe, dźwiękowej aury obu sal Filharmonii Narodowej. O niezwykłej pracy nad płytą opowiadają Tadeusz Mieczkowski – mistrz realizacji dźwięku, Adam Domagała – dziennikarz Polskiego Radia, redaktor płyty.

...jeśli chodzi o muzykę jazzową, zdecydowanie więcej wartości ma muzyka grana na żywo, niż muzyka spreparowana w studiu, gdzie są sterylne warunki. Często jest tak, że oni tam troszkę źle się czują (...) to jest najpiękniejsze, że mnóstwo muzyków, nawet takich, którzy mają światowy dorobek, oni bardzo szanują po pierwsze świeżość, tą świeżość myślenia muzycznego, wykonawczą i nawet jeżeli się zdarzy, że to jest troszkę na koncercie powiedzmy niedoskonałe, niedoczyszczone, że tam paluszek się omsknął - nie ma to znaczenia. Największą wartością jest muzyka, która z tego płynie...”

Piątek, 6 grudnia 2024 o godz. 20:05
Niedawno wydany został album z nigdy niepublikowanym zapisem koncertów Mieczysława Kosza. Fantastyczny album, który ujrzał światło dzienne, bo to zapis koncertów z Jazz Jamboree?
Adam Domagała – Tak, z dwóch koncertów z 1967 i 1968 roku.

Wtedy taką tradycją świecką było to, że nagrywało się wszystkie koncerty i one pewnie gdzieś stoją na półkach archiwum Polskiego Radia i chwała, że nie zostały skasowane?
Adam Domagała – No gdyby zostały skasowane, to byśmy się dzisiaj nie cieszyli tą płytą. Rzeczywiście od mniej więcej połowy lat sześćdziesiątych Polskie Radio po znajomości, że tak powiem z Polską Federacją Jazzową, ówczesnym organizatorem festiwalu Jazz Jamboree, nagrywało w zasadzie wszystko, co się wydarzało na scenach festiwalowych, w sali kameralnej Filharmonii Narodowej oraz sali koncertowej w tejże filharmonii, później w Sali Kongresowej. Także dokumentacja tych najstarszych festiwali, najsłynniejszego polskiego festiwalu jest w zasadzie kompletna, co nie znaczy, że dobrze znana, bo co innego te taśmy przygotować, postawić na półce nawet opisane, a co innego z nich korzystać i przygotowywać do publikacji na płytach, czy już nie tylko na płytach w dzisiejszych czasach.

I to były tak zwane nagrania archiwalne, czy inaczej się je nazywało, w każdym razie nienagrywane na wieloślad, tylko po prostu na wąską taśmę.
Adam Domagała - To był sześćdziesiąty siódmy rok i wcześniejsze lata.To są nagrania monofoniczne. Za chwileczkę Tadeusz Mieczkowski więcej o tym opowie. Natomiast z tego, co wiem, a urodziłem się już parę lat po tych wydarzeniach, sale Filharmonii Narodowej, już w latach sześćdziesiątych były wyposażone na stałe w aparaturę nagraniową, która pozwalała, na owe czasy w najlepszej jakości nagrać. Oczywiście ta jakość odstaje od tego, co dzisiaj jest standardem, niemniej wtedy te nagrania powstawały i po latach są znakomitym materiałem wyjściowym do współczesnych zabaw studyjnych. Myślę, że Tadeusz Mieczkowski, nie waham się użyć tego słowa, mistrz Tadeusz Mieczkowski z rozkoszą i radością opowie o tym, jak te stare taśmy monofoniczne przekształcał w fenomenalnie brzmiące dzisiaj dźwięki.

Adam Domagała i Tadeusz Mieczkowski. Fot. Mariusz Dettlaff
Adam Domagała i Tadeusz Mieczkowski. Fot. Mariusz Dettlaff

Panie Tadeuszu, z jaką materią Pan się mierzył?
Tadeusz Mieczkowski - Dzięki Adamowi otrzymywałem z archiwum Polskiego Radia kompletnie na nowo skopiowane z taśmy, na „cyfrę” materiały z najlepszym możliwym próbkowaniem tj 96 kHz. Dla przykładu dodam, że płyta kompaktowa ma próbkowanie 44,1 kHz, czyli jakość jest o wiele lepsza. Ilość bitów dużo większa, co pozwala na to, że dużo więcej informacji można z takich nagrań wyciągnąć. Sprzęt, którym dysponowano ówcześnie, jak na tamte czasy w Polsce był fenomenalny. To były jakieś stare konsolety Telefunken, Studer, tam nie było mowy o wielośladach. Za to były zupełnie porządne magnetofony, również renomowanych firm, które zapisywały to w sposób bardzo wierny. Z tego, co wiem, Archiwum Polskiego Radia pilnuje tego, żeby te wszystkie stare nagrania były w dobrym stanie. Problem jest taki, że w taśmach magnetycznych występuje zjawisko kopiowania ze zwoju na zwój. Jak to długo leży obok siebie, to tam są po prostu poukładane domeny magnetyczne i te nagrania zaczynają się rozjeżdżać, tracić pasmo. Słychać, jak gdyby dodatkowe echo i tak dalej. Ale w Polskim Radiu archiwum pilnuje tych rzeczy i one są bardzo dobrze zachowane. Jak już takie nagranie do mnie trafią, to ja oceniam co z nimi można zrobić, żeby ich nie popsuć. W związku z czym, zajmuję się tym, żeby to odszumić, żeby pousuwać jakieś zniekształcenia. Tam się zdarzało w czasie pracy nad tą płytą Kosza, że na przykład było słychać w trakcie wykonania jakieś potężne hałasy, typu komuś spadł pulpit, albo statyw. Przy współczesnych technikach obróbki cyfrowej już można takie rzeczy, jak w photoshopie, można usunąć piega, tak samo tutaj można usunąć takie hałasy. Można wyselekcjonować instrumenty. Ja dodałem również troszeczkę przestrzeni, żeby te nagrania jednak nie były mono. Chodziło mi o to, żeby nie było ich słychać z jednego punktu, bo nawet jak się ma dwa głośniki, a puści się kompletne mono, to jednak słychać w zależności od tego, gdzie się siedzi. Natomiast dzięki współczesnym technikom można troszkę dodać tej przestrzeni, czyli zrobić szerzej perkusje, kontrabas w przypadku Kosza skierować lekko w prawo, a fortepian lekko w lewo i już się robi selektywniej, bo do elementu odróżniania wysokości dźwięków i podziwiania jakości gry Kosza, jak się dołoży takie dodatkowe elementy percepcji wynikające na przykład z kierunkowości sygnału, to dużo więcej wartości można tam wysłyszeć. Poza tym mogę słuchać tego 10 razy i za każdym razem odkrywam coś innego, bo mózg nasz zachowuje się tak, że słucha wybiórczo, uszy odbierają wszystko, ale mózg sobie kieruje swój strumień skupienia na to, co go najbardziej interesuje. I każdy z takiego nagrania coś sobie może wyciągnąć. Tu Adam bardzo ładnie mówi o mojej pracy. Nie wiem, czy na to zasługuję, w każdym razie, na pewno staram się, żeby to było jak najciekawsze, jak najwierniejsze i jak najbardziej przyswajalne współczesnym słuchaczom, ale też tym, którzy mają tani sprzęt i słuchają z telefonu, ale również tym, którzy mają sprzęt za niebotyczne kwoty i cieszą się brzmieniem. Chodzi o to, żeby oni słuchając takiej płyty również mieli jakąś satysfakcję i przyjemność.

A z tych nagrań płynie też prawda tamtego czasu.
Adam Domagała - To ja jako słuchacz, tym razem tutaj się wtrącę. Te nagrania, które mają już ponad 50 lat brzmią dokładnie tak, jak powinny brzmieć, kiedy słuchamy nagrań Milesa Davisa, czy Johna Coltrane'a, czy po prostu nagrań dokonywanych w tej samej epoce, lub nawet wcześniej. Nie myślimy o tym, że to brzmi jak sprzed 60 lat. Ta muzyka brzmi tak dobrze, bo po prostu tak została zagrana, tak została nagrana i na szczęście nie wszystko w mózgach i duszach ludzi się zmieniło. Więc słuchając dzisiaj rekonstrukcji Tadeusza muzyki Mieczysława Kosza, ani przez chwilę nie myślałem, że to brzmi inaczej, jakoś nienaturalnie, nowocześniej. Może opowiem trochę o kuchni, bo to jest nawet śmieszna anegdota. Zanim Tadeusz zaczął pracować nad samą barwą dźwięku, nad odszumianiem wszystkiego i tego, żeby tych brudów, artefaktów tam nie było, przygotował roboczo 3 wersje: taką zwyczajną, taką troszeczkę bardziej złożoną i taką bardzo rozproszoną, która idzie naprzeciw oczekiwaniom słuchaczy, którzy lubią już dźwięk przestrzenny, wielokanałowy i taki bardzo, bardzo nowoczesny. Tadeusz zadał mi taki trochę ślepy test, żebym wybrał, która z wersji mi się najbardziej podoba. To wszystko było dokładnie to samo, natomiast różnica była tylko w tej panoramie, jak mówią melomani - audiofile. I oczywiście pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to, że najlepiej brzmi ta wersja najwęższa, taka najbardziej zbliżona do tej monofonii, a nie taka rozstrzelana po kanałach, po kątach, po sufitach, po podłogach. Chodziłem z tymi nagraniami po ludziach. Wszystkim to puszczałem i wszystkich reakcja była dokładnie ta sama, co potwierdziło moją teorię, że nasze mózgi funkcjonują jednak jeszcze w pewien sposób tradycyjny. Jako, że po tych konsultacjach społecznych, jakby było jasne co się najbardziej podoba większej grupie ludzi, nie tylko mnie, Tadeusz zgodził się i powiedział: masz rację, to jest najlepsze. I kiedy już wybraliśmy wersję i Tadeusz zastanawiał się jak poszerzyć ten wąski, monofoniczny dźwięk, przystąpił do tej pracy już zasadniczej, czyli do tego, żeby ta muzyka brzmiała czysto, soczyście, bardzo dynamicznie. Technologia się zmieniła, ale zawsze chodzi o to samo, żeby muzycy zagrali najlepiej, najpiękniej na instrumentach, które mają, bo to jest istota tej muzyki. Akurat tak się złożyło, że Mieczysław Kosz 23-letni wtedy pianista i jego niewiele starsi partnerzy, Sergiusz Perkowski i Janusz Kozłowski zagrali przepięknie i to wszyscy teraz usłyszą. Mam nadzieję, że muzyka, którą już za kilka dni wszyscy będą mogli się cieszyć, tylko nas przekona, że to była ogromna strata, bo Mieczysław Kosz, tak młody odszedł.

Panie Tadeuszu, Pan lubi taką żmudną, wręcz biżuteryjną pracę?
Tadeusz Mieczkowski - Ale tylko w jednym przypadku, kiedy muzyka mnie całkowicie inspiruje i wciąga. Dla mnie największą wartością tej muzyki to jest zawartość muzyczna, harmonia, frazowanie. Ja słuchając tego się zastanawiam, jak to jest możliwe, że niewidomy pianista gra w trio jazzowym i tam wszyscy ze sobą się zgadzają. Tam, jak jest solo kontrabasu, to Kosz natychmiast się wycisza, gra tylko delikatne dźwięki na fortepianie, czy akordy, żeby broń Boże nie zagłuszyć solisty i odwrotnie. Kiedy sekcja gra już śmiało i spójnie, Kosz na tym bryluje swoimi cudownymi solówkami. Tam wszystko się zgadza. Wtedy ja mogę nad takim nagraniem siedzieć tygodniami, bo ja tam słyszę wielki potencjał i wielką wartość muzyczną. A muzyka w nagraniach powinna być moim zdaniem najważniejsza. We współczesnych czasach często muzyka jest „przeprodukowana”. Ja nawet dzisiaj jechałem do Radia, słuchałem muzyki w samochodzie i stwierdziłem, że nie jest to dla mnie najlepsze, dlatego, że ja się nudzę. Wszystko tam fruwa, lata. Mnóstwo jest efektów i tak dalej. Ja zresztą lubię efekty, ale bez przesady. Natomiast niestety wartość muzyczna jest taka, że gdybym miał zaśpiewać, zapisać poszczególne partie, czy akordy, to tam raptem się znajdzie kilka, w przebiegu całej kompozycji. Te wszystkie frazy, które są wiecznie powtarzane mnie nudzą, ja generalnie wolę muzykę taką, którą grali Komeda, Trzaskowski, Kosz czy Namysłowski. To jest dla mnie największa wartość, kiedy każdy kolejny takt jest inny od poprzedniego.

Adam Domagała - Prawda, praca z Tadeuszem nad rekonstrukcją tej muzyki, to była przyjemność i przygoda. Pamiętam takie zdarzenie, które naprawdę świadczy o tym, jak nie niepospolite ucho ma Tadeusz. Zastanawialiśmy się, jak rozpocząć tę płytę, w którym momencie, bo zanim artysta zaczął grać, to tam jakieś szumy, jakieś szmery z publiczności, jakaś zapowiedź, jakieś kroki, czyli wszystkie te rzeczy, które następują zanim muzyka zacznie brzmieć. I ja mówię: Tadeusz, zaczynamy grać od tego momentu. A on: nie, nie. Jeszcze zagramy o 4 sekundy wcześniej, bo zobaczysz coś, czego mogłeś nie usłyszeć. I faktycznie jest taki momencik, od tego, tak naprawdę płyta się zaczyna. Mieczysław Kosz nabija sobie tempo, ale nabija je nawet nie kostką, tylko nabija sobie opuszkiem palca i uważne ucho to usłyszy. Tadeusz to wysłyszał, odpowiednio wzmocnił ten moment, żeby uczynić z tego, z tych dosłownie dwóch sekund jeszcze element muzyczny. Także takich radości, nieoczekiwanych, bo jak się pracuje z Mieczkowskim, to się człowiek spodziewa tego, że będzie dobrze, jest na tej płycie mnóstwo.

Panie Tadeuszu, a Pan lubi nagrania koncertowe, takie jak dla Pana profesjonalisty trochę niekiedy brudne?
Tadeusz Mieczkowski - Oczywiście, ale cały czas powtarzam, dla mnie najważniejsza jest muzyka. Z tych nagrań brudy nawet są mniej istotne, czasami się brudy zostawia, bo są elementem całości, oddają atmosferę chwili i tak dalej. Natomiast dla mnie bardzo jest istotne, ja wręcz uważam, że jeśli chodzi o muzykę jazzową, zdecydowanie więcej wartości ma muzyka grana na żywo, niż muzyka spreparowana w studiu, gdzie są sterylne warunki. Często jest tak, że oni tam troszkę źle się czują. Ostatnio nagrywałem płytę z Adamem Makowiczem i mówię: „Panie Adamie, proszę tu zagrać coś na próbę, żebym ja sobie mógł skalibrować sprzęt”. A Pan Adam: „dobrze, ale zagram inny utwór”. Ja na to: „nie może Pan zagrać tego, który będziemy nagrywali?” Pan Adam na to: „Nie, bo on wtedy już nie będzie świeży”. I to jest dla mnie najpiękniejsze, że mnóstwo muzyków, nawet takich, którzy mają światowy dorobek, oni bardzo szanują. po pierwsze świeżość, tą świeżość myślenia muzycznego, wykonawczą i nawet jeżeli się zdarzy, że to jest troszkę na koncercie powiedzmy niedoskonałe, niedoczyszczone, że tam paluszek się omsknął - nie ma to znaczenia. Największą wartością jest muzyka, która z tego płynie. Takie jest moje zdanie.

Adam Domagała i Tadeusz Mieczkowski. Fot. Mariusz Dettlaff
Adam Domagała i Tadeusz Mieczkowski. Fot. Mariusz Dettlaff

Zobacz także

Piotr Zubek

Piotr Zubek

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę