Krzysztof Trebunia-Tutka

2024-09-19
Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita Górska

Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita Górska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Krzysztof Trebunia-Tutka

Muzyk i architekt, założyciel i lider zespołu Trebunie-Tutki, który proponuje porywającą, muzyczno-poetycką opowieść o mitycznych, tatrzańskich skarbach. Jego rodzinny zespół z Białego Dunajca gra i śpiewa - wirtuozersko łącząc tradycję i nowoczesność .

...Kiedyś nazwałem te swoje utwory „nową muzyką góralską”, ale właśnie one nie są w opozycji do tej starej muzyki tradycyjnej, tylko są jej kontynuacją, inspirowaną różnymi gatunkami, różnymi stylami, choćby naszym wspólnym muzykowanie z Jamajczykami (...) zespół Trebunie Tutki już specjalizuje się w tej muzyce inspirowanej i tak robimy od 30 lat. W tym roku mamy takie małe święto, jubileusz, ale to też taki czas, żeby z jednej strony podsumować to wszystko co było, a z drugiej postawić jakieś nowe punkty i wyznaczyć początek drogi dalszego rozwoju nowej muzyki góralskiej (...) młodzież, która jest zachwycona elektroniką, tymi bitami i ciężkimi brzmieniami, potrafi docenić ten element etniczny, usłyszeć piękno tego śpiewu chóralnego i dostrzec, że skrzypce mają też ładny dźwięk, albo fujary, trombity i kozy i to jest naprawdę myślę nasz wkład w jakiejś postrzeganie muzyki etnicznej, nie tylko góralskiej...”

Piątek, 20 września 2024 o godz. 20:05
Mamy kolejną odsłonę płyty?
- Tak, to drugi utwór „Do gór”, zapowiadający płytę, która pewnie pojawi się z początkiem przyszłego roku i marzy nam się, aby to była płyta „live” – koncertowa, nagrana być może w studiu koncertowym Polskiego Radia.

Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita GórskaKrzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita Górska

No tak, ale to oznacza, że materiał, który w tej chwili wydajecie jako single, to jedynie zapowiedź tego, co by się pojawiło na całej płycie?
- Tak, te single zapowiadają kolejne utwory, ale mamy takie doświadczenie, że kiedy wchodzi się do studia, nagrywa się nowe utwory, ma się jakiś już pomysł, to właściwie one dopiero na koncertach zyskują swoje prawdziwe życie. I pewnie grając je już od czasu do czasu, pokazując publiczności tak po jednym utworze, jak właśnie w Polskim Radio „Kiedy góry wołają”, a teraz kolejny singiel „Do gór”, widzimy jak te utwory pulsują, jak żyją, jak się zmieniają. Na koncercie zupełnie już przybierają nową formę, więc to może być bardzo ciekawe, jak utwory ewoluują, jak się rozwijają i też jak my gramy je całkiem inaczej, kiedy publiczność słucha, tańczy i śpiewa z nami.

Źródło: polskieradio.plTen utwór został nagrany na akustycznych instrumentach. Możemy je wymienić?
- To poszerzenie tych tradycyjnych zestawów, czyli skrzypce i basy o altówkę, kontrabas i cymbały. Kiedyś nazwałem te swoje utwory „nową muzyką góralską”, ale właśnie one nie są w opozycji do tej starej muzyki tradycyjnej, tylko są jej kontynuacją, inspirowaną różnymi gatunkami, różnymi stylami, choćby naszym wspólnym muzykowanie z Jamajczykami. Tutaj tę inspirację widać w technice miksu autorstwa Mariusza Dziurawca. Po tych doświadczeniach wspólnego grania z Jamajczykami wiemy, że grając tę naszą muzykę, można inaczej pokazać trochę rozkładając ją na czynniki pierwsze, a równocześnie nic nie tracąc z tego wspólnego śpiewu chóralnego, z wykonania stylowego każdej nutki, bo ta nasza oryginalna muzyka ma swój styl.

Tam są również i instrumenty typowo góralskie jak fujary pasterskie.
- Tak, pojawia się fujara, pojawia się róg, trombita, właśnie te instrumenty nadają tego ostatecznego klimatu.

To są oryginalne instrumenty, czy kopie zbudowane na potrzeby akurat nagrań?
- To są oryginalne instrumenty, w tym sensie, że kiedyś tak samo je budowano, a dzisiaj one są zgodne z tymi wzorami muzealnymi i od lat na nich grywamy. Oczywiście już nie na hali, ale używamy je podczas koncertów, podczas nagrań i one przesądzają o tym, że ta nasza muzyka brzmi właśnie karpacko, podhalańsko, a równocześnie ten kontekst kulturowy, czyli tych źródeł naszej muzyki (małopolskich i karpackich) jest bardzo czytelny. Przez to ta polska muzyka świata trochę rozszerza swoje horyzonty, obszary poszukiwań i inspiracji. Jest z jednej strony bardzo tradycyjna, w tym zachowaniu poszczególnych cech, tych elementów składowych, ale równocześnie te klocki i te części składowe już są złożone w zupełnie nowy sposób. Jest to tylko piosenka, ale dla nas to jest utwór, w którym staramy się pokazać jak najwięcej tego całego kontekstu. Mamy ciągle nadzieję, zresztą takie otrzymujemy od ludzi informacje po pierwszym singlu, że przenoszą się wtedy w góry myślami, że widzą te najpiękniejsze szczyty, doliny i zapominają o tym wszystkim, co jest na dole, o tym chaosie „krupówkowym”. Ta muzyka daje im prawdziwy oddech, tego czego ludzie szukają w górach.

Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita GórskaJakie góry się jawią w Pana muzyce? Jakie Pan góry widzi, w jakich kolorach? Czy to są jakieś złowieszcze góry?
- Pewnie trochę góry idealizuję, to znaczy one dla mnie są tymi symbolami ponadczasowego trwania, tak jak chciałbym, żeby trwała nasza kultura, choć ona się zmienia i te góry się też zmieniają. Kiedy z okna patrzę rano, one zupełnie inaczej wyglądają, niż w południe, niż po południu. W każdej porze roku wyglądają inaczej, są naprawdę niezwykle piękne, przysypane śniegiem. Ale kiedy w takim czasie jak teraz, jesiennym to słońce schodzi pięknie te turnie, to o tym muszę zaśpiewać i o tym wspominam. Krokus zwiewny zwiastuje słońce, złoci wodę - właśnie te barwy są bardzo istotne i w końcu przychodzi taki moment, kiedy chce się tym górom odpowiedzieć, zaśpiewać trochę w hołdzie, a trochę prowadzić z górami dialog. I ten dialog prowadziły poprzednie pokolenia przez śpiew, przez okrzyki pasterskie, przez te proste instrumenty, ale jakże ważne dla naszej muzyki.

Pytam jakie góry Pan w jakiś sposób odzwierciedla w swojej muzyce, przez chociażby pryzmat architektury, bo przecież jest Pan architektem.
- W architekturze to może nawet bardziej dosłownie widać, bo kąty dachów wzięły się przecież z patrzenia na proporcje tych skał, tych turni, a dzisiaj wiemy, że uzasadnione są też na przykład ilością opadów. Proporcje są tak idealne, tak wspaniałe, ale też te materiały lokalne, czyli drewno, gont, te płazy, czyli te belki pięknie złocone przez słońce i potem ciemniejące z każdym rokiem, aż wreszcie wyszorowane szczotkami, odzyskując jakby tę dawną świeżość, ale równocześnie zbierające tej patyny, te słoje bardziej widoczne. Między innymi w takim stylu powstał amfiteatr w Białym Dunajcu, nazwany imieniem Władysława Trybuni-Tutki w ostatnich tygodniach, więc jesteśmy z tego dumni, że ta architektura trwa. Trwa kultura, trwa muzyka, ale musimy sami jej pilnować i dlatego to wszystko robimy.

Amfiteatr z imienia Władysława, czyli pana taty.
- Mojego taty, a równocześnie osoby bardzo ważnej dla kultury podhalańskiej i myślę, że w ogóle dla kultury polskiej, bo on łączył tę kulturę. Zwłaszcza był kontynuatorem tego zachwytu polskich malarzy nad kulturą polską, góralską, nad górami, a równocześnie był takim kronikarzem tej odchodzącej, dawnej kultury góralskiej, również w swoich dziełach plastycznych. Kiedy projektował witraże nawiązywał do tych wielkich postaci polskich świętych, albo kiedy portretował tych muzyków podhalańskich, którzy już odeszli wiele lat temu, a których muzyka ciągle jest żywa, bo my ją współtworzymy. My dodajemy coś od siebie, ale to oni ważne elementy do niej włożyli i ta muzyka cały czas się tworzy, jest żywa, więc tutaj tata miał wielkie zasługi. Był jednym z najwybitniejszych skrzypków podhalańskich, prymistów muzyki tradycyjnej w historii Podhala. Wpłyną bardzo na tę muzykę i my możemy ją oczywiście kultywować jako kapela rodzinna Trybunie Tutki w formie tradycyjnej, ale zespół Trebunie-Tutki już specjalizuje się w tej muzyce inspirowanej i tak robimy od 30 lat. W tym roku mamy takie małe święto, jubileusz, ale to też taki czas, żeby z jednej strony podsumować to wszystko co było, a z drugiej postawić jakieś nowe punkty i wyznaczyć początek drogi dalszego rozwoju nowej muzyki góralskiej.

Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita Górska
Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita Górska

Panie Krzysztofie proszę mi tak szczerze powiedzieć, trudno było tworzyć będąc synem znanego Władysława?
-Tak jest do dzisiaj. Często jestem przedstawiany jako syn Władysława Trebuni-Tutki, choć mam już swoje lata.

… i dlatego nie został Pan malarzem?
- Być może tak. Są na ten temat nawet różne humorystyczne hipotezy, ale zostałem jednak architektem, więc ten rysunek, malarstwo zawsze było mi bliskie. To tata uwrażliwił nas wszystkich, również moje rodzeństwo. Ania, która jest grafikiem, po ASP krakowskiej, brat, który projektuje ubrania i skończył krakowską szkołę projektowania ubioru. Wszyscy w rodzinie parają się jakimiś artystycznymi profesjami, oprócz muzyki, więc to było bardzo ważne w naszym dzieciństwie, że patrząc na obrazy ojca widzieliśmy, że wyszukuje tych najpiękniejszych widoków, Czasem może to być stara rozwalająca się chałupa, albo jakiś szałas, jakiś fragment tej kultury przemijającej, a równocześnie wiedzieliśmy, że przecież można tworzyć coś nowego, co będzie równie piękne, co będzie miało cechy stylowe. Naszymi idolami oczywiście w dziedzinie architektury zawsze był Stanisław Witkiewicz i jego następcy. W muzyce to oczywiście Karol Szymanowski, Wojciech Kilar, Mikołaj Górecki. To nieco inne gatunki muzyczne, ale tak naprawdę w dobrej muzyce nie ma takiego sztywnego podziału. My też staramy się tak działać między gatunkami, że to nie jest tylko folk, tylko etno, nie jest to tylko muzyka tradycyjna, ale właśnie te nasze fuzje muzyczne, muzyczne przyjaźnie i też tworzenie autorskiej muzyki, to jest właśnie ta misja, która nam towarzyszy. To jest nie tylko sama zabawa muzyką, ale jednak też jakiś przekaz.

Krzysztof Trebunia-Tutka. Fot. Julita GórskaNiekiedy się zastanawiam po co wam te mariaże, czy to z muzykami jazzowymi, rockowymi, popowymi, czy z muzykami chociażby z Jamajki.
- Nasza muzyka jest postrzegana jako bardzo hermetyczna, bo rzeczywiście jest jakby skończonym dziełem. Ten klasyczny skład kapeli góralskiej; skrzypce, basy do tego śpiew i taniec, to jest pewna już zamknięta forma, to jest ta tradycja XX wieku. Właściwie tak wypracowana do końca w XX wieku, bo wcześniej dominowały instrumenty pasterskie, ale w XXI wieku chcemy z jednej strony kultywować tę tradycję w takiej formie ściśle tradycyjnej, a z drugiej pokazywać, że pozostając sobą, można muzykować i z innymi dialogować. Nie zawsze to jest takie łatwe i nie jest to jakieś rutynowe. To rzeczywiście przede wszystkim wymaga zaprzyjaźnienia się z innymi muzykami, tak jak choćby z Twinkle Brothers, czy z Gruzinami i potem szukanie tych elementów wspólnych. Wspólnego pulsu, wspólnego oddychania, wspólnych tonacji, a równocześnie każdy gra po swojemu, jakby też myśli po swojemu, jeżeli to się dopełnia, tak jak udało się w przypadku tych kolejnych fuzji, to jest to wspaniałe uczucie. No i ta przyjaźń potem trwa wiele lat.

A z którym światem muzycznym wam absolutnie nie po drodze? Nie skrzyżowały by się te drogi?
- No wydawało się, że najbardziej odległa od etnicznej muzyki jest muzyka techniczna, ale jak pograliśmy z Włodzimierzem Kiniorskim, znakomitym „Witkacym polskiej muzyki”, to okazało się, że możemy zagrać wspólnie etno – techno, taki projekt, którego jednym z elementów była płyta, ale to był 1999 rok. Był to prekursorski kierunek w Polsce i potem byliśmy zapraszani na wielkie festiwale w Europie, między innymi w Berlinie, w Antwerpii i wiele innych krajów, gdzie doceniono to nasze nowatorstwo, to wyjście jakby naprzeciw tym nowym wyzwaniom. Zagraliśmy wiele koncertów w klubach, gdzie dotychczas muzyki etnicznej nie było i okazało się, że ta młodzież, która jest zachwycona elektroniką, tymi bitami i ciężkimi brzmieniami, potrafi docenić ten element etniczny, usłyszeć piękno tego śpiewu chóralnego i dostrzec, że skrzypce mają też ładny dźwięk, albo fujary, trombity i kozy i to jest naprawdę myślę nasz wkład w jakiejś postrzeganie muzyki etnicznej, nie tylko góralskiej.

Zobacz także

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę