„Tobie i mnie” - nowy singiel Damana Ukeje - nieprzypadkowo ukazuje się na początku lata. Wokalista zaklął w tej piosence wszystkie dobre emocje, które budzi w nas pora roku, gdy noce są krótkie, dni długie i nikt nie narzeka na brak Słońca.
„...płyta będzie oczywiście w jakiś sposób liryczna. Na pewno główną myślą, która nam tutaj przyświecała, to klasyczne podejście do kompozycji. To nie będzie płyta, która będzie jak tu powiedzieć – superprodukcją. To nie ja. Jestem jednak tak nacechowany troszeczkę po ludzku, więc szukam żywych instrumentów i na nich się opiera ten materiał (...} Ja nie nagrywam niczego, jeżeli nie mam nic ważniejszego do powiedzenia sam przed sobą. A tutaj, przez te lata się zebrało parę rzeczy, które chciałem opowiedzieć...”
Piątek, 30 sierpnia 2024 o godz. 20:05
Damian Ukeje wreszcie się objawił, chociaż wiem, że Pan cały czas koncertuje.
- Faktycznie koncertuję nieustannie, ale można tutaj zaryzykować stwierdzenie, że wydawniczo była cisza przez jakiś czas.
Rzeczywiście koncertującego Pana można było posłuchać, zobaczyć między innymi podczas ostatniego festiwalu w Opolu.
- Miałem wielką, ogromną wręcz przyjemność wystąpić na deskach opolskiego amfiteatru i to w jakiej niebagatelnej, aż mi słów brakuje, bo generalnie sytuacja była bardzo nietuzinkowa. Adam Sztaba zrobił orkiestrację fantastycznego koncertu z piosenkami pana Kondratowicza i miałem wielką przyjemność zaśpiewać utwór „Natalie”.
A wcześniej Pan znał twórczość i repertuar, piękne teksty Janusza Kondratowicza?
- Wydaje mi się, że ciężko jest nie znać, jeżeli słucha się polskiej muzyki, bo wartość tych piosenek jest ponadczasowa. Ja sam zostałem wysłany kapsułą czasu, wehikułem czasu w przeszłość i przeżywałem te wspaniałe piosenki słuchając jak śpiewali koledzy i koleżanki.
Damian Ukeje. Fot. Julita Górska
„Natalie” to utwór, który kiedyś śpiewał m. in. Ryszard Rynkowski.
- Zgadza się, chociaż w oryginale Krzysztof Klenczon, ale wykonanie pana Rynkowskiego jest wybitne.
My teraz zajmiemy się nowym singlem, który obwieści Pan światu. „Tobie i mnie” to nie jest Pana piosenka, w sensie nie Pan ją popełnił.
- Tak, o dziwo nie popełniłem tej piosenki, popełnił ją mój przyjaciel, gitarzysta Filip Jurczyszyn, bardzo zdolny chłop, od którego uczę się fachu i kunsztu i nie mogliśmy nie nagrać tej fantastycznej piosenki.
Zlecił Pan mu napisanie piosenki dla siebie?
- Nie, po prostu została napisana. Mamy bardzo dobrą chemię, rozumiemy się i muzycznie i personalnie, więc tutaj nie było takich zależności służbowych. Spotkaliśmy się po to, żeby zrobić coś fajnego i zrobiliśmy.
To jest taka piosenka, którą trudno tak do końca zdefiniować, to znaczy ona się dobrze czuje i w szufladce pod tytułem „rock” i w szufladce pod tytułem „pop”.
- Prawda, bo właściwie myśmy nie mieli żadnych założeń stylistycznych. Mieliśmy takie można powiedzieć nowe podejście, bardziej liczyła się dla nas siła kompozycji i w tym wypadku lekkość tekstu. Jest on prosty, ale nie prostacki i można powiedzieć, że ma taki eklektyczny, oldskulowy wyraz, więc jakby tak ciężko też mi znaleźć szufladkę, w której mógłby znaleźć się ten utwór.
A Damian Ukeje dobrze się czuję w takiej oldskulowej piosence?
- Damian Ukeje to chyba się w ogóle trochę za późno urodził. Ja to zawsze ceniłem sobie oldskul i w wolnych chwilach poświęcam swój czas i energię na oldskulowe projekty. Mieliśmy kilka tras z projektem „Moje boskie Buenos”, ale także inny projekt z moją muzyką do wspaniałego mistrza, do wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Powiedzmy, że od debiutanckiego albumu, już trochę minęło, ponad 10 lat.
- W ogóle to nieprawda… (śmiech)
Niestety.
- Wcale nie.
I co się działo przez te 10 lat? Wydał Pan ile albumów autorskich? Dwa?
- Tak, plus kilka singli, takich krążących poza albumowych. Jeszcze te projekty, takie poboczne, typu właśnie „Baczyński”, czy „Moje boskie Buenos”. Zdarzyło się, że nagle zagrałem w filmie. Podkładałem głos do produkcji disneyowskich, ale zagrałem też w filmie. W filmie Andrzeja Saramonowicza, komedii „Bejbis”. Miałem tam swój epizod aktorski, więc tak, znalazłem się na dużym ekranie.
Dobrze się Pan czuł przed kamerą?
- Byłem bardzo zestresowany. Zawsze fascynował mnie kunszt aktorski, nigdy nie widziałem siebie w tej roli. Dlatego tak mówię, że troszeczkę z przypadku to wyszło, że mogłem się znaleźć po drugiej stronie kamery i nie wiem, czy chciałbym to powtórzyć. Pewnie tak, bo jest to zawsze coś nowego, nowa stymulacja, a może po prostu chciałbym się sprawdzić. A mam też taką naturę, bo kiedyś biegałem na 100 m, byłem sprinterem, więc zawsze chciałem biegać z kimś. Mój najlepszy wynik to było 11 sekund z jakąś małą górką. Wiem, że na tamten moment pobiłem rekord świata kobiet, ale miałem naście lat i gdyby nie poważny uraz, oderwany kawałek kości biodrowej niestety podczas zawodów…
Właśnie tu wszyscy się skrzywili jak usłyszeli.
- Wcale się nie dziwię, bo do teraz noszę dumnie 2 śrubki.
I jak przekracza Pan granicę to dzwonią?
- Nie, ale miałem przez wiele lat u moich kolegów z zespołu ksywę „Śrubokręt”.
Czyli gdyby nie ta kontuzja, to byłby Pan sportowcem?
- Wszystko na to wskazywało.
Muszę spojrzeć na pana PESEL. Pewnie Pan to już by skończył karierę sportowca.
- i teraz właśnie bym się brał za muzykę. Muzę zawsze miałem gdzieś obok siebie, pierwsze zespoły mi się rodziły, jakieś takie garażowe, więc wydaje mi się, że może tutaj ten los zaważył.
Śpiewanie to był ten „Plan B”?
- Tak, choć na tamten moment, to byłem chłopakiem bez planu.
Ale też dołączenie do stajni disneyowskiej to niesamowite doświadczenie.
- Muszę powiedzieć. że wow naprawdę zdarzało się. Widziałem jak koleżanki, czy koledzy muzycy przewijają się przez takie sytuacje i miałem tak zawsze z tyłu głowy: „kurczę fajnie by było kiedyś spróbować. Nie wiem, czy bym się sprawdził, ale po prostu fajnie by było spróbować”. No właśnie i tu trzeba uważać, słuchajcie mówię to szczerze, to nie będzie żaden wyświechtany frazes, trzeba uważać o co się prosi los, jakie są nasze życzenia, bo one lubią się spełniać. Serio, większość rzeczy, które sobie wymyśliłem z jakichś tam założeń, że chciałbym spróbować tego, czy tamtego, to naprawdę się dzieje.
A to nie oznacza, że to był taki jednorazowy wyskok z disneyowskimi filmami?
- Nie, nie, w żadnym wypadku. Zdarzyło się, że parę razy tam byłem w siedzibie polskiego oddziału dubbingowego i od czasu do czasu, można usłyszeć mój głos w jakiś produkcjach. Tak jak zaczęło się przy „Moje magiczne encanto”, tak później były jakieś „Żółwie Ninja”, czy jakieś seriale animowane, więc generalnie tam zostawiłem swój numer z prośbą: „słuchajcie będzie cokolwiek, to ja chętnie to zrobię”. Jest to dla mnie nieodkryty ląd, który chciałbym eksplorować, więc co jakiś czas jeszcze na tzw. nagrywki użyczam swojego głosu.
A jak to się stało, że dołączył Pan do projektu muzycznego „Moje boskie Buenos”?
- Ach, to też muszę powiedzieć, że nie byłem wielkim fanem Kory jak i Maanamu…
… zanim Pan rozpoczął swoją przygodę!
- Tak, jeszcze małe sprostowanie, stałem się bardzo dużym fanem w momencie odejścia Kory. To była ta smutna wiadomość dla świata, która skutkowała z kolei tym, że masę osób zaczęło udostępniać piosenki na swoich social mediach. Piosenki, które w jakiś sposób wywierały na nich wpływ i bardzo wiele dla tych osób znaczyły. Znaczyły coś więcej, niż tylko piosenki i dla mnie to był ten moment, w którym faktycznie zacząłem słuchać tej muzyki i dotarło coś do mnie. To, że są to naprawdę fajne piosenki, to wiedziałem od zawsze, ale to, że te piosenki mi zaczęły w sercu bardzo dużo robić, rozgościły się totalnie, no to już było dla mnie nowe. Wtedy stwierdziłem: „kurczę niech to będzie mój taki hołd”. Po prostu staram się to zrobić z jak największym szacunkiem. Spróbujmy zrobić to najlepiej, jak się da. Nie dajmy odejść tej muzyce w zapomnienie, chociaż trzeba przyznać, że większość tych piosenek, to są teksty napisane z myślą o kobiecie.
Damian Ukeje. Fot. Julita Górska
Przerabiał Pan te teksty?
- Jest tam jeden moment, gdzie po prostu podmiot liryczny okazał się o dziwo mężczyzną, więc tak, pozwoliłem sobie na lekką korektę, ale to jest tylko jedno miejsce, w jednej piosence. Resztę utworów nie ruszałem. Nie ma co zmieniać niczego w geniuszu utworów państwa Jackowskich.
„Tobie i mnie” nowy singiel Damiana Ukeje, czy taka będzie cała płyta?
- Tak, płyta będzie oczywiście w jakiś sposób liryczna. Na pewno główną myślą, która nam tutaj przyświecała, to klasyczne podejście do kompozycji. To nie będzie płyta, która będzie jak tu powiedzieć – superprodukcją. To nie ja. Jestem jednak tak nacechowany troszeczkę po ludzku, więc szukam żywych instrumentów i na nich się opiera ten materiał. Płyta jest prawie gotowa i nie ma tam kompozycji producenckiej stricte, więc na pewno żywe instrumenty będą przemawiać na tej płycie. Ona będzie też mieć troszeczkę ognia.
Może ta piosenka jest wyjątkowo pozytywna i można powiedzieć że radosna, a będzie „wygar”?
- Tak będzie. Ja nie nagrywam niczego jeżeli nie mam nic ważniejszego do powiedzenia sam przed sobą. A tutaj, przez te lata się zebrało parę rzeczy, które chciałem opowiedzieć i ten „wygar: na pewno na tej płycie musiał się znaleźć i usłyszycie go jesienią.