Maciej Świtoński w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
Powiedzmy, że te piosenki, które zaśpiewał Robert Janowski nie były napisane akurat dla niego, oprócz jednej. - Jedna piosenka jest absolutnie napisana dla Roberta, to jest „Stan równowagi” i to jest z tego nowego rozdania. Rozmawialiśmy nie dalej niż wczoraj, o czym ta piosenka jest tak naprawdę. Pisząc ją myślałem o nim, o sobie,o mojej matce i o żonie. Tak się składa, że nasze losy Roberta i moje są dość podobne, jeżeli chodzi o życie poza zawodowe. Tak nam się układało to życie, dość podobnie. Mając te same zdarzenia wokół siebie i konieczność reagowania na te zjawiska ten tekst nie jest obcy, dlatego, że jak mówimy o przyciąganiu nieważkości, o lekkości ducha i o rozwadze, to każdy z nas mógłby gdzieś znaleźć ten swój stan równowagi, do którego teraz dotarliśmy zarówno Robert jak i ja, więc uzyskaliśmy stan równowagi i też są zwroty takie, o których mówimy, że tak samo reagujemy na odejście kogoś bliskiego. Niech każdy się wsłucha i sam zinterpretuje to o czym to jest. To jest piosenka taka, która wydaje mi się powinna być wspólna dla mnie i dla Roberta, dlatego on to śpiewa szczerze i dlatego tak bardzo inaczej, że też odkryłem w tych tekstach jakieś nowe emocje. Jestem strasznie z tego dumny, że osoba która jest tak wyczulona na słowo, na treść miałaby się podpisać, bo wykonanie i zaśpiewanie utworu, to jest również podpis wykonawcy, że on mówi i się zgadza z tym. I się nie wstydzę tego i dlatego czuję taki rodzaj swojej prywatnej dumy, że artysta, którego zawsze ceniłem za dobór słowa, za pokazywanie swojego intelektu i wrażliwości, zdecydował się podpisać pod swoim autorskim wykonaniem, pod tym, co wcześniej powstało w mojej głowie.
To jest „live session – akustycznie”. - Do tego jeszcze dopowiedzmy grane na setkę, tak jak kiedyś wchodzili Beatlesi do studia i rypnęli całą płytę pomiędzy dziesiątą rano a południem.
I to jest prawdziwe. - Tak, dlatego Robert chciał właśnie to uzyskać. Czasami te wokale są dogrywane w różnych sytuacjach, ale muzycy grali „na setkę”. Trzeba posłuchać, bo tam jest sporo solówek fortepianowych. Świetny pianista Tomek Filipczak - jak on pięknie gra, jak tam pięknie zrobiono ten fortepian. To jest fajne, po prostu jest klimatyczne, trzeba usiąść i posłuchać, bo to nie jest piosenka turystyczna, ani samochodowa, to nie jest radio kierowców, oczywiście musi być też takie granie, bo też tego potrzebujemy, ale jeżeli chcemy mieć chwilę skupienia, tę równowagę uzyskać, to ta płyta jest na takie sytuacje, w których chcemy sobie o czymś tam pomyśleć. Jest na tej płycie wiele uniwersalnych rzeczy, bo są rzeczy o rodzicach są teksty o dzieciach, o wkraczaniu na nową drogę życia, jest troszkę o odchodzeniu, więc to jest taki uniwersalny krążek, który dotyczy każdego z nas. Jest też świetny teksty Jonasza Kofty w jednym nie moim numerze, ale Robert dobrał bardzo starannie, długo czekał na to, aż w końcu nagrano to.
Można powiedzieć, że masz teraz dla kogo pisać. - Teraz nie chciałbym wiercić dziury, oczywiście tylko wtedy kiedy ktoś powie: „okej może byśmy jeszcze coś zrobili”. W tej chwili napisałem piosenkę dla kolejnego mojego ulubionego wykonawcy, zupełnie z innej bajki, mianowicie Jarek Weber, którego też kocham za sposób interpretacji.
Zaprosimy na koncert promujący tę płytę? - Zaprosimy na dziewiętnasty dzień października, kiedy w Filharmonii Pomorskiej Robert z zespołem i tak zwanym gościnnym moim udziałem zagra koncert promujący to wydawnictwo.
Maciej Świtoński w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska