Marcin Styczeń

2024-06-14
Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska

Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Marcin Styczeń

Bard, wokalista, dla którego najważniejszy jest tekst. Niedawno opowiadał nam o swojej wieloletniej przyjaźni i współpracy z Ernestem Bryllem, teraz wydał kolejną swoją płytę.

...na tej płycie jest i brzmienie bluesowe, jest i rockowe, takie właśnie w tej tytułowej piosence „Szyfr”, jest trochę folku w piosence „I tu i tam”, czy w piosence „Jak obłok”, do której tekst napisał Robert Kasprzycki, więc tych muzycznych barw jest sporo (...) dla mnie samego ta płyta była swego rodzaju tajemnicą, którą odkrywałem, bo nie wiedziałem, co z tego wyjdzie. Czy ten sposób tworzenia piosenek się sprawdzi, czy też nie. Na szczęście się sprawdził i ku memu zaskoczeniu te piosenki też są moje, w tym znaczeniu, że ja się z tymi tekstami utożsamiam, że te piosenki pisane były jakby dla mnie...”

Piątek, 14 czerwca 2024 o godz. 20:05
Dlaczego nazwał Pan płytę „Szyfr”?
- Przede wszystkim dlatego, że to jest krótki tytuł. W 2016 roku wydałem płytę zatytułowaną „Zbieg” i to mi się sprawdziło. Myślałem, że jak nazwę płytę „Szyfr”, to także się sprawdzi i wzbudzi ciekawość. Oczywiście mówię o tym z przekąsem, bo tak zatytułowana jest jedna z piosenek, ale myślę, że przede wszystkim „Szyfr”, dlatego, że ta płyta była dla mnie samego tajemnicą. To nie tylko chodzi o to, że sam tytuł jest tajemniczy, wszystkich trochę może zainteresować czy zaciekawić. Natomiast dla mnie samego, to była wielka tajemnica, ponieważ zaczynałem ją w zupełnie inny sposób, od rytmu, muzyki. Teksty pisane były na końcu, więc sens tej płyty się odkrywał przede mną, tak jakbym kolejne zaszyfrowane słowa, albo nawet litery odkrywał przed samym sobą.

Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska
Czyli dobrze rozumiem, że Ernest Bryll napisał tekst do muzyki?
- Akurat w tym przypadku było inaczej. Ernest Bryll napisał ten tekst specjalnie dla mnie, znaczy dał mi ten wiersz, choć on mówił, że to jest piosenka. Przekazał mi ten tekst z takim założeniem, że to ma być piosenka i do tego ma być skomponowana muzyka.

Chociaż te wiersze przeistaczały się zwykle w piosenki.
- To prawda i zawsze mówił, że ilekroć tak się działo, to z tego powstawały najlepsze piosenki, a jak musiał pisać do muzyki, albo pisał z takim założeniem, że będzie to piosenka, że to nie trafi do tomiku poetyckiego, to różnie bywało. Tak przynajmniej mówił.

Jak wygląda cała płyta oprócz tego, że jest to „zaszyfrowana” płyta?
- Dla mnie jest bardzo ciekawa muzycznie, przede wszystkim dlatego, że ktoś po przesłuchaniu jej powiedział, że Marcin Styczeń ucieka z „Krainy łagodności”, w której przez lata działałem. I coś w tym jest, ale nie robię jakiejś wolty.

Ale dokąd Pan ucieka?
- W inne rejony muzyczne i rzeczywiście na tej płycie jest i brzmienie bluesowe, jest i rockowe, takie właśnie w tej tytułowej piosence „Szyfr”, jest trochę folku w piosence „I tu i tam”, czy w piosence „Jak obłok”, do której tekst napisał Robert Kasprzycki, więc tych muzycznych barw jest sporo. Natomiast wydaje mi się, że mimo tego, że te piosenki były tworzone w inny sposób, to znaczy tekst powstawał na końcu, to i tak ta płyta ma ten wymiar poetycki, bo teksty są najwyższej próby, pisane przez osoby, które na pisaniu tekstów, czy piosenek „zjadły zęby”. Myślę tutaj o Aleksandrze Bacińskiej, która napisała dla mnie 3 teksty, Szymonie Babuchowskim, który także tłumaczy piosenki Chrisa Rea i niebawem ukaże się książka z tymi przekładami, czy Robert Kasprzycki, wspomniany wcześniej i Ernest Bryll, który napisał tę piosenkę. Więc tutaj, jeżeli chodzi o ten przekaz testowy, to są to piosenki na pewno najwyższej próby, jeżeli chodzi o warstwę literacką.

Fot. empik.comCzyli w większości przypadków było to tak, że miał Pan śmiałość napisać muzykę, którą wręczył autorom tekstów?
- Tak, ja to nie tyle wręczyłem, ile wysyłałem, bo dzisiaj ta technika nam ułatwia trochę życie. Nagrywałem w swoim domowym studiu te piosenki, w takiej zamkniętej formie. Śpiewałem linię melodyczną i powiem szczerze, że mnie samemu nawet jest trudno. Nie wszyscy mają tę łatwość, mam na myśli tekściarzy, napisania do konkretnej linii melodycznej. Często zżymają się tekściarze na to, że muzycy myślą taką frazą angielską, czy amerykańską, że akcent pada na ostatnią sylabę, a tych jednosylabowców w polskim języku nie jest wiele: kot, płot, widziałam orła cień, że akcent pada na ostatnią sylabę. Tych słów jednosylabowych w polskim języku nie jest za dużo i trzeba naprawdę mieć dobry warsztat, żeby sobie z tym poradzić. Ludzie, do których się zgłosiłem, nie mieli z tym problemów.

Chociaż Pan ostatnio mi opowiadał, że zawsze dla Pana ważniejszy jest tekst.
- To prawda i dlatego dla mnie samego ta płyta była swego rodzaju tajemnicą, którą odkrywałem, bo nie wiedziałem, co z tego wyjdzie. Czy ten sposób tworzenia piosenek się sprawdzi, czy też nie. Na szczęście się sprawdził i ku memu zaskoczeniu te piosenki też są moje, w tym znaczeniu, że ja się z tymi tekstami utożsamiam, że te piosenki pisane były jakby dla mnie. No bo oczywiście były pisane dla mnie, ale nigdy nie wiadomo, jak tę moją muzykę odszyfruje konkretny autor tekstów. Niesamowite było, na przykład Robert Kasprzycki napisał piosenkę: „Smogu smak”, która jest takim powrotem do miasta mojego dzieciństwa. Urodziłem się w Olkuszu w Małopolsce i to jest taka piosenka o tym powrocie do miasta, które niby jest moje, ale już jakby nie, bo go nie rozpoznaję. Już park nie ten, bo drzewa zostały wycięte, ulice się zmieniły. Ja rzeczywiście wracając do swojego rodzinnego Olkusza, tak się czuję u siebie i już nie u siebie. Zresztą w Warszawie już mieszkam od 27 lat, więc już bardziej czuję się mieszkańcem stolicy, ale ta nostalgia za tym miejscem dzieciństwa cały czas jest we mnie mocna.

Nigdy Pan nie chciał uciekać z Olkusza do Krakowa.
- Oczywiście, że chciałem i nawet jako nastolatek często do Krakowa przyjeżdżałem. Jako taki młody, ambitny występowałem między innymi na takiej imprezie w krakowskiej Rotundzie, na Galicyjskich wieczorach z piosenką, które organizowała Lidia Jazgar. Jako ten nastolatek miałem przyjemność, zaszczyt występowania przed różnymi gwiazdami: Michałem Bajorem, Starym dobrym małżeństwem, czy różnymi artystami krakowskimi. No, ale to było tak, jak sobie przypominam te lata młodzieńcze, to miałem jakieś na samym początku niepowodzenia. Między innymi nie dostałem się do krakowskiej szkoły teatralnej i trochę się na Kraków obraziłem. Obraziłem i pomyślałem sobie, nie to nie, jadę do stolicy.

I w stolicy lepiej?
- Mnie lepiej. Teraz z perspektywy czasu, czuję się tutaj naprawdę dobrze, chociaż początki były trudne i nawet myślałem o powrocie do Krakowa, bo wydawał mi się przyjaźniejszym miastem. Teraz w stolicy czuję się bardzo dobrze.

A czy przywykł Pan do tego, że przez jakiś czas był Pan oceniany, występując na różnych przeglądach, festiwalach, konkursach.
- To był okres właśnie bardzo wczesny, czyli te lata nastoletnie, aż do pierwszych lat studiów i to mnie troszkę kosztowało, w sensie psychicznym. Zawsze to przeżywałem, choć teoretycznie artysta jest zawsze oceniany przez publiczność, bo występując narażamy się na ocenę, na to, czy to, co tworzymy, przedstawiamy, piszemy, śpiewamy się ludziom spodoba, czy nie. Natomiast konkurs ma w sobie coś z rywalizacji, z takiego podejścia trochę sportowego. Z jednej strony to jest konieczne, żeby zweryfikować te swoje umiejętności z innymi, a z drugiej strony, może zabijać pewną taką radość samego tworzenia i z tego, że wyraża się właśnie przez muzykę czy piosenki siebie samego. Ja w którymś momencie wiedziałem, że już trzeba rezygnować. Z resztą chyba Jan Kondrak mi na którymś festiwalu powiedział, to był 1999 czy 2000 rok, mówił: „No Styczeń czas już kończyć te festiwale i teraz najtrudniejsza droga przed tobą”, czyli przechodzenie na tak zwane zawodowstwo, bo to jest bardzo trudne. Najtrudniej jest wydać pierwszą płytę, drugą.

A dwunastą ... to już w ogóle, bo to dwunasty album.
- Ja sam nie wiem, jak to się stało. Wydaje mi się, że ta praca z Ernestem Bryllem była bardzo owocna i ona spowodowała, że moja kariera w cudzysłowie nabrała jakiegoś tempa, bo ja o tym tak w ogóle nie myślałem. Przez to, że pracowaliśmy, koncertowaliśmy, to te piosenki się tworzyły. Programy się tworzyły bardzo różne i też Ernest Bryll nauczył mnie takiego koncepcyjnego myślenia, że płyta musi być spójna, że to zawsze musi być o czymś. Zresztą bardzo często zadawał mi takie pytanie, kiedy wychodziliśmy na scenę: „a co my dzisiaj mamy ludziom do powiedzenia?” i to mi zostało, że płyta nawet ta „Szyfr”, której sens wyłaniał się przede mną samym jest zamkniętą całością i jest opowieścią o mnie, 46 latku.

Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska
Można powiedzieć, że Ernest Bryll był Pana takim mentorem.
- Trochę oczywiście był mentorem. Ja mówię o nim przyjaciel, bo przyjaźniliśmy się, byliśmy bardzo blisko ze sobą, mimo tej różnicy wieku. 43 lata, no mógłby być moim dziadkiem, ale szybko ten dystans skracał, więc na pewno. Ja dopiero to odkrywam, dochodzi to do mnie, jak ważną postacią był dla mnie i to się na pewno nie zmieni. Nie wiem, czy poznam jeszcze w swoim życiu, mam nadzieję, choć będzie trudno poznać tak wielką postać i być tak blisko. No bo można powiedzieć, że byłem niezwykle blisko legendy polskiej literatury, polskiej piosenki, polskiego musicalu…

Aczkolwiek może to trochę onieśmielać, prawda?

- Może onieśmielać, natomiast przez to, że Ernest Bryll był bardzo człowiekiem bezpośrednim, skracającym dystans, to dzięki temu ta nieśmiałość moja gasła i nie myślałem o tych wszystkich jego wielkich dokonaniach, tylko czerpałem z tego, co jest tu i teraz. To czego mogłem uczyć się od niego bezpośrednio.

A Panu udało się przez te 12 albumów, (teraz dwunasty) uciec od wielkich wytwórni, od tego takiego trochę podporządkowania się modzie.
- Udało mi się w tym sensie, że ja może powiem tak cytując klasyka: Grzegorza Ciechowskiego, że każdy artysta chciałby być niezależny, tworzyć muzykę alternatywną, a jednocześnie sprzedawać miliony płyt. Może jemu się tak udało. Myślę, że Grzegorz Ciechowski chyba nie pisał pod publiczkę i jakoś chociaż napisał też piosenkę z przekąsem: „Mamona” - ta piosenka jest pisana dla pieniędzy, natomiast w tej naszej branży, tak mówiąc kolokwialnie, czyli w tym światku piosenki poetyckiej, to oczywiście tu nie ma mowy o wielkiej karierze, chyba, że jest się Grzegorzem Turnauem. Natomiast generalnie to jest realizacja swojego potencjału, szukania ludzi, którzy jak to Ernest Bryll pięknie mówił, rezonują z nami, z naszą wrażliwością z naszym wnętrzem, tworzenie swojego świata, zdobywanie słuchaczy i to mi się udało. Natomiast też skłamałbym, gdybym powiedział, że jakoś te wielkie korporacje, firmy się dobijają do nas. To jest tak, że jakoś ta piosenka ambitniejsza nie jest w kręgu zainteresowania wielkich firm fonograficznych.

Zobacz także

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Krzysztof Trebunia-Tutka

Krzysztof Trebunia-Tutka

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę