Czesław „Mały” Bartkowski

2024-06-06
Czesław „Mały” Bartkowski. Fot. Magda Jasińska

Czesław „Mały” Bartkowski. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Czesław „Mały” Bartkowski

Perkusista jazzowy, który od 1960 roku nieustannie koncertuje w Polsce i na całym świecie z najwybitniejszymi muzykami. 2 czerwca br. odebrał nagrodę podczas gali otwarcia 17. festiwalu Drums Fusion zostając jednym z pierwszych laureatów „Galerii Sław Polskiej Perkusji..

...jak byłem takim jeszcze dojrzewającym młodzieńcem i pobierałem nauki w szkole, to wpadłem na pomysł, żeby zacząć uczyć się kompozycji i aranżacji? Ale okazało się to za trudne wyzwanie, bo trzeba było po prostu chodzić jeszcze na wiele innych przedmiotów i tu nie starczyło i świadomości i determinacji, takiej siły woli, żeby bez względu na swoją niewiedzę, jednak poddać się temu kierunkowi (...) ja zawsze mówię, że są ludzie, którzy chcą być frontmanami, ale są tacy, którym wystarcza to, i znakomicie się czują, jako współtworzący...”

Piątek, 7 czerwca 2024 o godz. 20:05
Czesław „Mały” Bartkowski - jeden z pierwszych laureatów „Galerii Sław Polskiej Perkusji” w trakcie 17. edycji festiwalu Drums Fusion w Bydgoszczy. Fot. Piotr Walczak

Czesław „Mały” Bartkowski - jeden z pierwszych laureatów „Galerii Sław Polskiej Perkusji” w trakcie 17. edycji festiwalu Drums Fusion w Bydgoszczy. Fot. Piotr Walczak

Panie Czesławie, w Bydgoszczy Pan się pojawiał, właściwie można tak powiedzieć, od początku pana kariery jazzowej.
- Przed chwileczką rozmawiałem z panem dyrektorem Drums Fusion Markiem Maciejewskim i tak sobie po prostu zaczęliśmy opowiadać, że Bydgoszcz to wspaniałe miasto, które perkusją stoi. Moje pierwsze spotkanie z Mirkiem Żytą, bydgoskim ojcem perkusistów i ojcem wspaniałego perkusisty Łukasza odbyło się w Filharmonii Pomorskiej, kiedy przychodził też Łukasz, taki berbeć ośmioletni z wybitym zębem, albo pojawiającym się pierwszym zębem. Ojciec – Mirek przedstawił mi go mówiąc: „to jest mój syn”, to było, nie wiem, nie pamiętam kiedy, ale na pewno dawno.

Kto wymyślił Panu perkusję jako instrument, którego pan się kurczowo trzyma i to z wielkimi sukcesami?
- Nikt nie wymyślił tej perkusji, pewnie za karę, jakoś tak to się stało, bo rozpoczynałem edukację muzyczną od prywatnych lekcji na fortepianie. Rodzice postanowili wysłać mnie do szkoły muzycznej, ale odbyło się to z pewnymi perturbacjami. To poplątanie polegało na tym, że zdawałem do szkoły i okazało się, że się nie dostałem. Poszedłem do szkoły, sprawdzałem i nie dopatrzyłem się swojego nazwiska na liście przyjętych. Jak potem powiedziała nam pani dyrektor: „syn nie zgłosił się na zajęcia i został skreślony”. Zaproponowali mi, żebym zdawał w następnym roku w czerwcu. Rodzice zaprowadzili mnie po roku ponownie do szkoły. Okazało się, że było już po egzaminach. Dopiero za trzecim razem przyszedłem zdawać do szkoły i to z sukcesem. A w międzyczasie śpiewałem w chórze katedralnym. Jak już przeszedłem te egzaminy, zadano mi pytanie: „na jakim instrumencie chciałbyś się uczyć?”. To ja mówię, że „na fortepianie”. Okazało się, że fortepian nie jest mi dany, bo ponoć trochę lepiej słyszałem. Padło więc hasło: „może skrzypce?”, ale ja nie chciałem, więc została perkusja. Nie bardzo wiedziałem w tamtym czasie, co to za instrument. Okazało się, że wybór był znakomity.

IMG 0241A jazz, kiedy wkroczył na pana ścieżkę?
- Za sprawą moich starszych kolegów, jako że jak zdawałem do średniej szkoły, to był taki okres kiedy rozpiętość wiekowa była nieprawdopodobnie duża. Tam byli ludzie, którzy mieli już 27, 28 lat, w szkole podstawowej i tak jak ja, naście. Zawsze tak jest, że wśród uczniów są tacy, którzy pytają się: „czy ty coś potrafisz?” Pozazdrościłem, że inni cokolwiek więcej wiedzą i zacząłem słuchać tych wszystkich lepszych.

I wtedy zaczął Pan grać z Jerzym Pakulskim.
- Tak, to był Jurek Pakulski. Wcześniej były takie przymiarki z chłopakami, którzy także chodzili do szkoły muzycznej i już trochę grali, bo ci starsi mieli już świadomość muzykowania. Mój starszy kolega, Janusz Kozłowski chodził też do szkoły muzycznej, uczył się na fagocie, ale podgrywał już na kontrabasie. To on swojego czasu zaprowadził mnie do kawiarni, gdzie ci koledzy i Jurek Pakulski grali znane standardy. Stałem się takim podglądaczem popołudniówek, „Five o’clock”, gdzie oni grali dwa razy w tygodniu.

I w roku 1960 datujemy początek pana drogi muzycznej.
- To jest taki przełom roku 1959 i 60, kiedy zaczyna się w ogóle dziać dużo we wrocławskim środowisku muzycznym, bo i na tym terenie jest także Dymitr Markiewicz. Tam są tacy starsi koledzy już troszeczkę więcej wiedzący o muzyce jazzowej. To byli ludzie, którzy grali dixieland, w związku z tym, te drogi były dosyć bliskie. Widzieli, że pojawił się 16, 17-latek i zaproponowali mi, żebym z nimi grał.

Potem był już Zbigniew Namysłowski.
- Tak, Zbigniew Namysłowski, to jest rok 1963. Ale pierwsze moje spotkanie ze Zbyszkiem Namysłowskim, to był rok 1960. Pierwszy festiwal studentów w Gdańsku, gdzie wszystkie społeczności akademickie reprezentowane były także przez zespoły jazzowe. To było na Politechnice Gdańskiej, ale Jam Session odbywały się w Dworze Artusa i tam właśnie każdego wieczora był spęd muzyków, a ja miałam okazję poznać tamtych wspaniałych ludzi, bo poznałem między innymi Władka Jagiełłę, Wojtka Karolaka, Andrzeja Kurylewicza i Zbyszka Namysłowskiego. Jak pojawia się taka postać niepełnoletnia, jeszcze coś tam podgrywa, to wzbudza jakieś większe zainteresowanie i wtedy oni chcieli, żebym po prostu z nimi już występował. Ale ja siedziałam we Wrocławiu, więc nie było na to szans, żeby puścili mnie rodzice i dopiero w 1963 roku Zbyszek mi zaproponował udział w swoim kwartecie. Od tego momentu właściwie to się szybko potoczyło.

Od tego momentu, właściwie czasu by mi nie starczyło, żebym miała wymieniać wszystkich muzyków, z którymi pan przez ten czas grał. Nigdy nie korciło pana, żeby założyć zespół pod własnym nazwiskiem?
- Nie, nie. Ja nie mam takich aspiracji. Co prawda, jak byłem takim jeszcze dojrzewającym młodzieńcem i pobierałem nauki w szkole, to wpadłem na pomysł, żeby zacząć uczyć się kompozycji i aranżacji? Ale okazało się to za trudne wyzwanie, bo trzeba było po prostu chodzić jeszcze na wiele innych przedmiotów i tu nie starczyło i świadomości i determinacji, takiej siły woli, żeby bez względu na swoją niewiedzę, jednak poddać się temu kierunkowi. To jest pierwsza przyczyna. Druga to po prostu, ja zawsze mówię, że są ludzie, którzy chcą być frontmanami, ale są tacy, którym wystarcza to, i znakomicie się czują, jako współtworzący.

Czesław „Mały” Bartkowski. Fot. Magda JasińskaA kto wymyślił ten przydomek „Mały”?
- „Mały”, dlatego, że ja byłem najmłodszy. Moi koledzy, to byli ludzie, którzy już kończyli pierwsze studia, niektórzy kończyli drugie studia, a ja byłem szczawikiem szesnasto-piętnastoletnim. W porównaniu z tym, że ktoś ma 27, 28 lat, to ja byłem dzieciuchem. W związku z tym oni wiedzieli, że wchodzę w to dorosłe życie, a jeszcze nie byłem pełnoletni i może dlatego „mały”, bo byłem drobnej postury.

I od tego momentu, kiedy rozpoczął pan tak naprawdę swoją drogę muzyczną, wraz ze Zbigniewem Namysłowskim minęło już ponad 60 lat.
- Tak, co chwilę sobie zdaje z tego sprawę, że ten czas nieprawdopodobnie pędzi do przodu. A ja cieszę się, że funkcjonuję, że w dalszym ciągu jestem aktywnym, chce być aktywny i całkiem mi to dobrze wychodzi.

Ale przez te 60 lat, większość czasu pozostał pan wierny triu Andrzeja Jagodzińskiego.
- Tak się składa, że dopasowaliśmy się stylistycznie, dopasowaliśmy się charakterami. To jest szalenie ważne. Dobrze nam się współpracuje, dobrze nam się współżyje. Jesteśmy zgodni, po prostu nie skaczemy sobie do oczu. Lubimy robić to, co robimy.

A poprzeczka idzie cały czas w górę.
- Oj no oczywiście, że idzie. No bo powiedzmy sobie szczerze, im więcej lat przybywa, sprawności ubywa.

Ale Pan nawet polifonizuje na perkusji Bacha.
- Ale to wynika z takiej, a nie innej wrażliwości. Być może dlatego, że już z muzyką miałem do czynienia od wczesnych lat dziecięcych, kiedy już można powiedzieć, że jednym z takich kierunków edukacyjnych, to było śpiewanie w chórze katedralnym i to przez kilkanaście lat, więc to buduje i być może to procentuje.

Niektórzy mówią, że grając na instrumentach dętych trzeba całe życie ćwiczyć, bo instrumenty dęte nie wybaczają tej rozłąki. Czy perkusista też musi całe życie ćwiczyć?
- No, żeby zachować sprawność, tak. A ja z kolei, ponieważ jestem w dalszym ciągu czynnym nauczycielem, to chcąc nie chcąc, muszę wykazywać się jakąś tam sprawnością fizyczną.

Czesław „Mały” Bartkowski - jeden z pierwszych laureatów „Galerii Sław Polskiej Perkusji” w trakcie 17. edycji festiwalu Drums Fusion w Bydgoszczy. Fot. Piotr Walczak

Zobacz także

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Krzysztof Trebunia-Tutka

Krzysztof Trebunia-Tutka

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę