Gitarzysta, kompozytor, przez ostatnie pół wieku grał m.in. z zespołami: Breakout, Air Condition (Zbigniew Namysłowski), Dwójka ze sternikiem, Bemibek (Ewa Bem) z Wojciechem Karolakiem oraz z Robertem Chojnackim, Janem Borysewiczem, Anną Jantar, czy Piotrem Figlem. Do zespołu Perfect dołączył w 1997 roku. Po rozwiązaniu Perfectu rozpoczął przygodę ze swoim autorskim projektem Dariusz Kozakiewicz Live. W Walentynki wypuścił drugi singiel z nowej płyty.
„...to mnie kosztowało bardzo dużo pracy, bo to, że zespół Perfect przestał grać i do tego pandemia i brak właściwie takiego ruchu, bo nic się przecież nie działo, to mi trochę dało do myślenia. Znalazłem muzyków, którzy chętnie też chcieli wyjść z domu i gdzieś znaleźć kawałek miejsca do grania i to mi pozwoliło to zrobić. Ja w zespole Perfect już od dawna miałem taki pomysł, żeby coś zrobić, jakby obok, coś takiego własnego, ale zawsze brakowało mi czasu, a przede wszystkim brakowało mi też muzyków, którzy byli zajęci, bo to dobrzy muzycy i grają w paru zespołach. Nie mogliby sobie pozwolić na to, żeby poświęcić mi pół roku na próby, więc to też jest ogromna trudność, a tutaj złożyło się trochę szczęśliwie...”
Piątek, 1 marca 2024 o godz. 20:05
Obchodziłeś Walentynki?
- Tak to wygląda. Chciałem w takim dniu wypuścić kolejny utwór, lecz nie byłem pewien, czy nam się to uda, ale się udało. Wiesz, piosenka jest chyba taka dosyć nastrojowa, więc czemu nie.
Piosenka jest tyle nastrojowa co i mocna.
- To tak jak w życiu.
Czy Twoje piosenki są odzwierciedleniem Twojej duszy?
- Zawsze, jak się coś tworzy, to powstaje korespondencja między instrumentem, a nazwijmy to głową i o to chyba chodzi, że to musi współpracować.
Co najpierw powstaje, czy najpierw napisałeś muzykę, a potem poprosiłeś o tekst?
- Tak, w moim przypadku to najpierw powstaje muzyka. Ja nie potrafię pisać do tekstu. Są zawodowi kompozytorzy, inni też może nazwijmy to, że nie są zawodowi kompozytorzy, którzy wolą pisać do tekstu, a ja tego nie potrafię. Próbowałem kilka razy, ale ze smutnym finałem i nie byłem zadowolony.
Ta piosenka podobno powstała jakiś czas temu?
- Tak, ona ma już ładnych parę lat, ale nie miała szansy. Nie miała szansy takiej, jak ma dzisiaj. Została delikatnie przearanżowana, kiedy jeszcze nie było tekstu. Natalia Sikora napisała tekst, bo jak wiesz na początku zespołu Darek Kozakiewicz Live, wokalistką była Natalia Sikora. Później troszkę się to zmieniło. Miała swoje plany, zresztą z pełnym szacunkiem jesteśmy dobrymi znajomymi, nawet się przyjaźnimy i piszemy do siebie, tylko rzadziej się spotykamy, bo jesteśmy zajęci i ona i ja. Także między nami jest ok. No ale troszeczkę zajęło mi czasu, zanim znalazłem Justynę Panfilewicz. Jestem też bardzo zadowolony, bo po Natalii jak wiesz, nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto wpasowałby się w brzmienie zespołu. Natalia jest tak charakterystyczna, ale myślę, że nam się udało, że mi się udało. Jestem naprawdę szczęśliwy, że Justyna jest z nami, to jest dziewczyna, która jest nie tyle mentalnie, ale w ogóle bardzo dobrze nastawiona do tej pracy, do nas, do muzyki, do tworzenia. Ma w sobie to ciepło, ma energię, ma power. Wszystko to, co potrzeba właściwie i w balladach i w cięższych kawałkach. Potrafi wyjść do ludzi, potrafi stanąć na stole, jest świetna i odważna.
A gdzie ją znalazłeś?
- Znalazłem ją w Łodzi, bo Justyna jest z Łodzi. Ona miała pewne dokonania już wcześniej, wprawdzie może nie na taką skalę światową i Polską. Muszę ci powiedzieć, że nigdy nie pytałem, dlaczego nie zrobiła jakieś większej kariery w Polsce? Być może, że nie chciała śpiewać zbyt komercyjnych, łatwych rzeczy, ona zawsze myślała jednak o czymś z charakterem, o czymś bardziej wytrawnym i trudniejszym. Może to było powodem, ale w ogóle jest dziewczyna, która myślę, że daje sobie świetnie radę. Oprócz tego, że śpiewa w moim zespole, też jest gościem w różnych innych projektach, bo również śpiewa poezję. Uczy też młodzież, prowadzi swoje warsztaty wokalne, gdzie przekazuje wiedzę młodzieży.
Utwór nazywa się „Pokochaj” i świetnie wpisuje się w te walentynkowe święto. Natomiast ta piosenka powstała jeszcze za czasów Perfectu.
- Tak ona powstała za czasu zespołu Perfect.
To Ty w swojej szufladzie musisz mieć jeszcze sporo fajnych kawałków.
- Nie wiem. Staram się czasami w domu coś sobie nagrać, włożyć do szuflady. A czy to już świetny kawałek? Zanim piosenka zostanie oprawiona odpowiednim tekstem, zanim będzie nagrana, zanim to wszystko się trochę ułoży na scenie, a jeszcze później to trzeba wypromować, to wszystko długo trwa. Tu akurat łatwość polega na tym, że myśmy tę piosenkę grali od początku i ona była zawsze w programie koncertowym, także w pewnym momencie zdecydowałem się na to, żeby nagrać ją w studiu. Wiele innych też zostało nagranych, zresztą w zeszłym roku, w październiku wyszedł pierwszy singiel z piosenką „Czy to już”, a teraz mamy premierę tego drugiego: „Pokochaj”. W planach mam pewnie trzeci jakiś w okolicach maja i później zobaczymy jak się uda, jak wszystko będzie dobrze, będziemy się czuć okej, to może wydamy płytę. Chociaż wiadomo, że płyty nie są tak słuchane jak dawniej, ale mimo wszystko nie wolno się poddawać. Ja bardzo bym chciał zapisać w historii coś takiego, taki element, że był taki zespół i były takie nagrania, chcę mieć z tego po prostu pamiątkę.
Mamy teraz taką sytuację, że właściwie do każdego singla powinien powstać też obrazek.
-Tak, no i mamy obrazy. Do pierwszego mieliśmy obrazek - pełny klip, myślę, że zaskakująco fajny. A ten jeszcze bardziej zaskakująco fajny, no bo tu jest ciekawostka. W zasadzie klip jest oparty tylko na dziewczynie, jednej gitarze i czasami jakieś drobne moje ujęcie i to wszystko, ale jest dosyć ciekawy.
W Tobie przede wszystkim siedzi blues?
- Myślę, że jestem gitarzystą bluesowym, bo od tego bluesa czasami się odchodzi, raz w lewo, raz w prawo, raz gdzieś tam w ogóle odchodzi się. Mam tych stylistyk muzycznych gitarowych trochę dużo, bo się tym bardzo interesowałem. Interesowałem się bluesem, kochałem Niemena, Czerwone Gitary, kochałem te wszystkie rockowe piękne, wspaniałe zespoły brytyjskie.
Również lubiłeś jazz.
- Jazzem się bardzo interesowałem, jak byłem młody. Chodziłem na wszystkie koncerty jazzowe, które były w pobliżu i odwiedzałem kluby, gdzie grali jazz. Bardzo dobrze poznałem tych muzyków. Później były jeszcze jakieś większe zainteresowania i chociaż nie grałem metalowej muzyki, ale lubiłem chodzić na te koncerty. Jednak się chyba najlepiej czuję w bluesowej muzyce, wolnej i otwartej. Nie lubię żadnych ograniczeń stylistycznych. Zresztą ten mój zespół w ogóle był stworzony po to, żeby nie było tych ram, takich ograniczeń. U nas każdy koncert jest inny. Ja nigdy nie wiem, jaka będzie kolejność. Nigdy nie wiem, ile minut zagram solówki i jak ją zagram.
Sam siebie zaskakujesz?
- Właściwie o to mi chodzi, żeby czasami samemu być zaskoczonym i no przede wszystkim nie chciałbym tak bardzo się powtarzać. To jest też wyzwanie. Ja obserwuję, że to chyba mają wszyscy, ale jestem chyba za leniwy do tego, żeby na przykład nauczyć się 5-minutowej solówki i tak odhaczać ją na każdym koncercie, bo to by była nuda, nie wytrzymałbym tego, dlatego te koncerty rzeczywiście są inne.
Czy gdyby zespół Perfect się nie rozwiązał, to by nie było twojego projektu Darek Kozakiewicz Live?
- Mogłoby nie być. To mnie kosztowało bardzo dużo pracy, bo to, że zespół Perfect przestał grać i do tego pandemia i brak właściwie takiego ruchu, bo nic się przecież nie działo, to mi trochę dało do myślenia. Znalazłem muzyków, którzy chętnie też chcieli wyjść z domu i gdzieś znaleźć kawałek miejsca do grania i to mi pozwoliło to zrobić. Ja w zespole Perfect już od dawna miałem taki pomysł, żeby coś zrobić, jakby obok, coś takiego własnego, ale zawsze brakowało mi czasu, a przede wszystkim brakowało mi też muzyków, którzy byli zajęci, bo to dobrzy muzycy i grają w paru zespołach. Nie mogliby sobie pozwolić na to, żeby poświęcić mi pół roku na próby, więc to też jest ogromna trudność, a tutaj złożyło się trochę szczęśliwie.
I Justyna Panfilewicz, która przez to, że nie rozdrabnia się na różne inne projekty, to, możecie fajnie muzykować?
- Tak, ja powiem zawsze potrzeba odrobinę szczęścia w życiu, i ja miałem odrobinę szczęścia, jak poznałem Tadeusza Nalepę w wieku niespełna 19 lat i już byłem na scenie, takiej profesjonalnej. Gdybym nie miał trochę tego szczęścia, to nie wiem jakby się potoczyło dalsze moje życie. Pewnie bym skończył szkołę, ale nie wiadomo co po tej szkole, a tak to się to zaczęło. Ale trzeba było to utrzymać, trzeba było się interesować i pracować nad sobą, bo nad sobą trzeba pracować cały czas.
A ty jesteś z gatunku tych, którzy lubią dużo ćwiczyć na instrumencie?
- A ja w ogóle nie ćwiczę. Jestem leniem, jeśli chodzi o ćwiczenie, może gdybym nie był takim leniem do ćwiczenia, to może bym poznał rewelacyjne techniki, które dzisiaj są tak oceniane i przekazywane przez bardzo młodych gitarzystów. Dzisiaj jestem gitarzystą, który może nie osiąga takiej perfekcji technicznej. Technika jest ważna, ale jeszcze ważniejsze jest to, żeby wiedzieć kiedy jej użyć, prawda?
Czyli ta Twoja droga muzyczna trochę była usłana różnymi niespodziankami i szczęściami?
- Miałem trochę szczęścia. Ja po prostu byłem w dobrym miejscu i wiesz co, ja lubię ludzi, zawsze lubiłem ludzi i być może rykoszetem to do mnie wracało.
A dbasz o siebie?
- Tak, staram się dbać, staram się wysypiać. Przede wszystkim nie piję alkoholu, bo uważam, że to w moim wieku to już jest zupełnie zbyteczne i kompletnie nic nie daje. Zresztą ja nigdy nie brałem niczego, jeśli to oczywiście były lata radosnej twórczości, że w środowisku się piło mocny alkohol czy piwo. Takie były czasy, że tylko była muzyka i picie. Komuś się udało to przeżyć. Mnie mnie się udało, przeżyłem trochę odrobinę szczęścia. Niektórym moim kolegom, bardzo bliskim przyjaciołom niestety się nie udało, więc to dbanie też polega na tym.