Sebastian Gonciarz

2024-01-05
Sebastian Gonciarz w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Sebastian Gonciarz w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Sebastian Gonciarz

Reżyser spektakli muzycznych, na stałe związany z Teatrem Roma, od kilkunastu lat reżyseruje koncerty sylwestrowo-noworoczne w bydgoskiej Operze Nova.

„...są takie utrapienia, które chcemy mieć... Ja chcę je mieć i za 360 dni też będzie Sylwester i też będziemy w jakiś sposób musieli się do niego odnieść i tak dalej (...) jak przychodzę do Opery Nova i jak wchodzę do tego radia, to jest kwestia tego, że to jest takie fajne utrapienie. Tak jak zawsze powtarzam, staram się tę ekipę szalenie zdolnych artystów pokazać w taki sposób, żeby widzowie byli zaskoczeni, żeby byli zadowoleni, żeby patrzyli czasem z niedowierzaniem. To jest właśnie dla mnie takie super utrapienie, w znalezieniu właśnie pomysłu, konwencji na tych ludzi, którzy tutaj są...”

Piątek, 5 stycznia 2024 o godz. 20:05
- Na drugie mi Sylwester. Tak sobie pomyślałem, idąc tutaj do studia, że jak jadę do Bydgoszczy, to odczuwam dwa razy euforię; jedną, jak wchodzę do Opery Nova, a drugą, jak wchodzę do Radia PiK.

Ale po drodze jadąc z Warszawy, zwykle przystajesz w Toruniu?

- Tak, u mamusi i tatusia. Na chwileczkę tam ich zawsze odwiedzam, ale … chcemy rozwijać ten wątek?

A rozumiesz Drogi Sebastianie, ten trochę naciągany i wyciągany na wierzchy, raz po raz konflikt bydgosko-toruński?
- Nie mam o tym zielonego pojęcia. Powiem szczerze i wydaje mi się, że to jest coś takiego, żeby nie było, ja nie urodziłem się w Toruniu, ani w Bydgoszczy, ale jednak ten konflikt jest dla mnie, z pozycji osoby, nazwijmy to z zewnątrz, kompletnie irracjonalny. Oczywiście, on nie istnieje wśród tak zwanych zwykłych ludzi, tylko to jest bardziej chyba sytuacja taka samorządowo-polityczna. Gdzieś jakieś zaszłości sprzed wielu, wielu lat i tak dalej i to dla mnie jest bardzo zabawne, co czasem w koncertach sylwestrowych gdzieś uwypuklam i daję pstryczka w nos jednej, albo drugiej stronie. To jest takie fajne pole do manewru artystycznego.

Sebastian Gonciarz w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
Które miasto jest Ci bliższe?
- (śmiech) Obydwa są mi bliskie. Jak jechałem tutaj z moją córką Polą, która pierwszy raz zobaczy te koncerty na żywo i po raz pierwszy jest w Bydgoszczy, to mnie zapytała: a jaka jest Bydgoszcz? A ja mówię, Toruń jest ładny, a Bydgoszcz piękna. Tak wybrnąłem.

Choć obecnie trochę rozkopana.
- Tak, trochę rozkopana, ale jak każde miasto właściwie w Polsce, teraz się tak rozkopuje mocno i za chwilę będzie pięknie. Zresztą tutaj wokół radia też się dzieje, bo 20 minut objeżdżałem, żeby tu dojechać.

Twoja córka Pola, to aktorka, którą państwo znają chociażby z serialu „Na dobre i na złe”, gdzie gra jedną z głównych ról. Pola, jest takie imię Pola?
- Tak, to też historia, bo Pola ma teraz 25 lat. Pamiętam, 25 lat temu, poszedłem zarejestrować Pole, po jej urodzeniu, to pani bardzo długo mi mówiła, że nie ma takiego imienia jak Pola, jest Apolonia. A ja nie odpuszczałem i zacząłem ją przekonywać. To dość długo trwało i nawet się obiło o szefa urzędu stanu cywilnego, który potwierdził, że jest takie imię.

A czyj to był pomysł, żeby to była Pola? Mamy, czy Taty?
- Opcja była, że jeżeli będzie chłopiec, to miał być Franek i mama strasznie ubolewała, żeby tylko nie urodził się chłopiec, a Pola było ustalone już wcześniej, więc wyszło, że Pola.

Pola aktorka, dobrze śpiewa i aż dziw, że jeszcze nie wystąpiła podczas koncertów sylwestrowo-noworocznych.
- Edward Stachura powiedział: dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba, więc spokojnie, żeby tutaj nie było jakiegoś kumoterstwa i tak dalej.

Trudno być córką reżysera?
- To by trzeba było jej się zapytać. Myślę, że jak się jest aktorką i jest się córką reżysera, to też można dużo sobie chyba wziąć inspiracji. Aktor jest otwarty na różnego rodzaju konwencje teatralne. Mam nadzieję, że Pola też jest. Jestem właściwie o tym przekonany, ale w takiej twardej pracy jeszcze się nie zderzyliśmy. Nawet przed wejściem do studia rozmawiałem z nią i ona mi mówi: „no nie wiem, czy byśmy się lubili w pracy.”

Naprawdę zabawne, a czy Pola się Ciebie radzi, jak dostaje kolejne propozycje pracy?
- Tak, natomiast ja bardzo jestem ostrożny, bo każdy reżyser i każdy tata ma swoje preferencje dotyczące jakby też wyrazu artystycznego, to mówię jako reżyser. A jako tata, to z kim się pracuje, jak on będzie pracował, czy ta produkcja, czy ten projekt, nazwijmy to pociągnie ją do przodu, czy on ją sfrustruje, czy produkcja jest profesjonalna, czy półprofesjonalna i tak dalej...

Sebastian Gonciarz w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
No dobrze, wracamy do koncertów sylwestrowo-noworocznych. Robienie po raz kolejny koncertu, wymyślanie kolejnej formuły, to jest pewnego rodzaju utrapienie, czy nie?
- To jest dobre słowo, w sensie „utrapienie”, ale są „utrapienia” i „utrapienia”. Są takie utrapienia, które chcemy mieć... Ja chcę je mieć i za 360 dni też będzie Sylwester i też będziemy w jakiś sposób musieli się do niego odnieść i tak dalej. I to utrapienie dla mnie jest na tyle już wewnętrznie taką, tak jak powiedziałem na początku, że ja jak tu przyjeżdżam, to odczuwam dwie euforie; jak przychodzę do Opery Nova i jak wchodzę do tego radia, to jest kwestia tego, że to jest takie fajne utrapienie. Tak jak zawsze powtarzam, staram się tę ekipę szalenie zdolnych artystów pokazać w taki sposób, żeby widzowie byli zaskoczeni, żeby byli zadowoleni, żeby patrzyli czasem z niedowierzaniem. To jest właśnie dla mnie takie super utrapienie, w znalezieniu właśnie pomysłu, konwencji na tych ludzi, którzy tutaj są. Czasem to jest największą nagrodą dla mnie, jako reżysera, kiedy aktorzy, śpiewaczki i śpiewacy, tancerze cieszą się, podchodzą i mówią: „dziękuję ci, że mnie obsadziłeś w takiej roli, że tak to mogłem, mogłam zrobić, bo nigdy bym się nie spodziewała, że mi się to uda”. I to jest dla mnie wtedy po prostu taka największa nagroda, jeśli chodzi o to utrapienie, o którym mówisz.

Wiesz, jak oni o Tobie mówią? „Ogarnięty Anioł Człowiek”
- Ojejku to bardzo miłe. Myśmy się siebie nauczyli, ja też się nauczyłem przez wiele lat pracy, bo przecież na początku byłem też po drugiej stronie, byłem tancerzem. Wiemy jaki jest etos pracy tancerza. Natomiast ja po prostu nie lubię marnowania pracy i czasu innych ludzi, żeby sprawdzać swoje pomysły na żywej materii. Nie lubię tego.

To gdzie sprawdzasz swoje pomysły, w głowie?
- Tak naprawdę to w głowie, ale nie mam tylko na myśli artystów, ale też ludzi, którzy ze mną współtworzą spektakl, czyli technikę i tak dalej. Np coś budujemy, nie wiem wieżę Babel, po to, żeby ją zbudować i powiedzieć: „nie, to za duże, rozwalcie to” i trzy dni oni to rozwalają. To działa w dwie strony. Oczywiście czasem się tak zdarza, ale staram się tego unikać i moim zdaniem jesteśmy już tak natemperowani sobą, że oni to rozumieją. Jeżeli ja mówię do nich: „proszę was o to, żebyśmy to zrobili, ale nie wiem jak to zaistnieje, to wolę się do tego przyznać, że nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Wtedy to robimy, ale zaznaczam na początku, że może to nie wejść i tak samo mam też z aktorami. Ja zawsze gram z aktorami w otwarte karty, bo to przynosi pozytywne efekty.

Sebastian Gonciarz w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
Ty jesteś z pierwszego naboru „Metra”, czy z drugiego?
- Z drugiego, bo ja w dziewięćdziesiątym pierwszym roku, jak było montowane pierwsze Metro, to powiedziałem: „dobra, idę, zrywam wszystko”. A moja mama mówi: no, ale matura... Poszedłem na pierwszy nabór, ale mama mnie zawróciła i powiedziała: „najpierw matura, a potem pójdziesz na studia”. I tak się stało. Potem poszedłem do tego drugiego „Metra”.

A teraz jest jubileusz. Kolejna trasa jubileuszowa Metra i łezka w oku się nie kręci?
- To jest niesamowite, bo teraz, przed rokiem, w styczniu, myśmy się wszyscy zebrali, ci, którzy mogli się zebrać w Teatrze Buffo i zagraliśmy z tą młodzieżą. Ten spektakl był zresztą emitowany w Internecie. Czy się łezka kręci? Pewnie, że się kręci, to jest kawałek takiego mojego życia, w którym rozpoczynałem tę przygodę. Powiem tak, że ten moment, w którym startowałem, to Janusz Józefowicz, tak naprawdę mnie dużo rzeczy nauczył. On mi pokazał etos pracy w teatrze. A wtedy, kiedy przygotowywaliśmy „Metro” to był dramat, to był po prostu zamordyzm. Myśmy siedzieli 20 godzin w teatrze, potem 4 godziny spania i dalej do roboty. Dzięki temu stworzyło się coś, co przetrwało 30 lat. Nawet jak się spotkałem z Januszem Józefowiczem, na tym trzydziestoleciu, to mówię: „czy ty sobie zdajesz sprawę, że myśmy wtedy zmieniali polski bieg historii współczesnego teatru muzycznego?” On tak popatrzył i mówi: „wiesz, nie pomyślałem o tym, ale chyba tak”. I wtedy tak mi się błogo zrobiło na sercu, że mogłem być częścią tej sytuacji i w jakimś sensie współtworzyłem to wszystko, byłem tam jakimś ziarenkiem na tej pustyni wielkich talentów, które tam się spotkały. Tak, łezka była, oczywiście.

Zobacz także

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Krzysztof Trebunia-Tutka

Krzysztof Trebunia-Tutka

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę